Ekspert do spraw bezpieczeństwa: Obawiam się bardzo surowej kary dla Legii

Getty Images / Na zdjęciu: kibice Legii przed stadionem Aston Villi
Getty Images / Na zdjęciu: kibice Legii przed stadionem Aston Villi

Do wielkiej awantury doszło przy okazji meczu Aston Villa – Legia. Warszawscy kibice nie weszli na stadion, a pod obiektem doszło do zamieszek. – Obawiam się, że kara dla Legii będzie surowa – mówi Marcin Samsel, ekspert od spraw bezpieczeństwa.

Miało być piłkarskie święto (Legia przegrała w czwartek w meczu Ligi Konferencji 1:2), ale znów więcej niż o wydarzeniach boiskowych dyskutuje się o tym, co się wydarzyło przed bramami stadionu. Choć zamieszanie zaczęło się dużo wcześniej, a chodziło o pulę biletów, jaką miała otrzymać Legia Warszawa.

Polski klub zamówił 5 proc. pojemności stadionu, czyli tyle ile się maksymalnie należy gościom. Aston Villa odmówiła, ale potem zgodziła się na 1700 wejściówek (tyle mieli kibice AV w Warszawie). Następnie jednak Anglicy znów okroili liczbę - do 890.

Do Anglii ruszyło ostatecznie o wiele więcej fanów Legii niż 890. Nieoficjalnie mówi się o 2 tysiącach. Przed stadionem doszło do awantur i ostatecznie żaden z kibiców nie wszedł na stadion. W ramach protestu na mecz nie przyszła też oficjalna delegacja Legii na czele z prezesem Dariuszem Mioduskim, który obejrzał mecz w... pubie.

A dlaczego do tego wszystkiego doszło? Czy UEFA mogła interweniować w sprawie liczby biletów? Jakie konsekwencje grożą za awantury pod stadionem? O tym rozmawialiśmy z Marcinem Samselem, ekspertem do spraw bezpieczeństwa, który był między innymi odpowiedzialny za przygotowania i bezpieczeństwo na stadionie w Gdańsku podczas EURO 2012, a także Klubowych Mistrzostw Świata w siatkówce, UEFA EURO U21 czy mistrzostw świata FIFA do lat 20.

Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty: Kolejny mecz i kolejna awantura. Jak pan patrzy na to, co się wydarzyło w Birmingham?

Marcin Samsel, ekspert do spraw bezpieczeństwa:

Zanim odpowiem na pytanie, muszę sam zapytać: nie, co się wydarzyło, ale po raz który się wydarzyło? Wszyscy wiemy przecież, że to nie pierwsze zamieszanie z udziałem kibiców Legii. Zresztą, nie trzeba się cofać daleko w przeszłość, aby przypomnieć sobie choćby to, co się działo w Alkmaar. Prawda jest brutalna: gdyby kluby mogły, to by najchętniej nie sprzedały kibicom Legii ani jednego biletu na mecze w pucharach u siebie. No niestety, taką "renomę" fani Legii sobie wyrobili przez lata. Zresztą, generalnie polski kibic nie jest szczególnie kochany na Wyspach Brytyjskich. To się ciągnie od lat, sam to pamiętam jeszcze z czasów szkoleń, które tam przechodziłem.

No dobrze. Ale najpierw ustalono, że kibice Legii dostaną 1700 biletów, potem że 890. Tyle że w międzyczasie fani podejmowali decyzje: rezerwacja samolotu, hotelu itd. To wszystko kosztuje.

Zawsze liczy się efekt finalny, ostateczne ustalenia, czyli ile było tak naprawdę w puli dla Legii. I teraz tak: wiemy, że do Birmingham wybrało się dużo więcej kibiców Legii, niż miało bilety. Tylko pytam: po co? Przecież gdy chce się pan wybrać na koncert, ale nie ma pan biletu, to nie idzie pan pod halę z kolegami, nie robi awantury, licząc, że na końcu i tak pana wpuszczą. No tak to nie działa. Zwłaszcza na Wyspach Brytyjskich.

ZOBACZ WIDEO: Co Polacy myślą o reprezentacji Polski i Michale Probierzu? "Oglądałem. Źle zrobiłem"

Odwróćmy jednak pytanie: skoro mojemu klubowi należy się 5 procent pojemności stadionu, a klub organizator ogranicza moją pulę ze względów bezpieczeństwa, to może nie powinien organizować takiej imprezy, skoro nie potrafi jej zabezpieczyć?

Teoretycznie moglibyśmy przyjąć takie założenie. Ale znów… Pamiętajmy o dwóch rzeczach. Zła sława kibiców Legii i to gdzie się odbywał ten mecz. A odbywał się w Anglii. Tam działa to tak, że te organy, na które powoływała się Aston Villa, uzasadniając zmniejszenie puli biletowej dla Legii, mają po prostu prawo do oceny ryzyka i wydania takiej a nie innej decyzji. I tak się właśnie stało w tym przypadku. Poza tym, nie znamy całej korespondencji między AV a instytucjami. Nie wiemy, czy klub nie został zobligowany do zwiększenia stref buforowych, właśnie kosztem legijnej puli? Wariantów  jest kilka.

No dobrze, ale jeszcze raz… nie można było tego zrobić wcześniej? Żeby kibice wiedzieli, że nie ma sensu się tam wybierać?


Takie instytucje działają w czasie rzeczywistym. Dam panu hipotetyczny przykład: powiedzmy, że Aston Villa przyznała kibicom Borussii Dortmund pełną pulę, 2100 biletów. Ale zakładamy, że na ostatnim meczu ligowym kibice BVB "dymili", więc w Anglii uznają, że ryzyko się zwiększyło. I zmniejszają pulę. No tak to działa.

A co na to UEFA? Czy UEFA mogła wymóc na Aston Villi dotrzymanie słowa o puli 1700?

Nie, nie mogła. UEFA w tym przypadku ma związane ręce. Bo decyduje opinia i zalecenia miejscowych organów oceniających bezpieczeństwo. A UEFA nie będzie tego podważać. Inna sprawa, że UEFA w takie mecze, na takim szczeblu mało się wtrąca. Najważniejsze są dla nich mecze od ostatniej rundy eliminacji Ligi Mistrzów, tam gdzie zaczyna się ten prawdziwy piłkarski teatr.

A jakie mogą być konsekwencje po burdach pod stadionem?

Obawiam się, że to, co się tam wydarzyło, Legii nie pomoże. Zdziwię się, jeśli zakaz wyjazdowy dla kibiców Legii będzie krótszy niż do końca tego sezonu. Według mnie może nawet objąć, przynajmniej częściowo, kolejne rozgrywki. Obawiam się bardzo surowej kary dla Legii.

Rozmawiał Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty

UEFA zareagowała na zamieszki w Birmingham. Mamy odpowiedź
Podolski szczerze o problemach Górnika

Źródło artykułu: WP SportoweFakty