Obiekt Ruchu Chorzów wymagał modernizacji. Z tego też powodu piłkarze Niebieskich swoje domowe mecze rozgrywali najpierw na stadionie w Gliwicach, a obecnie na Stadionie Śląskim.
12 października, czyli na trzy dni przed wyborami parlamentarnymi, stadion Ruchu odwiedził Mateusz Morawiecki. Z ust ówczesnego premiera padły ważne deklaracje.
- Stadion Ruchu Chorzów potrzebuje nowej, wspaniałej inwestycji (...). Przyjeżdżam tu dzisiaj z wypełnieniem obietnicy. Nasz rząd dotrzymuje słowa - podjęliśmy decyzję, że wkrótce przekażemy ponad 100 mln zł na budowę tego pięknego, nowego stadionu. Przetarg może rozpocząć się nawet jeszcze w tym roku, w grudniu, czyli już za kilka miesięcy, bardzo szybko - mówił wtedy Morawiecki.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: niespodzianka na treningu Bayernu. Zobacz, kto odwiedził piłkarzy
Dwa miesiące po wypowiedzeniu tych słów obiecane przez premiera pieniądze nadal nie zostały przekazane. W Chorzowie nie ukrywają rozgoryczenia. W mocnych słowach do całej sytuacji odniósł się prezydent miasta Andrzej Kotala.
- Czujemy się oszukani. Wniosek został prawidłowo złożony w czerwcu. Była informacja, że został pozytywnie oceniony. Potem druga informacja w październiku, z której wynikało, że wszystko jest na dobrej drodze. Niestety po wyborach telefony zamilkły, na nasze mejle też nie było odpowiedzi (...) - powiedział Kotala na konferencji prasowej, którego cytuje katowice.wyborcza.pl.
Przypomnijmy, że koszt budowy nowego stadion dla Ruchu Chorzów ma wynosić ok. 200 mln zł. Na podstawie deklaracji złożonych przez rząd Prawa i Sprawiedliwości ustalono, że połowę z tej kwoty zabezpieczy magistrat, a drugą połowę Ministerstwo Sportu.
Problemem w tym przypadku jest też zmiana rządu. Po porażce PiS-u w wyborach partia Mateusza Morawieckiego została odsunięta od władzy. To stawia pod jeszcze większym znakiem zapytania wsparcie finansowe ze strony Ministerstwa Sportu.
Zobacz także:
Chcą zakazać piwa na Euro 2024
Media brutalne po kompromitacji Bayernu