To tylko wypadek przy pracy?

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Z pewnością nie tak kibice oraz piłkarze Jagiellonii Białystok wyobrażali sobie postawę defensywy w minionej kolejce. Po ośmiu meczach bez straty bramki, w spotkaniu z Ruchem Chorzów bramkarz Jagiellonii skapitulował aż pięciokrotnie.

- Jedna i druga strona chciała grać i kibice obejrzeli ciekawe zawody. Popełniliśmy zbyt dużą ilość prostych błędów i to zadecydowało o tym, że przegraliśmy to spotkanie. Kluczowe trafienie, to bramka na 2:1 dla Ruchu, ponieważ zmieniła ona oblicze całego meczu. Oprócz tego gola, przy wszystkich pozostałych zawsze ktoś mógł naprawić błędy partnerów, jednak tego nie uczyniono - powiedział Michał Probierz, trener Jagiellonii Białystok.

Grzegorz Sandomierski po raz pierwszy piłkę z siatki musiał wyciągać po kwadransie gry, po pięknym uderzeniu zza pola karnego Artura Sobiecha. Piłka po strzale młodego napastnika wpadła niemal w same widły. - Ta bramka obciąża konto całego zespołu, bo wszyscy popełniliśmy błędy - stwierdził szkoleniowiec żółto-czerwonych.

Drugi gol dla niebieskich padł po katastrofalnej pomyłce Thiago Rangela Cionka, który stracił futbolówkę na rzecz Andrzeja Niedzielana, w konsekwencji czego Sobiech trafił po raz drugi. Tuż przed przerwą chorzowianie trzeci raz pokonali Sandomierskiego. Strzelcem został Łukasz Janoszka, a trafił... z niemal zerowego kąta. - Nie chcę podawać winowajców tej bramki, niech to zostanie w naszym gronie - stwierdził krótko Probierz.

Gdy Jaga strzeliła bramkę na 2:3, wydawało się, że podopieczni Probierza wrócili do gry i pójdą za ciosem. Nic z tych rzeczy. Radość trwała bardzo krótko, ponieważ Niedzielan odebrał piłkę Hermesowi i wykorzystał nie najlepsze ustawienie w bramce Sandomierskiego. W tym momencie praktycznie stało się jasne, że oczka zostaną w Chorzowie.

- Takie sytuacje się zdarzają i są zbiegiem okoliczności. Mogę jedynie pochwalić zespół za to, że walczył do ostatniej minuty, nawet kosztem piątej bramki. Staraliśmy się strzelić na 3:4, jednak nie udało się. Mieliśmy dużo sytuacji, których nie wykorzystaliśmy i z pokorą musimy przyjąć tę porażkę. W sporcie jak w życiu - styl może być piękny, a może skończyć się porażką. Zawsze na twierdzenia o stylu odpowiadam, że najważniejsze są punkty. Po tym spotkaniu, mimo że zaprezentowaliśmy się korzystnie, jestem bardzo niezadowolony - dodał trener Jagiellonii.

Bardzo dużo akcji chorzowianie przeprowadzali stroną, na której grał Alexis Norambuena. - Nie mam zamiaru robić z Alexisa "kozła ofiarnego". Przegraliśmy wszyscy, jednak trzeba przyznać, że nie był to jego jakiś rewelacyjny mecz. W poprzednich spotkaniach grał bardzo dobrze i nie zamierzam z niego rezygnować i zbyt krytycznie oceniać - zapewnił trener Probierz.

Z formacji defensywnej jedynie Igor Lewczuk i Andrius Skerla nie zeszli poniżej pewnego poziomu. Z tym stwierdzeniem nie zgadza się jednak szkoleniowiec Jagi. - Nikt nie zagrał na swoim poziomie, bo przegraliśmy 2:5 i to jest sprawa oczywista - zauważył.

Po sześciu meczach ligowych i dwóch Pucharu Polski bez straty bramki, przyszedł czas na zimny prysznic. Kibice żółto-czerwonych mają nadzieję, że mecz z Ruchem był jedynie wypadkiem przy pracy i od spotkania z Polonią Bytom Jagiellonia wróci na właściwe tory.

Źródło artykułu: