Paweł Kuźbik: Trwa bardzo dobra seria GKS-u. O złym początku sezonu prawie nikt już nie pamięta, ale ja jednak chciałbym jeszcze do niego wrócić. Pan jako pierwszy trener GKS-u Bełchatów chyba najlepiej wie, jakie były przyczyny tak słabych wyników bełchatowian na starcie ligi.
Rafał Ulatowski: Oczywiście mogę się domyślać, gdzie popełniłem błąd i sztuką jest to, że udało się z tego błędu w miarę szybko wyprowadzić zespół. Na dzień dzisiejszy prezentujemy się dokładnie tak samo jak prezentowaliśmy się na obozie w Austrii, gdzie wygrywaliśmy z obojętnie jakim przeciwnikiem. Potem przyszedł czas ośmiu czy dziewięciu dni do ligi i myślę, że gdzieś tam trzeba szukać przyczyn. Jak ktoś śledzi moją drogę w GKS-ie Bełchatów, to początek każdej rundy jest właśnie taki, a nie inny i tutaj trzy razy nie mogę popełnić tego samego błędu, bo wiemy, że na wiosnę pierwsze mecze są bardzo ważne. Jest Wisła Kraków w pierwszej kolejce, w drugiej Piast Gliwice na wyjeździe, w trzeciej jest Lech Poznań. Myślę, że problemem moim i całego polskiego piłkarstwa jest to, że my więcej trenujemy niż gramy. W Polsce są dwa okresy przygotowawcze po dwa i pół miesiąca. Teraz jak skończymy granie 12 grudnia, bo wtedy jest ostatni mecz, to do rozpoczęcia nowego sezonu, czyli do 1 sierpnia jest siedem i pół miesiąca, z czego polski piłkarz będzie grał tylko przez dwa i pół miesiąca. Dla trenera jest to bardzo ciężka dola, bo każdy woli grać mecze o stawkę niż jeździć na obozy, trenować i rozgrywać mecze sparingowe.
Pytałem o zły początek sezonu, to teraz zapytam jakie są przyczyny świetnej postawy bełchatowian.
- Po prostu wszyscy piłkarze potrafią pokazać swój potencjał na boisku. Jesteśmy zespołem, który nie liczy tylko 11 zawodników, ale 23-24. Jeżeli na ławce rezerwowych siedzą tacy piłkarze jak Carlo Costly, Dawid Nowak, Grzegorz Fonfara, Paweł Magdoń, Edward Cecot, czy Krzysztof Janus - reprezentant U-23, to znaczy, że ta jedenastka, która gra, jest mocna, a ławka też jest naszym atutem. Żółte kartki czy kontuzje, które zawsze się zdarzają, nie sprawiają, że jesteśmy osłabieni.
Jeszcze tylko dwa wygrane mecze i pobijecie klubowy rekord. Wszyscy piłkarze cały czas powtarzają, że nie obchodzą ich żadne rekordy, a skupiają się tylko na następnym meczu, ale chyba gdzieś w głowach zawodników siedzi myśl, że do pobicia klubowego rekordu brakuje tylko dwóch zwycięstw.
- Podzielę tutaj opinię piłkarzy. Osobiście też nie przywiązuję do tego wagi. Mam własne plany. Chciałbym być na miejscu wyższym, niż ktokolwiek był przede mną. Nie udało się zdobyć Pucharu Polski, nie udało się zdobyć Pucharu Ekstraklasy, więc być może uda się coś więcej. Wiadomo, że szczytem możliwości było wicemistrzostwo trenera Lenczyka. Ja chciałbym, pracując w Bełchatowie, co najmniej mu dorównać, a marzeniem jest, żeby być jeszcze lepszym. Jeżeli ktoś przeżył z tą drużyną sierpień jaki był za nami i nagle znajduje się w połowie listopada i mówi o zupełnie innych celach niż jeszcze niedawno, to jestem pokorny i spokojny. Chcę wygrywać jak najwięcej. Zrobiliśmy fajne transfery w lecie. Nadmieniam, że z tych wszystkich transferów to są piłkarze podstawowi, bo Szyndrowski, Małkowski, Korzym to nowa jakość. Do tego Kuba Tosik, który dopiero w tej rundzie został piłkarzem przez duże "P" naszej drużyny. To w porównaniu z poprzednim sezonem czterech nowych piłkarzy. Może tutaj też tkwił problem na początku sezonu. Może nie mieliśmy zgrania, może potrzeba było jakichś meczów o stawkę, żeby to wszystko doszlifować. Praca procentuje, umiejętności tych piłkarzy są już wysokie.
Trwa również świetna seria w bramce Łukasza Sapeli - ponad 570 minut bez straty gola. Na pewno jest w tym duży wkład Zbigniewa Robakiewicza, który trenuje Łukasza na co dzień, ale serce pierwszego szkoleniowca GKS-u pewnie też się cieszy, jeśli bramkarz zachowuje czyste konto przez długi czas.
- Ja patrzę na to z innego punktu widzenia. Myślę, że wszyscy nasi piłkarze po tym nieudanym początku, szczególnie po meczu we Wronkach, gdzie prowadziliśmy 2:0 do 60. minuty i zremisowaliśmy, a mało brakowało żebyśmy przegrali, wzięli sobie do serca, że bronić musi cała drużyna. Począwszy od napastników, przez pomocników, obrońców, a skończywszy na tej ostatniej ostoi, którą jest zawsze bramkarz. Nie tylko Łukasz wygląda bardzo dobrze, ale i Krzysiek Kozik, Łukasz Budziłek i Dominik Kisiel, którzy grają w Młodej Ekstraklasie.
Ma pan Łukasza Sapelę na co dzień na treningach, na meczach patrzą na niego wszyscy. Czy powołałby pan swojego bramkarza do kadry?
- Ja przyzwyczaiłem się do jednego, że obojętnie kogo trener selekcjoner nie powoła, to zawsze są jakieś głosy, że można powołać kogoś innego. Nie chcę się tutaj wypowiadać, czy bym go powołał czy nie. Ja życzę mu z całego serca, żeby jego passa trwała jak najdłużej, bo jeżeli ona będzie trwała, to my będziemy zdobywać punkty. Zostały nam cztery mecze do końca, znajdujemy się w analogicznym okresie, w jakim znaleźliśmy się na wiosnę, gdzie po serii sześciu zwycięstw mieliśmy cztery kolejki do końca. Pojechaliśmy na Polonię, pojechaliśmy na Cracovię, zremisowaliśmy u siebie z Arką Gdynia, wygraliśmy w Białymstoku. Sami wiemy ile punktów zdobyliśmy w tych ostatnich czterech meczach. Na pewno dobra gra i szczęśliwa passa pobudzają apetyty i pozwalają marzyć o znacznie lepszym dorobku punktowym niż w analogicznym okresie na wiosnę. Czeka nas bardzo trudny mecz z Lechią w Gdańsku, z Legią Warszawa, z Polonią Bytom, z Jagiellonią. Wszystko jest w naszych rękach.
GKS gra coraz lepiej, a do kadry zostają powoływani kolejni zawodnicy. Jak pan wspomniał, do U-23 zostali powołani Krzysztof Janus i Jakub Tosik, na U-21 wyjechali już Maciej Korzym i Mateusz Cetnarski. Czy zostawiłby pan Mateusza Cetnarskiego w Bełchatowie? Po kontuzji nie grał zbyt wiele, a jednak trener Zamilski zdecydował się go powołać.
- To świadczy tylko i wyłącznie o tym, że trener Zamilski ufa umiejętnościom Mateusza, które są bardzo wysokie. Cieszę się, że z jego zdrowiem jest już wszystko w porządku, że ta diagnoza po meczu z Koroną, która eliminowała go z gry do końca rundy, nie sprawdziła się.
Niedawno rozpoczęła się reprezentacyjna przerwa. Ma pan dużo czasu na rozpracowanie kolejnego przeciwnika, jakim jest Lechia Gdańsk.
- Zgadza się. Co innego rozpracować przeciwnika, a co innego wyciągnąć wnioski z jego gry i przełożyć to na boisko. To nie jest nasza pierwsza przerwa. Widzi pan, że jesteśmy już 40 minut po treningu, a zostało jeszcze 10 zawodników doskonalących swoje umiejętności. Widać, że głód grania jest, a o to chodzi w piłce nożnej. Potrafimy spowodować, że zawodnicy nie mogą się doczekać następnego treningu czy meczu. Myślę, że jest to też odpowiedź na pytanie, jaka jest atmosfera w zespole, w klubie. Nie będzie to łatwy pojedynek. Pamiętamy, że w ubiegłym sezonie to był pierwszy mecz trenera Kafarskiego. Wygraliśmy 2:1 po bramkach Jacka Popka i Dawida Nowaka. Jednego z tych zawodników na pewno nie będzie. Wierzę, że ten drugi będzie w dobrej dyspozycji, takiej, żeby pokazać swój nieprzeciętny talent. Jednak do spotkania jest jeszcze 10 dni, więc tu dużo może się zmienić. Mamy swój sposób pracy, który realizujemy. Ten tydzień poświęcamy na to, żeby przygotować zespół na cztery ostatnie mecze najlepiej pod względem motorycznym i technicznym, a o taktyce będziemy myśleć dopiero od przyszłego tygodnia.
Pańska drużyna w tym sezonie jest specjalistą od przełamywania barier historycznych. GKS wygrał u siebie z Arką Gdynia i Polonią Warszawa, zdobył trzy punkty również na Stadionie Ludowym w Sosnowcu. Może uda się też przełamać barierę niezdobywania trofeów?
- Po to się trenuje i po to się gra. Takie są zamierzenia i całego klubu, sztabu trenerskiego i wszystkich piłkarzy, żebyśmy zakończyli rozgrywki co najmniej o jedno miejsce wyżej niż w ubiegłym roku. Wówczas nie udało się awansować do europejskich pucharów. Cel został postawiony, transfery, które wymyśliłem, zostały dokonane. Ja nie mogę powiedzieć, że nie mam piłkarzy, albo mam nie tych, których chcę, tak na pewno nigdy nie powiem. Daj Boże, żeby nasza dyspozycja wyglądała zawsze tak, jak wygląda w ostatnich dziewięciu meczach. Będę robił wszystko i piłkarze też, żebyśmy zrealizowali swoje marzenia i dali kibicom, którzy nas dopingują wiele radości ze swojej postawy.
Cały czas kontraktu nie przedłużył Tomasz Wróbel. Czy ma pan już jakąś alternatywę, gdyby prawy pomocnik GKS-u nie podpisał nowej umowy?
- Przede wszystkim wierzę, że Tomek będzie naszym piłkarzem. Oczywiście muszę myśleć też o przyszłości zespołu, gdyby Tomka nie było, ale na dzień dzisiejszy uważam i czuję, że bliżej Tomkowi do pozostania w Bełchatowie niż do zmiany otoczenia. Na pewno trzeba będzie uszanować każdą jego decyzję, bo jest to już dorosły człowiek. Władze klubu robią dużo, żeby Tomka zatrzymać. We wszystkim trzeba zachować zdrowy rozsądek. Strony muszą się dogadać i znaleźć nić porozumienia. Wiem, że od tej nici dzieli nas niewiele, więc liczę, że wiosną z Tomkiem Wróblem będziemy bić się o europejskie puchary. Gdyby nie udało się zatrzymać Tomka, trzeba będzie znaleźć jakiegoś zastępcę, ale nie będzie to na pewno proste.
Cały czas media donoszą o kontrakcie Tomasza Wróbla, ale w grudniu bez umowy zostanie jeszcze jeden zawodnik - Paweł Magdoń. W dużej mierze przedłużenie współpracy z tym obrońcą będzie zależało od pana opinii na jego temat...
- Nie jestem przekonany, czy Paweł chciałby zostać na kolejną rundę w klubie, który nie gwarantuje mu miejsca w podstawowej jedenastce. Na dzień dzisiejszy dwóch środkowych obrońców to Mate Lacić i Darek Pietrasiak. Po kontuzji wraca Marcin Drzymont, który ma jeszcze półtora roku kontraktu. Jest też Edek Cecot, któremu umowa kończy się w czerwcu. W związku z tym myślę, że Paweł jest już zniecierpliwiony tym, że nie gra. Pewnie chciałby znaleźć klub, w którym trener będzie na niego stawiał w pełnym wymiarze czasowym. Ja na pewno taką decyzję uszanuję. Rozmawiałem z Pawłem przed rozpoczęciem tego sezonu, wymienialiśmy swoje poglądy. Myślę, że on sam czuje najlepiej, że trudno mu będzie przedostać się do pierwszego składu.