Plebiscyty - od Sportowca Roku, przez Złotą Piłkę, po FIFA Best - to dziś bardziej "beauty contesty" i konkursy popularności niż rzetelne uznanie klasy sportowca czy piłkarza i jego osiągnięć w danym okresie. W poniedziałek podczas Gali FIFA Best w Londynie przekonał się o tym Erling Haaland.
W branym pod uwagę czasie, czyli między 19 grudnia 2022 a 20 sierpnia 2023 roku, Norweg z Man City zdobył wszystkie możliwe laury drużynowe i indywidualne, ale w plebiscycie FIFA musiał uznać wyższość Leo Messiego. Przegrał o włos (więcej TUTAJ), ale marne to dla niego pocieszenie.
W podlejszym nastroju mimo wszystko mógł być w poniedziałek Robert Lewandowski. Kapitan reprezentacji Polski długo pracował na to, by zaistnieć na salonach światowego futbolu, ale jego czas na czerwonym dywanie już minął. I wiele wskazuje na to, że bezpowrotnie.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: gola zapamięta do końca życia. Co tam się stało?!
W tym roku w ogóle zabrakło go na gali FIFA. Nie był nominowany w żadnej z kategorii. Po pierwsze, kapituła nie umieściła go wśród 12 kandydatów na Piłkarza Roku. Po drugie, po raz pierwszy od 2012 roku nie znalazł się na szerokiej liście FIFA FIFPro World XI.
O ile fakt, że nie liczył się w walce o trzeci w karierze tytuł Piłkarza Roku, był zrozumiały, to pominięcie go w plebiscycie, w którym głosy oddało 28 tysięcy piłkarzy, mogło zaboleć. Po mundialu w Katarze mocno obniżył loty, ale mimo to w pierwszym półroczu 2023 roku został mistrzem Hiszpanii i królem strzelców La Ligi.
Taki dublet debiutanta w Primera Division nie zdarza się często. Dość powiedzieć, że przed "Lewym" równie spektakularnie z hiszpańskim boiskami przywitali się jedynie Alfredo di Stefano, Romario i Ruud van Nistelrooy. Więcej TUTAJ. A jako zawodnik Barcy - tylko ten drugi. Został dzięki temu najdłużej panującym królem, jakiego widziała Europa.
Sięgnął też po Superpuchar Hiszpanii i był bohaterem turnieju finałowego. Nie zrobiło to jednak wrażenia na innych piłkarzach. A ci docenili m.in. Cristiano Ronaldo, choć ten w branym pod uwagę okresie grał już tylko w Arabii Saudyjskiej czy Harry'ego Kane'a, który w pierwszym półroczu ubiegłego roku nic nie wsadził do swojej gabloty.
Lewandowski od kilku miesięcy gra poniżej oczekiwań, ale jego osiągnięcia w 2023 roku są godne uznania. Tymczasem cykl ostatnich niepowodzeń kapitana reprezentacji Polski składa się na jego największe upokorzenie w karierze od czasu wyrzucenia z Legii Warszawa w 2006 roku.
"Lewy" stracił nie tylko sympatię polskich kibiców, ale też uznanie kolegów po fachu. Najpierw - po 12 kolejnych latach z miejscem w pierwszej "10" - został sklasyfikowany dopiero na 17. miejscu w głosowaniu na Sportowca Roku. Teraz doszły do tego wyniki FIFA FIFPro World XI. I jeszcze "ten przeklęty" Kane, który gumką wymazuje kolejne jego rekordy w Bundeslidze i poluje na ten największy.
Przed paroma laty Lewandowski wdrapał się na sam szczyt. Wiadomo, że im wyższy ten szczyt jest, tym boleśniejszy jest upadek z niego. Kapitan reprezentacji Polski poniekąd sam jest jednak sobie winien, bo potknął się. I to nie raz. Jeśli plebiscyty to tak naprawdę wybory "mistera" futbolu czy sportu, to nie można się dziwić wynikom Lewandowskiego, bo ten sam zadbał o swój czarny PR. Jego wizerunek chwieje się w posadach.
Przede wszystkim miał, jako kapitan reprezentacji Polski, czynny udział w aferze premiowej, ale nie zrobił nic, by to wyjaśnić. Najpierw unikał tematu, a gdy do tablicy wywołał go Łukasz Skorupski, przeprosił kibiców. Po kilku miesiącach w rozmowie z Mateuszem Święcickim nagle zarzucił Skorupskiemu kłamstwo i zaczął zrzucać winę na innych.
W tej samej rozmowie przerzucił też odpowiedzialność za fatalne wyniki reprezentacji na innych kadrowiczów. W chwili kryzysu opaska stała się dla niego za ciężka. Zarówno na boisku, jak i poza nim. Po blamażu z Mołdawią (2:3) zabrakło mu odwagi, by stanąć przed kamerami.
A w międzyczasie premierę miał cukierkowy film dokumentalny, który mocno kontrastuje z prawdziwym "nieznanym" Lewandowskim. To był przestrzelony zabieg pijarowy. Efekt był odwrotny od zamierzonego. Nie bez wpływu na odbiór 35-latka jest też jego konflikt z Cezarym Kucharskim. Biznesowy, do którego rozwiązania sięgnął po polityczny oręż.
To wszystko tłumaczy jego klęskę w plebiscycie na Sportowca Roku. A co z brakiem międzynarodowego uznania? Po pierwsze, globalnie marketingowo nie istnieje. Nie jest twarzą światowych marek, co jeszcze kilka lat temu wydawało się nie do pomyślenia. Po drugie, jak określił to kiedyś Raymond Domenech, "urodził się w złym kraju".
Trudno bowiem wyobrazić sobie sytuację, w której jakaś brazylijska czy niemiecka "9" gra w Barcelonie i osiąga z nią tyle, co Lewandowski, i zostaje tak brutalnie zignorowana przez innych piłkarzy. I to jedyny czynnik z wymienionych, na który "Lewy" nie ma żadnego wpływu.
Długo i naprawdę ciężko pracował na to, by wejść na salony, ale teraz został z nich wypchnięty przy pierwszej okazji. Wyszedł się przewietrzyć, a ktoś zatrzasnął za nim drzwi. To pokazuje, że piłkarskie elity tak naprawdę nigdy go nie zaakceptowały.
Maciej Kmita, dziennikarz WP SportoweFakty