Piłkarski tydzień kobiecym okiem

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Jeszcze tylko kilka dni i zobaczymy w akcji wybrańców nowego selekcjonera reprezentacji Polski, Franciszka Smudy. Wszyscy sympatycy futbolu w naszym kraju z niecierpliwością czekają na ten moment. "Franz" zdążył już nas przyzwyczaić do czynienia cudów. Nikt mi nie wmówi, że kibice nie liczą na kolejny.

Wszyscy panowie, a pewnie nie tylko oni wiedzą, jak ostatnio prezentowali się nasi kadrowicze. Jeżeli wzięłoby się na poważnie słynne powiedzenie: Jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz, można by odnieść wrażenie, że w reprezentacji Polski wartościowi piłkarze nie grają, bo co dobrego można powiedzieć o zespole, który przegrywa trzy ostatnie spotkania, w tym oddaje bez walki arcyważne starcie ze Słoweńcami?

Było tak źle, że gorzej być już chyba nie mogło. Oblicze naszej reprezentacji ma odmienić nie kto inny, jak Franciszek Smuda. Doświadczony trener na początek zmienił jej skład personalny. W zespole zobaczymy wiele nowych twarzy. Na debiut w kadrze seniorów czekają m.in.: Patryk Małecki, Kamil Glik, Maciej Rybus i Maciej Sadlok. Czy na dobre przekonają do siebie selekcjonera? Mawiają, że w młodości siła, a już na pewno ona jest przyszłością. Nie można się kurczowo trzymać nazwisk tych, którzy kiedyś coś tam pokazali. Szkoda, że wcześniejsi selekcjonerzy tego nie przestrzegali. Czasu się nie oszuka. Kobieta jeszcze próbuje nadrabiać makijażem, zabiegami kosmetycznymi, ale starzejącym się zawodnikom nic z tych rzeczy nie pomoże. Już nie ta szybkość, reakcja, zdolność regeneracji organizmu. Na ich korzyść w pewnym wieku przemawia już tylko doświadczenie. Zresztą podobnie jest w przypadku wszystkich przedstawicieli płci męskiej, nie tylko sportowców.

W sobotę rozpocznie się nowy rozdział w historii kadry biało-czerwonych. Cel jest jeden: stworzenie klasowego zespołu na Euro 2012. Czy się uda? Jeżeli budowa reprezentacji będzie postępowała w takim tempie, jak prace nad nowymi stadionami, to czarno to widzę. Osoba Smudy pozwala jednak wierzyć, że będzie dobrze. Do dziś pamiętam spotkania z udziałem Lecha Poznań, w których to Kolejorz decydujące bramki strzelał w doliczonym czasie gry. Pamiętam, bo tego się nie da zapomnieć. Nadal mam w uszach okrzyki radości moich domowników, którzy ściskali kciuki za zespół "Franza" w rozgrywkach europejskich. Jeżeli podobnych emocji będzie nam dostarczała reprezentacja, nikt narzekać nie będzie. Poza kobietami oczywiście, którym radzę zaopatrzyć się w stopery albo w ogóle wyprowadzić się z domu.

Wybaczcie drogie panie, ale życzyłabym naszym kibicom, by Smuda okazał się dla polskiej kadry tym, kim Waldemar Fornalik dla Ruchu Chorzów, który w niedługim czasie z przeciętnego zespołu stworzył drużynę, która potrafi powalczyć z każdym. Gdyby reprezentanci w sobotę zaserwowali nam taką piłkarską ucztę, jak w miniony weekend zawodnicy Ruchu swoim sympatykom, byłoby bosko. Siedem bramek, emocje niemal do końca i co najważniejsze, happy end. Czego chcieć więcej? Po takim meczu morale reprezentacji wzrosną, humory mężczyzn się poprawią, a przecież nie ma nic gorszego niż zrzędzący facet w mieszkaniu.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)