[tag=15457]
Jakub Kwiatkowski[/tag] przez 11 lat był rzecznikiem prasowym PZPN. Od 2018 roku pełnił również funkcję menadżera drużyny. Został jednak zwolniony pod koniec ubiegłego roku. Jego odejście odbyło się w tajemniczych okolicznościach. Po raz pierwszy opowiedział o nich w rozmowie dla WP SportoweFakty z Dariuszem Tuzimkiem (więcej TUTAJ).
Zdradził też kulisy pracy w związku rządzonym przez Cezarego Kuleszę. Wspomniał o powiązaniach z Prawem i Sprawiedliwością.
- Przede wszystkim nigdy w historii PZPN nie była tak mocno obecna polityka jak za czasów Cezarego Kuleszy. Oczywiście, duży związek sportowy musi utrzymywać pewne relacje z władzą, bo przecież nie żyje w próżni, natomiast w mojej ocenie w tym przypadku granice zostały mocno przekroczone - wyznał.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Nie minęło nawet 20 sekund. Szalony początek meczu
- To - moim zdaniem - zaburzyło i wpłynęło na procesy zarządzania całym związkiem. A to się z kolei przełożyło na komunikację. Bo kiedy wybucha kryzys? Wtedy, kiedy dowiaduje się o nim opinia publiczna. A jeśli jakiś problem zostaje rozwiązany wewnątrz organizacji, to kryzysu nie ma. I problem obecnego związku jest taki, że te informacje wyciekają, rodzą się afery, jedna po drugiej. Wcześniej tak nie było i to jest główna różnica pomiędzy PZPN-em Bońka i PZPN-em Kuleszy - ocenił.
Stwierdził, że sam niewiele mógł zrobić. Zwłaszcza, że nie pomagali mu działacze. Ci na wyjeździe na Wyspy Owcze mieli się upić. Do tego chodzili przebrani w oficjalne dresy reprezentacji.
- Pewnych rzeczy nie przykryje nawet najlepszy rzecznik, jeśli organizacja pozwala sobie na zbyt dużo. Na przykład wielu dziennikarzy widziało na wyjeździe kadry na Wyspy Owcze działaczy związku przebranych w oficjalne dresy reprezentacji, którzy pojawiali się w miejscach publicznych w stanie - powiedzmy to oglądnie - dużego rozluźnienia. To co w takiej sytuacji może pomóc rzecznik? Jak może tym zarządzić? To nie są kwestie komunikacji tylko organizacji związku - stwierdził.
Kwiatkowski przyznał, że w końcówce swojej pracy dla PZPN w ogóle nie miał wpływu na komunikację. Przywołał m.in. przykład afery premiowej, a także konferencji, na której nowym trenerem Biało-Czerwonych został ogłoszony Czesław Michniewicz.
Właśnie wtedy zaczęły się problemy wizerunkowe. Kuleszy zaczęły się od zatrudnienia Czesława Michniewicza i konferencji prasowej, podczas której były selekcjoner był pytany przez dziennikarzy o związki z ojcem chrzestnym piłkarskiej mafii w Polsce Ryszardem F., pseudonim „Fryzjer” (więcej TUTAJ).
- Mnie dostawało się po głowie od mediów, że nie przygotowaliśmy się do trudnych pytań, które w przypadku tego trenera musiały paść. W PZPN też próbowano zrzucić całą winę na mnie. A ja nie mogłem wtedy publicznie powiedzieć, więc mówię to po raz pierwszy teraz, że na spotkanie przygotowujące tę konferencję, które odbywało się dzień wcześniej, w ogóle nie zostałem zaproszony i mnie na nim nie było. Przekazano mi tylko, że selekcjonerem wybrano Michniewicza i ja mam poprowadzić konfę. Na moje pytanie, czy związek spodziewa się ataków i jest na nie przygotowany, dostałem odpowiedź, że jest taka świadomość i mam się tym nie zajmować
Czytaj więcej:
Media: wielka strata Legii tuż przed ligą. Gwiazda odchodzi za duże pieniądze