"Wymowne". Lewandowski oszukał wszystkich [OPINIA]

Hau, hau, hau - publicznie odszczekuję zapowiadany przeze mnie w ostatnich tygodniach zmierzch Roberta Lewandowskiego. "Lewy" znów zrobił to, co potrafi najlepiej i co robi przez całą karierę: wyprowadził z błędu.

Maciej Kmita
Maciej Kmita
Robert Lewandowski Getty Images / Mateo Villalba / Na zdjęciu: Robert Lewandowski

Zobaczyć Napoli - Barcelona (1:1) i umrzeć. Z nudów. Przez godzinę czułem się, jakby ten mecz na zapleczu swojego klubu nocnego włączył mi "Bolec" i uspokajał nerwowo, że "spokojnie, zaraz się rozkręci". W kultowym filmie "Chłopaki nie płaczą" postać Michała Milowicza mocno przestrzeliła, ale tym razem miałaby rację.

W 60. minucie w Neapolu zaczęło się widowisko. Co jednak ważniejsze z punktu widzenia polskiej racji stanu, Robert Lewandowski (znów!) potwierdził, że pogłoski o jego piłkarskiej śmierci okazały się mocno przesadzone. Koniec? Jaki koniec! Może nie będzie zdobywał już 50 bramek w sezonie, ale wciąż jest gwarantem goli. Wielu.

Napoli to nie 12., 17. czy 19. zespół ligi hiszpańskiej, którym "Lewy" ostatnio strzelał. Jego przełamanie w La Lidze można było deprecjonować też dlatego, że choć przerwał strzelecką niemoc, to w dalszym ciągu wyglądał w zespole Xaviego na ciało obce.

ZOBACZ WIDEO: To musiało się wydarzyć. Jego historia trafiła na ekrany

Bramka zdobyta w 1/8 finału Ligi Mistrzów to już jednak poważny dowód na to, że Lewandowski uporał się z powikłaniami po Katarze. Może nie wygląda, jakby wychował się w La Masii albo czerpał ze źródła wiecznej młodości, ale nie ma mowy o przypadku, gdy ktoś strzela w czterech meczach z rzędu. Ostatni raz taka seria przydarzyła mu się półtora roku temu - na przełomie sierpnia i września 2022 roku.

Wtedy pełen entuzjazmu, ciesząc się jak dziecko w Disneylandzie, rozgrywał pierwsze mecze w barwach Dumy Katalonii. Dziś nie tryska taką energią, ale w dobie kryzysu mistrza Hiszpanii okazał się naturalnym przywódcą. Najpierw scalając zespół po niespodziewanej decyzji Xaviego (więcej TUTAJ), a teraz strzelając gola za golem. Może nie obchodzi już w Barcelonie Dnia Dziecka, ale na prezent z okazji Dnia Ojca zasłużył.

Pomundialowy rok 2023 pod względem skuteczności był jego najsłabszym od dekady i jednym z najsłabszych w karierze w ogóle (28). To miał być początek końca "Lewego", ale ten oszukał wszystkich. W 2024 przypomniał sobie, gdzie stoi bramka. Gol strzelony w Neapolu był już jego 9. tym roku. Od 1 stycznia skuteczniejszy od niego jest tylko Kylian Mbappe (11). Wymowne. Podobnie jak to, że np. Harry Kane (4) i Erling Haaland (3) łącznie nie strzelili w 2024 roku tylu goli co on.

Dla Barcy awans do ćwierćfinału Champions League to nie tylko kwestia prestiżowa, ale też sprawa "życia i śmierci". Klub w kryzysie ekonomicznym nie może pogardzić 10,6 mln euro premii za dotarcie do 1/4 finału rozgrywek. W Neapolu życiodajny zastrzyk Dumie Katalonii zaaplikował właśnie Polak. Podanie drugiej dawki już za trzy tygodnie.

W tym sezonie Barca wróciła do fazy pucharowej Ligi Mistrzów nie dzięki skuteczności Lewandowskiego (1 gol w fazie grupowej w wygranym 5:0 meczu z Royalem Antwerpia), a mimo jej braku, ale "Lewy" stanął na wysokości zadania w najważniejszym momencie.

Taki biorący na siebie odpowiedzialność za losy zespołu Lewandowski jest potrzebny reprezentacji Polski w barażach o Euro 2024. W 2023 roku, co było m.in. pokłosiem afery premiowej, brakowało drużynie narodowej jego zaangażowania, prawdziwej obecności i co za tym idzie: bramek.

Trudno mi sobie wyobrazić, że Lewandowski nie zrobi wszystkiego, by pożegnać się z reprezentacją wprowadzeniem jej na mistrzostwa Europy i występem w Niemczech. Ta historia nie zasługuje na inny finał.

Maciej Kmita, dziennikarz WP SportoweFakty

Kibicuj Lewemu i FC Barcelonie na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)

Czy Robert Lewandowski zostanie królem strzelców Ligi Mistrzów 2023/34?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×