[b]
[/b]
Cracovia, Górnik Zabrze, Korona Kielce, Piast Gliwice, Puszcza Niepołomice, Ruch Chorzów i Śląsk Wrocław - w tych klubach jakiekolwiek udziały w strukturze właścicielskiej posiadają władze miasta lub gmin. Niektórzy urzędnicy nie wtrącają się zbytnio w funkcjonowanie klubów, ale w kilku przypadkach mają dość dużo do powiedzenia.
W ostatnich dniach największe zamieszanie dotyczyło Korony. Dwa tygodnie temu odbyło się nadzwyczajne zgromadzenie akcjonariuszy Korony, w trakcie którego odwołano z funkcji prezesa rady nadzorczej Piotra Dulnika, który jednocześnie jest prezesem Suzuki Motor Poland - głównego sponsora kieleckiego klubu, a także odwołano Jakuba Kilarskiego, który pełnił funkcję członka rady nadzorczej.
ZOBACZ WIDEO: Ten gol przejdzie do historii. Trudno uwierzyć, ale piłka... wpadła do siatki
Policzek
Po tej decyzji prezydenta miasta Bogdana Wenty, Dulnik złożył rezygnację z bycia członkiem w RN, a w miejsce obu panów powołano nowe osoby. Szefem został Wojciech Chłopek, wiceprzewodniczącym Krzysztof Włodarczyk, a Sylwia Służalec została powołana jako członek RN.
Decyzje prezydenta miasta nie zostały dobrze odebrane w Kielcach. Kibice Korony w trakcie lutowego spotkania z Legią Warszawa jednoznacznie wyrazili swoją opinię na temat odejścia Dulnika, udzielając mu pełnego wsparcia. Fani Scyzorów mają po prostu obawy, że firma, której szefem jest PD, wycofa się ze sponsoringu. A trzeba pamiętać, że Suzuki Motor Poland jest również sponsorem tytularnym kieleckiego stadionu. Czy istnieje takie zagrożenie?
- Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. Jesteśmy z Koroną od wielu lat. Budujemy to wszystko wspólnie: miasto, kibice, sponsorzy. Nie wiem, jaką wizję miały władze miasta i prezydent. Do tej pory zastanawiam się nad logiką. Mamy z Koroną dwie umowy. Jedna dotyczy Suzuki Areny, a druga jest związana czysto z klubem. Nie wiem, co będzie dalej. Na razie jest za dużo emocji, za dużo niewiadomych. Sytuacje, które miały miejsce w ostatnich dniach są bardzo dziwne. Będziemy w firmie dyskutować, co dalej z Koroną - mówił Dulnik na antenie Canal+ po spotkaniu z Legią.
Ruchy Wenty zostały odebrane jako "podkopywanie" stanowiska prezesa zarządu Korony - Łukasza Jabłońskiego. Tym doniesieniom zaprzeczył nowy przewodniczący RN Korony, który dzień po spotkaniu z Legią zorganizował briefing prasowy.
- W tym momencie nie ma planów, aby zmienić prezesa klubu. Łukasz Jabłoński może spać spokojnie i w następnych tygodniach nadal będzie pełnił swoją funkcję. Pewne rzeczy dzieją się poza mną i dostałem tylko informację o wynikach głosowania. O tym, że zostałem przewodniczącym zostałem poinformowany po zakończeniu spotkania rady. Nie jestem marionetką. Moje doświadczenie w nadzorze właścicielskim daje mi odpowiednie kompetencje i wywodzi się ze spółek komunalnych oraz moich zainteresowań - przekazał Chłopek.
- Moje studia były na temat nadzoru właścicielskiego oraz nakierowane na kierowanie spółką. Jestem radcą prawnym, posiadam doświadczenie w Wodociągach Kieleckich współpracowałem z podmiotami podejmującymi decyzje finansowe oraz organami bankowości i Komisją Nadzoru Finansowego. Moja znajomość finansów publicznych jest duża. Pracuję tu dwadzieścia lat i trudniej powiedzieć z kim do tej pory nie współpracowałem niż z kim miałem taką okazję. Proszę mi wierzyć, że nie ma drugiego dna. Moja działalność nie jest polityczna - zaznaczał.
Wenta 30 kwietnia przestanie być prezydentem Kielc. Były selekcjoner reprezentacji Polski w piłce ręcznej oficjalnie ogłosił, że nie będzie ubiegał się o drugą kadencję. Powodów swojej decyzji nie zdradził, choć stwierdzenie "na podsumowanie całej mojej kadencji, tego co, mimo nieprzychylności większości Rady Miasta i wystąpienia wielu niezależnych od nas czynników zewnętrznych, udało mi się dokonać, przyjdzie jeszcze czas" może pewne rzeczy sugerować.
Dlaczego Wenta na koniec kadencji dokonał roszad w Koronie? Dlaczego prezes Jabłoński mógł czuć się zagrożony? Sternik kieleckiego klubu zdecydował, że w kwietniu wystartuje w wyborach samorządowych i będzie ubiegał się o mandat radnego w sejmiku wojewódzkim z ramienia partii przeciwnej do tej, z której listy Wenta był posłem do Parlamentu Europejskiego w latach 2014-18.
Jak informował portal CKsport.pl, obecny prezydent miasta o decyzji Jabłońskiego dowiedział się z mediów. Wenta zaprosił prezesa Korony na spotkanie i dopytywał go, czy to prawdziwa informacja, a kiedy została ona potwierdzona, prezydent potraktował ten ruch niczym policzek. Miał uznać, że taka sytuacja nie powinna pozostać bez konsekwencji.
Zmiana warty
Sytuacja w Koronie cały czas jest dynamiczna i nie wiadomo, jakie jeszcze decyzje zostaną podjęte przed zmianą prezydenta. Wybory samorządowe zaplanowano na 7 kwietnia, a ewentualną drugą turę wyborów na prezydentów, burmistrzów i wójtów dwa tygodnie później. To, że zmiany będą w wielu miejscowościach jest więcej niż pewne. Sytuacja i finansowanie sportu, a w tym oczywiście futbolu może się zmienić w wielu miastach i wsiach, bowiem każdy włodarz ma swoją wizję na funkcjonowanie klubów sportowych na terenie, na którym rządzi.
Każda gmina i miasto mają swoje środki finansowe, które przeznaczają na sport publiczny. Pieniądze są przeznaczane w większości dla klubów amatorskich, które prowadzą zajęcia sportowe dla dzieci i młodzieży, ale także mają drużyny seniorskie. Te fundusze przeznaczane są na wynajem obiektów, pensje trenerów, przewozy autokarowe drużyn, zakup sprzętu sportowego i inne elementy wpisane w statut działalności danej organizacji pozarządowej.
Jak odbywa się podział pieniędzy? - Można pójść różnymi ścieżkami - mówi Adam Ciszkowski, prezes Związku Samorządów Polskich, i dodaje: - Podstawą do przydzielenia środków z samorządu dla klubów sportowych powinien być rozpisany konkurs, na podstawie którego komisja rozdziela pieniądze, a wójt, burmistrz czy prezydent to akceptuje.
- Drudzy proszą o przedstawienie planów budżetowych od poszczególnych podmiotów i po wnikliwej analizie przyznają konkretne sumy według własnego uznania. Jeszcze inni starają się motywować kluby sportowe, aby szukały dodatkowych środków finansowych pisząc programy, w których jest możliwość dofinansowania lub wśród sponsorów. Następnie samorządy kierują się zasadą "złotówka do złotówki", czyli za każdą pozyskaną złotówkę z zewnątrz dostają złotówkę od samorządu - tłumaczy.
- Jednak nie w każdym miejscu w Polsce są takie same możliwości do stosowania tego ostatniego kryterium, bo są regiony, gdzie firmy same zgłaszają się do wspierania klubów, a są miejsca, gdzie długimi miesiącami czy latami nie da się znaleźć sponsora, który będzie wspierał futbol nawet symbolicznymi kwotami. Jestem jednak zdania, że władze samorządowe powinny pomagać klubom w pozyskiwaniu środków na przykład poprzez wspieranie przy pisaniu programów rządowych, dzięki którym można uzyskać finansowanie - podkreśla.
Środki z samorządu nie mogą być wydawane na wszystko, co się prezesowi danego klubu podoba. Choćby kary za nadmiar żółtych kartek są elementem sporu, bo w niektórych przypadkach skarbnik danej gminy zaznacza, że na opłacanie "mandatów" trzeba szukać swoich środków. Na najniższym poziomie kością niezgody pozostają też choćby pensje zawodników pierwszego zespołu - jedni się na to zgadzają, inni nie pozwalają opłacać z miejskich pieniędzy amatorskich piłkarzy.
W jaki sposób władze samorządowe kontrolują wydatki środków publicznych? Każdy klub musi prowadzić swoją księgowość, rejestrować każdą pozyskaną oraz wydaną złotówkę. Na koniec roku finansowego przedstawiane jest szczegółowe sprawozdanie, na podstawie którego władze miejskie czy wiejskie rozliczają środki publiczne. Jeśli coś się nie zgadza, prezes klubu jest wzywany do wyjaśnień, a jeśli one nie będą klarowne, wówczas klub musi zwrócić dotację bądź jej część.
Ratunek lidera
Kilka miesięcy temu wydawało się, że środki publiczne nie będą jedynym ratunkiem dla Śląska Wrocław. Obecny lider PKO Ekstraklasy jeszcze w ubiegłym roku mógł trafić w ręce prywatnego inwestora. Tak się jednak nie stało. Sportowa forma piłkarzy Jacka Magiery sprawiła, że cena sprzedaży znacznie wzrosła.
W poprzednim sezonie 75 procent akcji wrocławskiego klubu było wycenionych na około 8 milionów złotych. Dzisiaj ta kwota jest znacznie wyższa, bo zrobiła się moda na Śląsk, piłkarze lepiej grają, a co za tym idzie ich wartość też poszła dość mocno w górę.
- Fakty są takie, że bez miasta Wrocław funkcjonowanie Śląska na takim poziomie, jaki jest dzisiaj, byłoby niemożliwe - mówi prezes wrocławskiego klubu Patryk Załęczny. - Nasza współpraca z samorządem od lat jest na wysokim poziomie. Co roku składamy propozycję budżetu z dokładnym wyszczególnieniem wszystkich kosztów i miasto decyduje, jaką kwotę nam przyznaje. Nie zdarzyło się jednak nigdy tak, że dostaliśmy sto procent kwoty, o którą wnioskowaliśmy, ale to normalne. Staramy się działać na innych polach i pozyskiwać pieniądze - dodaje.
- W ostatnich miesiącach odnotowaliśmy znaczny wzrost frekwencji na trybunach, a co za tym idzie przychód z dnia meczowego idzie w górę. Choć akurat w tym przypadku nie zawsze większa frekwencja oznacza większe zyski. To zależy od tego, czy mecz jest podwyższonego ryzyka czy też nie, a na to już wpływu nie mamy. Koszty meczów podwyższonego ryzyka są znacznie większe, więc czasami wychodzi tak, że mimo iż na stadionie pojawiło się więcej ludzi, to my zarobiliśmy nieco mniej - tłumaczy Załęczny.
- Do naszego budżetu odnotowujemy coraz większe wpływy z klubowego sklepu i sprzedaży gadżetów, koszulek oraz pamiątek. Do tego podpisaliśmy rekordową w historii klubu umowę sponsorską z firmą Jaxan, która została sponsorem strategicznym naszego klubu. To nie jest tak, że chcemy bazować tylko na pieniądzach z miasta, które są naszą podstawą, ale sami staramy się pozyskać jak najwięcej środków, które chcemy inwestować nie tylko w zespół pod względem sportowym, ale też w klub i rozwój infrastrukturalny. Ostatnio po wielu latach odnowiliśmy i doposażyliśmy choćby siłownię, a zrobiliśmy to ze środków pozyskanych po sprzedaży Karola Borysa - zdradza prezes Śląska.
W budżecie Wrocławia na 2024 rok przewidziano dla Śląska 21 milionów złotych. Te środki są przeznaczone na bieżącą działalność klubu, ale trzeba pamiętać, że w tej kwocie są również pieniądze dla akademii oraz sekcji kobiecej: - Miasto generalnie daje nam wolną rękę w prowadzeniu klubu. Oczywiście, wszystko monitoruje, sprawdza sprawozdania finansowe, ale Śląsk funkcjonuje jako oddzielny podmiot. To wszystko jest naprawdę oparte o bardzo zdrowe zasady.
Gra o Górnika
Nieco inaczej funkcjonuje to w Zabrzu. Nie od dziś wiadomo, że prezydent miasta Małgorzata Mańka-Szulik ma bardzo mocny głos w wielu kwestiach związanych z Górnikiem. Teraz sytuacja dla pani prezydent robi się dość skomplikowana, bo według doniesień ze Śląska ma ona dość niskie poparcie, a przecież za miesiąc stanie do walki o piątą i prawdopodobnie ostatnią kadencję sprawowania władzy w mieście.
Trzy tygodnie temu Mańka-Szulik zapowiedziała, że trzy podmioty wyraziły chęć zakupu Górnika. Wpłynęły oferty z Zabrza, Katowic i Niemiec, a każdy potencjalny nowy właściciel Górnika ma wpłacić po 50 tysięcy złotych wadium. W poprzednim tygodniu portal Roosevelta81.pl ustalił, że osoby reprezentujące każdego z potencjalnych nowych nabywców odbyły spotkania w klubie. W rozmowach brali udział między innymi członkowie zarządu, prawnik i główny księgowy. Najważniejsze dokumenty zostały przedstawione i trwa ich analiza.
Na Śląsku można usłyszeć głosy, że chęć sprzedaży klubu jest próbą ratunku dla Mańki-Szulik przed wyborami samorządowymi. Jej sytuacja jest znacznie poważniejsza niż choćby przy okazji ostatnich wyborów, kiedy potrzebowała drugiej tury, by zapewnić sobie zwycięstwo. Wcześniej wystarczyło jedno głosowanie, aby otrzymać mandat od zabrzan, którzy doceniali, że uratowała klub w trudnym momencie.
Jednak przy okazji poprzednich wyborów część kibiców Górnika zarzucała prezydent, że uczyniła z klubu prywatny folwark. Na stadionie przy Roosevelta pojawiały się okrzyki "Mańka-Szulik, oddaj Górnika!", a w mieście rozwieszono transparenty o takiej samej treści.
Czy Górnik zostanie sprzedany? Tego nie wiadomo, bowiem miasto nie podało konkretnych dat na kolejne etapy rozmów i sprzedaży. Mało tego, podczas całego procesu miasto może w każdej chwili... unieważnić transakcję bez podania przyczyny.
Jak wyglądają relacje Mańki-Szulik z najważniejszymi osobami w Górniku? Jan Urban nigdy nie dążył do zawarcia sojuszu z panią prezydent, o czym informował "Przegląd Sportowy" kilka miesięcy temu. A co z Lukasem Podolskim?
- Spotkania odbywają się może raz w miesiącu. Bywa, że mamy odmienne zdania i nieco się kłócimy. Jednocześnie nie jest tak, jak mówią ludzie z zewnątrz. Nie działa to tak, że prezydent Mańka-Szulik mnie nienawidzi albo ja mam takie uczucia względem niej. Konflikty się zdarzają, ale tyczy się to merytoryki. Możliwe, że ktoś pewne sprawy widzi inaczej niż ja - przyznał legendarny reprezentant Niemiec w rozmowie z TVP Sport.
Podolski w tym samym wywiadzie zaznaczył, że nie będzie milczał w sprawie rozwoju infrastrukturalnego klubu. Jego oczkiem w głowie jest zabrzańska akademia. Niemiec chce, by zawodnicy wychowujący się w KSG mieli jak najlepsze warunki. W tej sprawie jednak na razie niewiele się dzieje, a ciągłe zmiany na kluczowych stanowiskach (prezes czy dyrektor sportowy) na pewno w tym procesie nie pomagają. Przychody z podstawowej działalności klubu w sezonie 2022/23 były o 20 procent mniejsze niż rok wcześniej, co przedstawił raport sporządzony przez firmę Grant Thornton na zlecenie Ekstraklasy S.A.
Przykłady Górnika, Korony i Śląska są zgoła odmienne i każdy z nich pokazuje zupełnie coś innego. Obecność publicznych pieniędzy w sporcie zawsze wzbudza olbrzymie emocje i wywołuje burzliwe dyskusje. Bez miejskiej kasy trudno sobie wyobrazić podstawę piłkarskiej piramidy w naszym kraju, czyli piłkę amatorską.
W futbolu profesjonalnym bez wsparcia samorządu nie byłoby dzisiaj Śląska na pierwszym miejscu w tabeli, Puszczy w PKO Ekstraklasie, a Piasta z mistrzostwem Polski w 2019 roku. Trzeba jednak pamiętać, że skoro prezesi, którzy wydają prywatne pieniądze na funkcjonowanie klubu, oglądają każdą złotówkę dwa razy, to złotówki publiczne muszą być oglądane jeszcze dokładniej.
Paweł Gołaszewski, "Piłka Nożna"