W Polsce nikt nie wyobraża sobie, że Polska przegra z Estonią i nie zagra w finale baraży o udział w mistrzostwach Europy. Selekcjoner i piłkarze podkreślają na każdym kroku, że liczy się dla nich tylko spotkanie z Estonią i nikt nie myśli w tym momencie o Walii lub Finlandii.
- Nie mówię, że będę oglądał ten mecz i liczył gole, że to musi być koniecznie 5:0. Chcę zobaczyć na boisku różnicę klas. Podchodzę do spotkania bez nerwów. Jestem przekonany, że nie będzie żadnych problemów. Oczekuję spokojnego awansu do finału i zobaczymy, co dalej - mówi Kamil Kosowski w rozmowie z WP SportoweFakty.
- Przeciwnik jest, jaki jest. Nie możemy patrzeć na to, jak wyłączyć z gry estońskich piłkarzy czy ustawiać się pod nich. My musimy wygrać ten mecz w sposób przekonujący - dodaje uczestnik MŚ 2002.
ZOBACZ WIDEO: Przejął piłkę na środku boiska. A później zrobił szalony rajd
Nasz rozmówca jednocześnie zaapelował do Michała Probierza: - Stabilizacja w obronie jest bardzo ważna. Jakub Kiwior zaczął grać w Arsenalu i w ostatnich meczach wygląda jak piłkarz Arsenalu. Problem z obsadzeniem lewego obrońcy się rozwiązuje. Probierz chyba nie jest na tyle szalony, żeby teraz zmieniać mu pozycję.
Kiwior wykorzystał kontuzję Ołeksandra Zinczenki i stał się ważnym ogniwem dla Mikela Artety i Arsenalu. Strzelił gola, dorzucił asysty, a do tego prezentuje wysoką formę, jeśli chodzi o tzw. destrukcję.
Zresztą nie tylko Kiwior jest w dobrej dyspozycji. W ostatnich tygodniach świetnie w zespole FC Barcelony wyglądał Robert Lewandowski. Po raz kolejny jednak wraca dyskusja, czy uda się przełożyć dobrą grę w klubie na reprezentację.
- Od dawna mamy dobrych piłkarzy, ale czas najwyższy, żeby to się potwierdziło na boisku - podsumowuje 46-latek.
Mecz Polska - Estonia odbędzie się w czwartek o godz. 20:45. Transmisja w TVP 1 i TVP Sport oraz na platformie Pilot WP. Relacja NA ŻYWO na WP SportoweFakty.
Tomasz Galiński, dziennikarz WP SportoweFakty
CZYTAJ TAKŻE:
"Wtedy Polacy zaczną się denerwować". Estończyk zdradza plan
W dwa lata z II ligi do reprezentacji. Marczuk: Ciężko na to pracowałem