To nie opinia zbudowana na meczu z Estonią (5:1), bo w czwartek Biało-Czerwoni wykonali jedynie plan minimum. To sport, ale każdy inny wynik niż zwycięstwo byłby blamażem, kompromitacją, hańbą i powinien skutkować natychmiastową dymisją. Z takim bagażem nikt nie poradziłby sobie z budową nowej reprezentacji. Na szczęście, nie dowiemy się tego, czy Cezary Kulesza zdobyłby się na taką decyzję.
To nie był mecz, który mógł nam dać jakiekolwiek odpowiedzi na temat drużyny Probierza i tego, w którą stronę zmierza. Jeśli jakakolwiek weryfikacja mogła nastąpić, to tylko negatywna. Baraże gra się po to, żeby wygrać, więc po spotkaniu z Estonią zespół możemy ocenić tylko zero-jedynkowo. Wygraliśmy i to było najważniejsze.
Budujące jest jednak to, że ani przez moment nasza dominacja nie była zagrożona. Zęby od patrzenia na grę Biało-Czerwonych nie bolały, choć zostaliśmy zmuszeni do ataku pozycyjnego. Oczy nam nie krwawiły jak w domowym meczu z Wyspami Owczymi (2:0), kiedy przed kompromitacją uratował nas dublet Roberta Lewandowskiego. To już postęp. Po 2023 roku oczekiwania szorowały brzuchem po trawie, ale jednak...
Studio WP SportoweFakty po meczu Estonia - Polska:
Biało-Czerwoni długo się rozkręcali, nie forsowali tempa, ale czy ktoś kiedyś widział pędzący walec? Probierz przewidział, jak ten mecz będzie wyglądał. Wiedział, że estońska tama w końcu pęknie i wyleją się gole. I odpowiednio nastawił zespół mentalnie. Nie było w grze Biało-Czerwonych pośpiechu, bo ten jest złym doradcą. Cierpliwość. Konsekwencja.
Mecz z Walią w Cardiff będzie wyglądał zupełnie inaczej. Niezależnie jednak od wyniku finału baraży o awans do Euro 2024, Probierz powinien pozostać na stanowisku. Takie rozwiązanie podpowiada zdrowy rozsądek.
Po pierwsze, nie zrobił nic, by nie dać mu wypełnić mającego obowiązywać do końca eliminacji MŚ 2026 kontraktu. Wręcz przeciwnie, dźwignął reprezentację z kryzysu i tchnął w nią nowego ducha. Dosłownie, bo reanimował zespół, który za kadencji Fernando Santosa przypominał grupę statystów na castingu do "Nocy żywych trupów".
Po drugie, ewentualny nowy opiekun Biało-Czerwonych byłby piątym selekcjonerem reprezentacji Polski od 2021 roku po Paulo Sousie, Czesławie Michniewiczu, Fernando Santosie i Probierzu. Średnia ligowa. Na dalszą destabilizację, eksperymenty i stratę kolejnych miesięcy nie możemy sobie pozwolić. W razie (tfu, tfu!) braku awansu do Euro 2024 będzie miał rok na przygotowania do startu kwalifikacji do mundialu.
Po trzecie, wie, jak zarządzać zespołem. Robert Lewandowski długo apelował o to, by inni wzięli na siebie odpowiedzialność za losy za reprezentacji i Probierz doprowadził do tego, że Polska wygrywa wysoko bardzo ważny mecz bez trafień "Lewego". Wymyślił Jakuba Piotrowskiego i znalazł dla niego miejsce w zespole. Natchnął Nicolę Zalewskiego.
Po czwarte wreszcie, Kulesza nie zatrudni w tej chwili lepszego selekcjonera. Sam - jak Rysia Siarzewska w kultowej scenie w "Killer-ach 2-ch" - związał sobie ręce. U poważnych zagranicznych trenerów jest spalony po tym, co widzieli w PZPN Paulo Sousa i Fernando Santos. A niepoważnych cudzoziemców, którym by to nie przeszkadzało, nie potrzebujemy.
Marek Papszun? Po ostatnich wypowiedziach w oczach Kuleszy jest niewybieralny. Nikt nie pozwoli sobie na to, by zatrudnić kogoś, kto publicznie obrzucał go błotem. Więcej TUTAJ. Zresztą, czy sam Papszun byłby gotowy zaufać prezesowi PZPN? Poza tym, czy tak naprawdę "Rzeźnik z Kobyłki" był dobrym materiałem na selekcjonera? To trener z zaletą, która zarazem jest olbrzymią wadą - nigdy niczego nie przegrał. Nie wiadomo, jakby poradził sobie w kryzysowej sytuacji.
Maciej Skorża? Warunki w dzisiejszym PZPN są... specyficzne. Probierz jest zaufanym człowiekiem Kuleszy. Dwukrotnie współpracowali w Jagiellonii, łącznie przez 6 lat. Znają swoje metody i - co najważniejsze - tolerują je, akceptują. Powrót Adama Nawałki trzeba włożyć między bajki. Janowi Urbanowi, z całą sympatią do niego i uznaniem do jego kwalifikacji zawodowych, ten pociąg dawno odjechał.
Probierz w czwartek zaszachował wszystkich - swoich przeciwników i Kuleszę, a awansem do Euro 2024 zrobi szach mat i wygra olbrzymi kredyt zaufania. We wrześniu podjął się straceńczej misji, którą nie tylko wykona, ale i przeżyje. Co jeśli się nie uda? Kulesza jest skrępowany i nawet gdyby chciał wykonać jakiś ruch, to nie ma wielkiego wyboru. W zasadzie żadnego.
Maciej Kmita, dziennikarz WP SportoweFakty