Euforia po awansie? Smutne sceny na lotnisku

PAP / Piotr Nowak / Na zdjęciu: Marcin Bułka
PAP / Piotr Nowak / Na zdjęciu: Marcin Bułka

W środę, około godz. 14, polscy piłkarze wylądowali w Warszawie. Na lotnisku nie czekał jednak ani tłum fanów, ani choćby chwilowa feta. Wokół reprezentantów Polski zgromadzili się głównie dziennikarze, a nastroje były dalekie od euforycznych.

W hali przylotów Lotniska Chopina w Warszawie pojawiło się przynajmniej kilkunastu dziennikarzy i podobna grupa kibiców. Nie było jednak śpiewów, ani choćby pojedynczych głośnych okrzyków. Piłkarze rozdali autografy, udzielili zdawkowych wypowiedzi dla przedstawicieli mediów, a po kilkunastu minutach po całym zamieszaniu nie było już śladu.

Od rana zresztą nastroje wokół kadry nie przypominały o tym, że dzień wcześniej zawodnicy trenera Michała Probierza odnieśli spory sukces. Ze swojego minimalizmu w osiąganiu celów zdają sobie sprawę nawet sami zawodnicy, a feta po awansie nie przypominała w niczym tych z poprzednich lat.

Piłkarze co prawda przez kilka minut świętowali na stadionie w Cardiff, a potem kilkadziesiąt minut spędzili w szatni śpiewając i tańcząc do szlagierów disco-polo. Gdy jednak impreza przeniosła się do hotelu, to sytuacja znacznie się uspokoiła. Około godziny drugiej w nocy koledzy nawoływali Roberta Lewandowskiego komunikatem puszczonym przez syntezator mowy: "Lewy do spania". Większość z nich nie dotrwała jednak nawet do tego momentu.

ZOBACZ WIDEO: Polacy zachwyceni po awansie na Euro 2024! Doceniają osiągnięcie kadry

Część kadrowiczów opuściła bowiem zgrupowanie w Cardiff zaledwie nieco ponad godzinę po powrocie ze stadionu do hotelu i zjedzeniu oficjalnej kolacji. W tej grupie byli m.in. Kamil Grosicki czy Piotr Zieliński. Zresztą nie był to odosobniony przypadek, bo już około godziny 2 w nocy piłkarze rozeszli się do swoich pokojów i przygotowywali do podróży powrotnej.

Mimo wszystko taka sytuacja jest dość zaskakująca, bo przecież reprezentanci Polski po trzymającym w napięciu do ostatnich momentów meczu, zdołali wywalczyć awans na tegoroczne mistrzostwa Europy. Co ważne, przedłużyli w ten sposób serię występów na najważniejszych imprezach piłkarskich do pięciu. Wydawało się, że na ocenę takiego wyczynu nie powinny wpływać wcześniejsze problemy czy słaby styl gry naszej drużyny.

W środę ze wspólnej podróży do Polski zrezygnowało aż 14 zawodników, którzy uznali, że lepiej będzie im udać się z Cardiff wprost do swoich klubów. Około godziny 11 do samolotu do Warszawy wsiadło więc zaledwie kilku zawodników. Wśród nich byli m.in. Marcin Bułka, Karol Świderski, Tymoteusz PuchaczPaweł Wszołek, Taras Romanczuk, Adam Buksa. Żadnych śladów świętowania nie dało się zauważyć. Nawet powitanie pilota samolotu, który pogratulował awansu na Euro, nie wywołało większego zamieszania, a w drodze powrotnej głośniejszą reakcję od wspomnienia o awansie na mistrzostwa Europy, wywołała informacja o urodzinach jednego z członków sztabu reprezentacji.

Znamienne były zresztą słowa samych zawodników, który na chwilę zatrzymali się przy dziennikarzach. - Odkupiliśmy winy za wcześniejsze nieudane mecze. Teraz myślimy już tylko o dobrym występie w mistrzostwach Europy - tak w skrócie można podsumować ich wypowiedzi.

Nie da się trafniej określić tego, co w tej chwili czują i zawodnicy, i kibice.

Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj więcej:
Tak Walijczycy zachowali się podczas hymnu Polski
Trener nie może się nachwalić Szczęsnego

Źródło artykułu: WP SportoweFakty