Dariusz Tuzimek: "Lewy" schodził z boiska i klął jak szewc [OPINIA]

Robert Lewandowski schodził z boiska bez gola, bez asysty, ze skwaszoną miną i klnąc po polsku pod nosem. Ale schodził wystarczająco długo, żeby osiągnąć chociaż jeden swój cel na sobotni wieczór - dostał żółtą kartkę za grę na czas.

Dariusz Tuzimek
Dariusz Tuzimek
Robert Lewandowski PAP/EPA / Toni Albir / Na zdjęciu: Robert Lewandowski
To była już 5. żółta kartka "Lewego" w tym sezonie La Ligi, więc w kolejnym meczu ligowym Polak nie zagra. Tak się składa, że będzie to słabeusz Cadiz CF. A wyjazdowe spotkanie z ekipą z Kadyksu jest zaplanowane na sobotę 13 kwietnia. Tak się składa, że trzy dni wcześniej FC Barcelona gra piekielnie ważny mecz Ligi Mistrzów z PSG, a z kolei trzy dni po meczu z Cadiz, Katalończycy mają już zaplanowany rewanż z Kylianem Mbappe i spółką.

Prawda, że lepiej żeby między meczami z PSG "Lewy" nie fatygował się na wycieczkę do Kadyksu? Prawda. Nie ma po co. Widać Robert - zapewne w porozumieniu z trenerem Xavim - też tak uznał. Czy fakt, że "Lewy" otrzymał żółtą kartkę za zbyt długie schodzenie, można uznać za przypadek? Jak mawiał pewien znany polityk o imieniu Antoni: "Nie sądzę!".

Trzeba przyznać, że mecz z Las Palmas porywającym widowiskiem nie był. FC Barcelona napoczynała swojego sobotniego rywala wolno. Bardzo wolno. Jedynego gola Katalończycy strzelili dopiero po godzinie gry, mimo że wtedy już od ponad 35 minut grali z przewagą jednego zawodnika.

Robert Lewandowski był aktywny, od początku bardzo widoczny, mocno się starał, ale wraz z upływem czasu, gasł w oczach. Katalońska prasa ma na to gotowe wyjaśnienie - po prostu polski napastnik wrócił z barażowych meczów kadry kompletnie wyeksploatowany. To oczywiście histeria, ale uczciwie mówiąc Robert na świeżego nie wyglądał. Wypoczynek na pewno mu się przyda. Także w naszym, Polaków, interesie.

ZOBACZ WIDEO: Michał Probierz zdradza, co pomyślał po obronionym przez Szczęsnego karnym

Im będzie bowiem bliżej do czerwcowego turnieju mistrzostw Europy, tym częściej będziemy spoglądać w kierunku Barcelony, by sprawdzić jak tam forma "Lewego". Bez kapitana reprezentacji w wysokiej dyspozycji trudno sobie wyobrazić, że będziemy w stanie postawić się rywalom, jakich przydzielił nam los w grupie D.

Francuzi wydają się być kompletnie poza zasięgiem Biało-Czerwonych, Holendrzy to też ekipa półkę (albo dwie) wyżej od naszej kadry. Austria - o której zawsze myśleliśmy z wyższością, że gra toporny futbol - właśnie przechodzi metamorfozę pod wodzą niemieckiego szkoleniowca Ralfa Rangnicka i nie będziemy faworytem bukmacherów w tym spotkaniu. To pewne.

No więc, żebyśmy nie jechali na Euro 2024 do Niemiec jedynie po najniższy wymiar kary to na Roberta musimy chuchać i dmuchać. Żeby był zdrowy i wypoczęty, bo to - jak na napastnika - zawodnik w wieku już podeszłym (w sierpniu skończy 36 lat). Trzeba kapitana oszczędzać.

Kataloński "Sport" już przed meczem z Las Palmas lał krokodyle łzy, że "Lewy" wrócił z kadry totalnie zarżnięty. Lokalni dziennikarze użyli w odniesieniu do Polaka nawet zwrotu "brutalne przeciążenia", co miało podkreślać, że Lewandowski dał z siebie wszystko grając 90 minut z Estonią i 120 z Walią. No to teraz odpocznie. Nas powinno martwić raczej to, że Robert - przez te w sumie 200 minut - z drużynami, które trudno uznać za mocarzy, gola nie strzelił (poza karnym w konkursie "jedenastek" w Cardiff).

W Wielką Sobotę w lidze hiszpańskiej też nie strzelił. Choć trzeba przyznać, że "Lewy" od początku był bardzo aktywny, co chwila stwarzał zagrożenie pod bramką rywali. Ale też za każdym razem czegoś mu brakowało. Dwa razy dał się złapać na minimalnego spalonego (szkoda, bo raz piłka zatrzepotała w sieci), raz trafił w poprzeczkę, czasem brakowało precyzji.

Czuło się, że gol dla Barcelony wisi w powietrzu i zaraz paść musi. Ale jakoś nie padał. Nawet po tym, jak z czerwoną kartką wyleciał z boiska bramkarz gości - Alvaro Valles. Można nawet powiedzieć, że od momentu, gdy Barcelona zaczęła grać z przewagą, radziła sobie… coraz gorzej. Ten początkowy animusz gospodarzy nagle gdzieś uleciał. Brakowało zdecydowania, determinacji, szybszego podejmowania decyzji.

Na przerwę do szatni obie drużyny zeszły przy stanie 0:0. Ten wynik kompletnie nie satysfakcjonował Barcelony. Katalończycy chcą nadal móc się łudzić, że tytuł mistrzowski ciągle jeszcze jest w zasięgu, ale warunki spełnienia takich marzeń są dwa. Po pierwsze wpadki (straty punktów) muszą się seryjnie przydarzać liderowi Realowi Madryt, a po drugie sama "Barca" nie ma prawa się potykać. A już z rywalem z tej półki co Las Palmas, to już nie ma prawa absolutnie.

Od nieszczęścia uratował FC Barcelonę Brazylijczyk Raphinha, strzelając gola na 1:0, a wynik nie zmienił się już do końca meczu. Choć trzeba podkreślić, że drużyna gości - grająca w osłabieniu przez ponad godzinę - potrafiła skutecznie postraszyć FCB kilkoma "partyzanckimi" atakami.

O takim spotkaniu jak to z Las Palmas mówi się: "mecz do zapomnienia, punkty się liczą". I ja rozumiem, gdy tak pragmatyczną filozofię stosuje reprezentacja Polski, bo wiem, że to wszystko z biedy. Sportowej, piłkarskiej, mentalnej.

No ale FC Barcelonę kocha się jednak nie za pragmatyzm, ale za wyjątkowość, za grę z polotem i fantazją. Tego akurat w meczu z Las Palmas było jak na lekarstwo. Jeszcze gorzej, że o kadrze Biało-Czerwonych i jej ostatnich meczach, można powiedzieć dokładnie to samo.

Dariusz Tuzimek

Czytaj więcej:
Hiszpańskie media piszą o zachowaniu Lewandowskiego w meczu Barcelony
Lewandowski schodził z boiska tak wolno, że sędzia nie miał wyjścia. To było zaplanowane?

Kibicuj Lewemu i FC Barcelonie na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)

Czy przerwa wyjdzie na dobre Lewandowskiemu?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×