To byłaby dopiero sensacja. Piłkarz Wisły Kraków rozmarza się o Europie

PAP / Art Service / Na zdjęciu: Miki Villar
PAP / Art Service / Na zdjęciu: Miki Villar

Wisła Kraków zmierzy się z Pogonią Szczecin w finale Pucharu Polski. - To trochę szalone. Teoretycznie może być tak, że jako I-ligowiec moglibyśmy jednocześnie grać w europejskich pucharach - mówi w rozmowie z nami piłkarz Wisły Miki Villar.

Drużyna Wisły Kraków spełniła sen o awansie do finału Fortuna Pucharu Polski. W środę w Krakowie I-ligowa "Biała Gwiazda" ograła zespół z Ekstraklasy, czyli Piasta Gliwice 2:1 i o trofeum zagra z Pogonią Szczecin. Tuż przed tym meczem po kontuzji wrócił do składu krakowian Miki Villar.

Hiszpan przyznaje w rozmowie z nami, że takie mecze, jak półfinał PP przy ponad 33 tysiącach widzów na trybunach, są dla niego czymś "spektakularnym". Mówi też o perspektywach na powrót do gry gwiazdy zespołu, czyli kontuzjowanego Angela Rodado.

Justyna Krupa, WP SportoweFakty: Na stadionie Wisły zapanowała w środowy wieczór euforia. Udało wam się ograć kolejną drużynę z wyższej klasy rozgrywkowej i zagracie w finale Pucharu Polski.

ZOBACZ WIDEO: Mamy Euro! Brak euforii wśród ekspertów pomeczowego studia

Miki Villar, piłkarz Wisły Kraków: To nie jest zdecydowanie łatwy dla nas sezon. I w tej sytuacji Puchar Polski daje nam "życie". To świetny dzień dla nas, kibiców, dla całego klubu. Teraz czeka nas to, co najpiękniejsze.

Wychodzi na to, że powrócił pan po kontuzji w idealnym momencie.

Wróciłem, ale czuję, że jestem jeszcze daleko od optymalnej dyspozycji fizycznej. Dopiero bowiem od tygodnia jestem w normalnym treningu. Niesamowicie się cieszę, że mogłem pomóc drużynie w tak wyjątkowym meczu w Pucharze Polski. Teraz musimy jednak skoncentrować się na niedzielnym ligowym starciu z Motorem Lublin, bo to dla nas bardzo ważne spotkanie.

Trochę absurdalnie to brzmi w kontekście drużyny I-ligowej, ale dociera do was, że jesteście już teoretycznie blisko gry w europejskich pucharach?

To trochę szalone! Teoretycznie może być nawet tak, że jako I-ligowiec moglibyśmy jednocześnie grać w Europie. Taki jest futbol. Dla nas tak czy inaczej możliwość gry w europejskich pucharach to spełnianie marzeń.

Prezes Wisły Jarosław Królewski, po tym jak pokonaliście Widzew w ćwierćfinale i Piast Gliwice w półfinale PP, powtarza, że łatwiej wam grać z rywalami z Ekstraklasy, niż z Fortuna I ligi. Na to wychodzi?

Dokładnie tak jest, bo zespoły z Ekstraklasy przyjeżdżają do Krakowa grać w piłkę. Reszta funkcjonuje inaczej, drużyny z I ligi przyjeżdżają tu, by czekać na nasze błędy, które będą mogły skontrować. Choć oczywiście też mają swój plan na grę. Natomiast rzeczywiście łatwiej pod tym względem nam grać z zespołami z Ekstraklasy. Jest więcej przestrzeni do gry.

Trener Albert Rude postawił na jakiś specjalny sposób mentalnego przygotowania was do tego starcia z Piastem? Po ostatniej ligowej porażce z Chrobrym w Głogowie narzekał, że właśnie pod względem mentalnym nie "dojechaliście" na tamto spotkanie, myślami będąc już w Pucharze Polski.

Jestem tu już prawie półtora roku. I mogę powiedzieć, że typowym meczem, jaki zwykle zdarza się nam tu grać jest właśnie takie starcie, jak w Głogowie. Zawsze jest tak, że właśnie takie spotkania nas więcej kosztują i są bardziej wymagające, niż starcia z zespołami w teorii lepszymi. Faktem jest, że taki mecz półfinału PP wyzwala nieco inną motywację. Natomiast w Głogowie zabrakło nam tego, by zagrać bardziej agresywnie, z piłką i bez piłki. Jeżeli więc naprawdę chcemy osiągnąć główny cele, jakie mamy w tym sezonie i awansować do Ekstraklasy, to musimy zawsze być agresywni i mieć cały czas silną mentalność. Niezależnie od tego, z kim przychodzi nam grać.

Ten wygrany półfinał Pucharu Polski to dla pana coś w rodzaju nagrody po półtorarocznym pobycie w Wiśle?

Dla mnie to jest spektakularne, grać w takich meczach. Tam, gdzie występowałem wcześniej, na stadiony chodziło maksymalnie po 6 tysięcy ludzi. A tu nagle wychodzę na boisko w meczu, który gromadzi ponad 30 tysięcy ludzi na trybunach. Mieliśmy przecież komplet widzów. To jest coś ekstra. Ta publiczność, fani Wisły, to jest jakieś szaleństwo. Czuję się uprzywilejowany, to zaszczyt, że mogę tu być.

Szkoda, że wasz najlepszy strzelec Angel Rodado nie mógł dzielić z wami emocji tego meczu na placu gry - zmaga się z kontuzją barku. Prezes Królewski stwierdził, że regeneruje się szybciej, niż przeciętny gracz, ale chcą go oszczędzać. Może zdąży na finał?

Angel to osoba, która jest niesamowicie zaangażowana. Zawsze chciałby być gotów do gry, do pomocy zespołowi. Jak zresztą ogromna większość z nas. Ma jednak problem z barkiem i jest ryzyko, że jakiś kolejny uraz tego barku mógłby mocno pogorszyć sprawę. To byłoby poważne ryzyko w kontekście jego dalszej kariery. Natomiast decyzja o powrocie do gry należy do niego i do klubu. Dla nas ten piłkarz jest arcyważny i bardzo go potrzebujemy.

Ktoś z rodziny wspierał pana na tym wyjątkowym meczu?

Była na trybunach moja narzeczona, mogła przeżywać to ze mną, był też mój przyjaciel. Reszta rodziny niestety jest w Hiszpanii. A loty do Krakowa są jednak dość drogie. Mam jednak nadzieję, że na finał na Narodowym będą mogli przylecieć.

Słyszałam, że pana partnerka znalazła pracę w Krakowie, w międzynarodowej korporacji.

Tak, pracuje tutaj, taki mieliśmy pomysł od początku - by mogła tu ze mną funkcjonować na co dzień. Tak, by ona też mogła rozwijać swoją karierę, by nie zapominać o jej pracy zawodowej. Poza futbolem jest przecież później dalsze życie. Mamy tu już wielu przyjaciół i jesteśmy tu w Polsce bardzo szczęśliwi.

Rozmawiała: Justyna Krupa

Luka Vusković po niewiarygodnej bramce Kobylaka: Zdobyłem podobnego gola
Skończy się skandalem? Walkower w finale Pucharu Polski?

Komentarze (0)