Przewidywali, że się nie utrzyma. Polka zadziwia cały świat

Getty Images / Daniela Porcelli/Eurasia Sport Images / Na zdjęciu: Ewa Pajor
Getty Images / Daniela Porcelli/Eurasia Sport Images / Na zdjęciu: Ewa Pajor

- Ich trener powiedział mi tak: "Tu, na tym boisku, widziałem, jak Ewa wymiotuje. Niestety, ona się nie utrzyma". Dziś Ewa Pajor jest światową gwiazdą. Może stać się bohaterką największego transferu na świecie.

[b]

Tekst pochodzi z książki "Polka gola!" Karoliny Wasielewskiej, która premierę ma 17 kwietnia. Wydawcą jest Krytyka Polityczna[/b]

Dom rodzinny Ewy wpłynął na jej karierę. Dorastanie z czwórką rodzeństwa przygotowało ją do pracy drużynowej mimo jej introwertyzmu i indywidualizmu, jak uważa Nina Patalon.

Siostra postawiła wszystko na jedną kartę

- Oni się niesamowicie wspierają! Przecież Paulina de facto poświęciła dla Ewy całą swoją młodość, jadąc z nią najpierw do Konina, a potem do Wolfsburga. Owszem, skorzystała na tym, nauczyła się języka, zjeździła z Ewą pół świata. Na samym początku jednak musiała tak bardzo uwierzyć w talent siostry, że własne marzenia odłożyła na później. A przecież była wtedy dzieckiem.

Paulina jest rok starsza od Ewy. Inaczej niż selekcjonerka reprezentacji nie uważa, żeby się poświęciła. - Kiedy jechałyśmy do Medyka, po prostu obie grałyśmy w piłkę - wspomina.

ZOBACZ WIDEO: 6 lat, a już czaruje. Zobacz, co potrafi syn reprezentanta Polski

Fakt, to jej młodsza siostra zapytała Romana Jaszczaka, czy mogą przyjechać razem. Bo jego interesowała przede wszystkim Ewa. Zgodził się jednak, żeby w pakiecie z uznaną już napastniczką w jego klubie pojawiła się obiecująca obrończyni. Szybko jednak okazało się, że nie będą się spotykały na boisku. Paulina nigdy nie dostała się do pierwszego Medyka. Grała w barwach drugiego zespołu, a w ostatnim roku piłkarskiej kariery zmieniła klub na Polonię Środa. Przed maturą stwierdziła, że odpuści futbol.

- Wiedziałam, że nie jestem tak dobra jak Ewa. Nie utrzymałabym się z samego grania w piłkę, musiałabym dodatkowo pracować, a takiego życia w biegu sobie nie wyobrażałam. Jednocześnie nie miałam tu żadnych planów na przyszłość, więc kiedy Ewka zaproponowała mi, żebym pojechała z nią do Wolfsburga, powiedziałam: "Dobra".

Paulina zaczęła grać w piłkę razem z Ewą i chłopakami z podwórka. Kiedy jej siostra dołączyła do chłopięcej drużyny, ona miała przerwę od futbolu. - Grałam ewentualnie z Ewką po treningu, jak jeszcze było jej mało - mówi ze śmiechem.

Wkrótce miała jednak rozpocząć profesjonalną karierę piłkarki, właśnie za sprawą siostry. Było to w czasie, gdy Ewie jako dwunastolatce zabroniono udziału w turniejach chłopięcych, a do gimnazjum w Koninie mogła pójść dopiero za rok. Piotr Kozłowski nie chciał, żeby miała przerwę w graniu.

- Myśleliśmy, co z tym zrobić, i w końcu zbudowaliśmy zespół dziewczęcy, specjalnie dla Ewy. Zebraliśmy zdolne sportowo dziewczyny, wśród nich była Paulina. Ta drużyna powstała wyłącznie po to, żeby Ewa dalej się ogrywała - mówi trener.

Nina Patalon pamięta rozmowę z Kozłowskim, w czasie której narodził się pomysł stworzenia tego zespołu. Młodsza Pajorówna trenowała już z Medykiem i było wiadomo, że za rok przeniesie się na stałe do Konina, ale bardzo nie chciała jechać tam sama.

- Kombinowaliśmy, jak to rozwiązać. Ja nawet zaproponowałam, żeby Ewa mieszkała u mnie. I wtedy Piotrek powiedział: "Paulina z nią pojedzie", ja na to: "Ale Paulina nie gra w piłkę!". "No to zacznie”.

I rzeczywiście zaczęła, a właściwie: wróciła do gry. Po roku poszła do gimnazjum. Kiedy kolejny rok później Ewa trafiła do Medyka, Paulina zrezygnowała z dotychczasowej szkoły i przeniosła papiery do Konina, żeby znowu być blisko siostry.

- Myśmy się dopiero po fakcie dowiedzieli, że ona zmieniła szkołę - wspomina Janusz Pajor, ojciec Pauliny i Ewy. Co jasno pokazuje, że siostry nie angażowały rodziców w swoje piłkarskie plany. Wszystko miały przemyślane i wygląda na to, że nic nie było w stanie zmienić tego scenariusza.
Pożegnanie z domem rodzinnym, jak wiele innych piłkarek, Ewa i Paulina okupiły łzami. - Ryczałyśmy całą drogę do Konina. Kiedy dojechałyśmy, mama zapytała: "Jesteście pewne, że chcecie tu być? Bo jak nie, to wracamy". Spojrzałyśmy po sobie i powiedziałyśmy, że zostajemy - wspomina Ewa.

Obie Pajorówny trafiły do drużyny juniorskiej, którą trenowała wtedy Nina Patalon. - Pamiętam, że Paulina była dla Ewy trochę jak mama - śmieje się selekcjonerka. - Wystarczyło jej charakterystyczne: „Idziemy!” i Ewka szła.

- One były trochę zahukane - uważa Roman Jaszczak. - Ich rodziców też trzeba było urabiać. Ja tam jeździłem, Kozłowski jeździł. Oni cały czas powtarzali, że przecież dziewczyny muszą zostać w gospodarstwie, że co rano trzeba wstawać o piątej do krów.

Tylko że żadnej z dziewczyn nie ciągnęło do pracy w gospodarstwie. Ewa była zdecydowana na piłkę. Paulina, jak mówi, lubiła i do tej pory lubi pomagać rodzicom, ale nigdy nie traktowała rolnictwa jako pomysłu na życie.

Przeprowadzka do Konina nie oznaczała jednak, że miało im być łatwiej. Siostry musiały się z dnia na dzień usamodzielnić. Posiłki dostawały w internacie, ale prać i "pilnować się", jak mówi Ewa, żeby mieć odrobione lekcje, musiały same. Młodsza miała dwanaście, a starsza trzynaście lat, kiedy tak "pilnowały się" nawzajem. Według Niny w tym przypadku i tak nie istniało ryzyko, że któraś z sióstr zapomni o dyscyplinie, jak zdarzało się to dziewczynom, które dorastały w internacie Medyka i różnie korzystały z wolności, jaką dawało życie z dala od rodziców.

- Nie ta konstrukcja psychiczna. Ja się nigdy nie martwiłam o to, czy Ewa się zmobilizuje do pracy, czy to na tamtym etapie, czy teraz, kiedy na przykład wraca do gry w kadrze po kontuzji. To profesjonalistka - mówi selekcjonerka.

- Byłyśmy grzeczne - śmieje się Paulina. - Wiedziałyśmy, po co tam przyjechałyśmy. Wiadomo, że nie było nam łatwo. Najgorzej było chyba pogodzić naukę w szkole z treningami i wyjazdami. W Medyku bardzo dbali, żebyśmy nie miały zaległości. I wszystko zaliczałyśmy, ale wyniki w nauce miałyśmy średnie. Od pewnego momentu stało się jasne, że karierę piłkarską zrobi tylko jedna z nich.

- Paulina też lubiła grać, ale nie aż tak bardzo jak ja. Może tego talentu czy zamiłowania do piłki było u niej mniej - przyznaje Ewa, kiedy rozmawiamy po raz pierwszy. Jej siostra twierdzi, że nigdy nie była zazdrosna o sukcesy Ewy. Nigdy też nie pomyślała, że gdyby bardziej się postarała, mogłaby zrobić podobną do niej karierę.

- Kiedy już jesteś zawodowym sportowcem, szybko zaczynasz zdawać sobie sprawę ze swoich słabych i mocnych stron. Ja nigdy nawet nie pomyślałam, że mogłabym dorównać Ewie. Wiedziałam, że po prostu nie mam takich możliwości. Dlatego mogę wspierać ją i cieszyć się jej sukcesami, nie zastanawiając się jednocześnie: "A co ze mną?" - przyznaje Paulina.

Specjalne pozwolenie od PZPN

Wprowadzenie Pajor do Medyka było modelowe: dano jej przestrzeń na to, żeby rozwijała się piłkarsko, oszczędzając jej przy tym stresu - na miejscu czuwały jej siostra i Nina, często zaglądał do niej Piotr Kozłowski. Ewa sama przyznaje, że nie jest typem, który bryluje towarzysko w szatni. W juniorskiej drużynie czuła się jak ryba w wodzie, ale gdy jako piętnastolatka przechodziła do pierwszego Medyka, miała stracha. Tam były już starsze od niej dziewczyny. Pomogło to, że zespół ciepło ją przyjął. Reputacja skutecznej snajperki miała tu zapewne znaczenie.

Nikt nie debiutował w polskiej ekstralidze tak młodo jak ona. Medyk wystąpił o specjalne pozwolenie od PZPN-u, żeby Ewa mogła grać w jego szeregach, i je uzyskał. Przepisy zezwalają na grę w najwyższej klasie rozgrywkowej dopiero zawodniczkom od szesnastego roku życia, ale tu nie było na co czekać.

W sezonie 2012/2013 Ewa wraz z Medykiem zdobyła wicemistrzostwo oraz Puchar Polski, w którego finale ekipa z Konina pokonała dwa do jednego Unię Racibórz. To Pajor strzeliła obydwie bramki.

W kolejnych dwóch sezonach Medyk również mógł się pochwalić dubletem, w dużej mierze dzięki jej trafieniom. Finałowy mecz Pucharu Polski w 2015 roku był zarazem jej ostatnim w barwach konińskiej drużyny. Medyk pokonał GKS Górnik Łęczna pięć do zera, a Ewa skompletowała hat tricka.

Łącznie wystąpiła z konińskim zespołem w sześćdziesięciu meczach ekstraligi. Strzeliła w nich sześćdziesiąt cztery gole. Może o jej dokonaniach w polskiej lidze świat nie wiedział, ale w 2013 roku dała się poznać jako najlepsza zawodniczka mistrzostw Europy U-17. Sama Ewa oczywiście mówi, że to zasługa całego zespołu. Kiedy dostała informację o swoim indywidualnym wyróżnieniu, była już w domu, po turnieju, i zrobiło jej się miło, ale jak wspomina, "to nic w porównaniu z tymi emocjami, które odczuwałam, kiedy razem podnosiłyśmy puchar do góry". Zagraniczne kluby najwyraźniej nie uważały, że to takie nic, bo właśnie wtedy zaczęły o nią wypytywać.

- Mam takie stare zdjęcie w paszporcie z czasów, kiedy miałam jeszcze krótkie włosy. Byłam już zawodniczką Wolfsburga, leciałyśmy na jakiś mecz i koleżanka chciała zobaczyć moją fotografię w paszporcie. Pokazałam jej, a szedł za nami trener, który mnie tutaj ściągał, teraz sportowy dyrektor klubu Ralf Kellermann. "Ja cię pamiętam z czasów, kiedy tak wyglądałaś" - powiedział. To znaczy, że musiał się mną zainteresować już wtedy, kiedy dopiero co przeszłam do pierwszego Medyka - opowiada Ewa. I po chwili zastanowienia dodaje: - Nie miałam o tym pojęcia! I w sumie dobrze, bo mogłam się skupić na graniu w Medyku i zdobywaniu tytułów.

Gwiazdorski transfer

Była niespełna dziewiętnastolatką, gdy przeniosła się do Wolfsburga. - Bardzo dobrze czułam się w Koninie i chciałam tam zostać jak najdłużej, ale osoby, które mnie dobrze znały, podpowiadały mi po prostu, że czas wyjechać, żeby się dalej rozwijać, że bez tego nie zrobię kroku w przód. I wtedy menedżer powiedział mi, że pojawiła się propozycja z Wolfsburga.

Jedną z osób podpowiadających przeprowadzkę do Niemiec był Piotr Kozłowski. Mniejszym do tego pomysłu entuzjazmem pałał Roman Jaszczak, co zrozumiałe, skoro Ewa strzelała dla niego gola za golem.

- W grudniu 2014 roku Ewie skończył się kontrakt z Medykiem. Chciałem z nią podpisać następny, na półtora roku. A Ewa na to: "Proszę się skontaktować z moim menedżerem”" Dzwonię, odbiera facet, który nie mówi ani słowa po polsku. Pomyślałem, że on trochę Ewę oszukał, jej rodzicom też musiał nieźle namieszać w głowach. Bo ona powinna jeszcze na dwa sezony zostać w kraju. Przecież w tym Wolfsburgu ona ze trzy lata siedziała na ławce, zamiast grać.

To nie do końca prawda. Ewa trenowała z pierwszym zespołem, ale grała w rezerwach. „Przez pierwsze dwa lata trenerzy chcieli przygotować ją do dużo większych wyzwań w Bundeslidze i Lidze Mistrzyń UEFA. Gdyby od początku pracowała na takich obciążeniach jak reszta dziewczyn, istniało duże ryzyko kontuzji. Dlatego nie rzucili jej od razu na głęboką wodę” - mówiła Nina Patalon w rozmowie z Onetem. W barwach pierwszej drużyny Ewa zadebiutowała w 2017 roku, a więc dwa lata po wyjeździe z Konina.

Roman Jaszczak do tej pory ma żal do zagranicznego menedżera Pajor, że to on zgarnął pieniądze za transfer, a Medyk nie zobaczył z tego ani grosza. A przecież, jak zaznacza prezes, to w jego klubie Ewa stała się profesjonalną piłkarką.

- Kiedy rozmawiałem z tym menedżerem, on powiedział mi: "Zobaczyłem ją w telewizji i się zakochałem". A ja mu na to: "A my tu w Koninie Ewę kochamy od dawna". Oczywiście to nie tylko sprawa pieniędzy. Przecież ona w tym Wolfsburgu przeżyła horror na początku. Dla kobiet to, jak się aklimatyzują w drużynie, jaka panuje w niej atmosfera, ma ogromne znaczenie… Paulina Dudek poczekała te dwa lata w Polsce i co, gorzej na tym wyszła?

Jak wiemy, Pajor dała się przekonać, że to był odpowiedni moment na transfer. – Gdy przyjechaliśmy do Wolfsburga, pierwsze wrażenie było super. Poczułam, że to moje miejsce i chcę tu grać.

Na skraju rezygnacji

Przekonały ją warunki, o których w Polsce wtedy nie było mowy. Sztab szkoleniowy trzy razy większy niż w Koninie i wielkie, profesjonalne obiekty do gry. Nina Patalon wspomina, że Ewa miała również oferty z Chelsea, PSG i Turbine Poczdam. Z kolei Paulina mówi, że w tym ostatnim klubie była nawet na testach, ale coś jej się tam nie spodobało, a w Wolfsburgu od razu poczuła się jak w domu. W rozmowie z Onetem wypowiedziała się na ten temat nawet bardziej stanowczo: "Chciała wyjechać do Niemiec. Brała pod uwagę tylko Wolfsburg, bo to bardzo mocny klub".

Jak mogło się wydawać na początku, może nawet za mocny.

- Kiedy byłem na stażu w Wolfsburgu, ich trener powiedział mi tak: "Tu, na tym boisku, widziałem, jak Ewa wymiotuje. Niestety, ona się nie utrzyma".

Piotr Kozłowski pojechał na szkolenie do miasta, które Ewa nazywa dziś swoim drugim domem, i przy okazji obserwował pierwsze kroki swojej podopiecznej w nowej drużynie. Nie było dobrze. Ona o pierwszych treningach z Wolfsburgiem mówi, że owszem, było ciężko, bo w jej zespole są najlepsze piłkarki świata, reprezentantki różnych krajów. To one dyktują tempo i poziom treningu. Ewa bez fałszywej skromności przyznaje, że teraz jedną z takich dyktujących jest ona sama. Ale na początku czuła się tak, jakby do tej pory uprawiała całkiem inny sport.

- Tego się w ogóle nie da porównać do treningów w Koninie. Szybsze tempo, dokładniejsze podania… Pamiętam, że trener ciągle do mnie krzyczał: "Ewa, mocniej podawaj tę piłkę!" Grając w Medyku, myślałam, że jestem wytrzymała. Przyjechałam tutaj i zobaczyłam, że jednak nie. Oczywiście przez pierwsze miesiące Ewa nie grała, co nigdy nie jest łatwe, gdy w poprzedniej drużynie było się gwiazdą boiska. Każdy trening, jak dzisiaj wspomina, był dla niej wręcz jak mecz. Tylko że do występów w tych prawdziwych nie była dopuszczana.

- Przychodziła z treningów i zamykała się w pokoju - wspomina Paulina. - Zastanawiała się, co znowu zrobiła źle, że nie została powołana na mecz. Nie dawało jej to spokoju. Kiedy opowiadała o tym okresie Piotrowi Kozłowskiemu, przyznała: "Trenerze, my czterdzieści razy się pakowałyśmy".

Wracała po treningach i postanawiała: "Nie dam rady, pakujemy się i jedziemy". Następnego dnia, kiedy wstawała z łóżka, siostra badała jej nastrój: "Jak tam?". "No, idę na trening", mówiła po prostu Ewka. - To pakowanie się to była bardziej metafora - opowiada Paulina. - Fakt, w gorszych momentach dopadała nas tęsknota za domem. Rozmawiałyśmy o tym, że dobrze byłoby wyskoczyć do rodziców, wygadać się… a potem wrócić.

Tekst pochodzi z książki "Polka gola. O kobietach w futbolu"; Karoliny Wasielewskiej, która premierę ma 17 kwietnia. Oparta na rozmowach z uznanymi polskimi piłkarkami grającymi zarówno w polskiej, jak i europejskiej lidzie książka przybliża czytelnikom sylwetki kobiet, które motywowane pasją do gry zdecydowały się iść na przekór utartym schematom i przekraczać kolejne granice wyznaczane kobietom przez społeczeństwo.

*Śródtytuły pochodzą od redakcji WP SportoweFakty

Czytaj więcej:
To przyśni się Robertowi Lewandowskiemu. Będzie za to rozliczany (OPINIA)

Komentarze (0)