[b]
[/b]Marcin Bułka to najlepsza "wizytówka" Escoli Varsovia, z której ruszył w wielki świat. Jako nastolatek trafił do Chelsea, potem przeniósł się do PSG, a obecnie reprezentuje barwy OGC Nice i walczy o Ligę Mistrzów.
Jak się okazuje, awans do Champions League będzie oznaczał spełnienie nie tylko piłkarskiego marzenia, ale i dotrzymanie obietnicy, którą kiedyś Marcin dał mamie.
A rywalizacja o puchary będzie we Francji ciekawa do końca. Tabelę otwiera PSG (70 punktów, już oficjalnie jest mistrzem), drugie jest AS Monaco (61), trzeci Brest (57), a czwarte Lille (55). Nice zajmuje piątą pozycję (51 "oczek").
Pierwsze trzy miejsca dają fazę grupową Ligi Mistrzów, czwarta pozycja oznacza prawo do gry w eliminacjach LM, piąta to Liga Europy, a szósta Liga Konferencji UEFA.
Bułka, jak wspomniano, marzy o Lidze Mistrzów, a w rozmowie z WP SportoweFakty opowiada o swojej drodze na szczyt, chorobie, z którą musi żyć, ale która nie zabrała mu marzeń, jak również o sposobie na bronienie rzutów karnych.
Reprezentant Polski jest obecnie czołowym bramkarzem ligi francuskiej i wydaje się, że transfer do jednego z gigantów światowej piłki jest tylko kwestią czasu. W jego przypadku wspominało się już o Manchesterze United i Realu Madryt. Portal Transfermarkt wycenia Polaka na 18 milionów euro, choć wydaje się, że realna cena będzie dużo wyższa.
Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty: W ostatnim meczu wygraliście ze Strasbourgiem 3:1, ale kolejkę wcześniej zremisowaliście z Olympique Marsylia 2:2. Dostałeś wtedy dobre noty, uchroniłeś zespół przed porażką, ale z twoich wypowiedzi wynikało, że traktujesz to raczej jako stratę dwóch punktów niż zysk jednego.
Marcin Bułka, były bramkarz Escoli Varsovia, Chelsea, PSG, obecnie OGC Nice: Skoro gramy o najwyższe cele, to tak do tego podchodzę. Owszem, przed sezonem założenia klubu były takie, że mamy być w Top 6, ale przecież apetyt rośnie w miarę jedzenia.
W rundzie jesiennej zrobiliśmy 35 punktów, przez 70 procent sezonu byliśmy w najściślejszej czołówce. Niestety, w 2024 roku trochę się to skomplikowało. Zdarzyło nam się kilka razy stracić punkty i myślę, że można pod to "podpiąć" mecz z Marsylią. Grając 11 na 11 byliśmy lepsi. Potem oni dostali czerwoną kartkę i paradoksalnie wszystko się skomplikowało.
Osobiście żałuję tamtego remisu, ale z drugiej strony graliśmy na trudnym terenie. Tam mało kto wygrywa. Jeśli ktoś przed sezonem powiedziałby Nice, że w dwóch meczach z nimi zdobędzie cztery punkty, to wzięlibyśmy to w ciemno. Natomiast niedosyt jednak był.
Po tamtym meczu skrytykowałeś arbitra za rzut karny podyktowany przeciw wam. Powiedziałeś, że nie rozumiesz już obecnych reguł. Za takie słowa nie grozi kara?
Wyraziłem opinię, nie sądzę, abym miał zostać za to ukarany. Nasz napastnik czysto wybił piłkę rywalowi, a później wylądował na jego stopie. OK, ale co miał zrobić? Przecież nie potrafi latać, a jest coś takiego jak grawitacja. Sytuacja była bardzo dynamiczna, musiał gdzieś wylądować, bo nie miał szans wygrać z przyciąganiem ziemskim. Nie mógł przecież w powietrzu poczekać, aż rywal przesunie nogę gdzie indziej.
Kalendarz do końca ligi macie bardzo ciekawy. Zgodzisz się z opinią, że ostatni mecz z Lille, na wyjeździe, może być starciem o miliony? Rywalizujecie o ostatnie miejsce dające szansę na Ligę Mistrzów.
Tak może być, choć każdy mecz do końca sezonu będzie trudny, a margines błędu bardzo mały. Przecież przed Lille zagramy jeszcze z PSG.
O to właśnie chciałem zapytać. Czy dla ciebie mecze z PSG już do końca kariery będą czymś szczególnym? Zawsze coś się w nich dzieje. A to ich pokonasz w rzutach karnych, a to ktoś ci złamie nos.
Myślę, że tak. To w PSG zagrałem pierwszy mecz w seniorskiej karierze, spędziłem tam trochę czasu, znam tych chłopaków. Mam w Paryżu sporo znajomych. Za każdym razem, gdy jadę tam grać, spotykam na trybunach kilkadziesiąt osób, które przychodzą na stadion, aby mnie dopingować. A więc tak: te mecze zawsze będą na swój sposób szczególne.
Po ostatnim meczu, w trakcie którego złamano ci nos, Mateusz Borek powiedział, że właściciel PSG Nasser Al-Khelaifi osobiście pomagał w załatwieniu ci jak najlepszej opieki. To prawda?
Tak było. Nasser postarał się, abym natychmiast został otoczony jak najlepszą opieką. Upewnił się, że trafię do dobrego, prywatnego szpitala, wszystko osobiście monitorował. A w tym szpitalu z kolei spotkałem lekarza, którego poznałem przy okazji testów medycznych przed transferem do PSG. Nic mi więc nie brakowało. Khelaifi zadbał o wszystko do tego stopnia, że w pewnym momencie to już nawet zapomniałem, że mam złamany nos.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: z piłką robią cuda. To po prostu trzeba zobaczyć
Skoro o Paryżu mowa, to chyba właśnie tam, a nie w samej Nicei, narodziła się szczególna więź między tobą a kibicami Nice.
Ta więź rosła stopniowo, ale faktycznie Paryż był tu istotnym miejscem. Trochę pewnie chodziło o moją ekspresyjną radość, gdy po karnych wyeliminowaliśmy PSG z Pucharu Francji, a ja świętowałem na kolanach. Ale na tej "mapie" był też na pewno Stade de France. Te dobre relacje z kibicami urosły na tyle, że dziś są świetne. Nie mnie oceniać, czy najlepsze ze wszystkich piłkarzy Nice, ale bardzo dobre. Na pewno bierze się to też z mojego charakteru. Jestem impulsywny, jestem sobą, nie udaję kogoś, kim nie jestem. Myślę, że to pomaga w relacjach z fanami.
Kilka tygodni temu, po przegranym 1:2 meczu z FC Nantes, nie wytrzymałeś i w wywiadach mówiłeś, że każdy powinien spojrzeć w lustro i odpowiedzieć sobie, czy w tym meczu dał z siebie wszystko. Niedawno z kolei podobnie było w Barcelonie: Gundogan pośrednio skrytykował Araujo tak zwaną "głupią" czerwoną kartkę. Generalnie uważasz, że jednak lepiej ugryźć się w język i wyjaśnić wszystko w szatni, czy mówić o tym publicznie?
To zależy. Czasem warto powiedzieć o tym głośno. Od tamtych słów nie przegraliśmy ani jednego meczu. Pół żartem, pół serio mogę powiedzieć, że zadziałało. Ale wtedy to też nie było tak, że skończyło się na wypowiedzi dla mediów. W szatni powiedzieliśmy sobie co trzeba prosto w oczy. Bo ja uważam, że takie sprawy powinno się załatwiać po męsku. Wprawdzie dziennikarze pisali wtedy o podzielonej szatni, ale to nieprawda. Według mnie od tamtego meczu jesteśmy jako grupa silniejsi. To była sportowa złość. Skoro przed sezonem założyliśmy grę w pucharach i dobrze ten plan realizowaliśmy, to chodzi o to, abyśmy takich meczów jak z FC Nantes nie żałowali na końcu sezonu. Że do sukcesu zabraknie punktów straconych w takich spotkaniach.
Wypowiedź po meczu z FC Nantes wiele osób odebrało jako przejaw twojej ambicji. To jako osoba ambitna, co uznasz za sukces, a co za niepowodzenie Nice w tym sezonie?
Za niepowodzenie uznałbym, gdybyśmy spadli na siódme miejsce, czyli poza europejskie puchary. Bo skoro w trakcie sezonu cały czas jesteś na miejscu pucharowym, to jego brak na koniec byłby wielkim rozczarowaniem. Natomiast wiadomo, im wyżej, tym lepiej. Będziemy walczyć do końca. Patrzeć w górę, ale też i za siebie, bo Lens będzie jeszcze naciskać.
A jaki to jest sezon Marcina Bułki? Perfekcyjny, czy czegoś jednak brakuje?
Perfekcyjny na pewno nie. Bo zawsze może być lepiej. Ale mogę go określić jako bardzo dobry. To mój pierwszy sezon w roli bramkarza numer jeden. Na pewno coś można było zrobić lepiej, ale miałem też wiele udanych interwencji.
W tym sezonie broniłeś już rzuty karne, wyrosłeś na specjalistę w tym elemencie. Mówiłeś, że do ostatniego momentu czekasz na ruch napastnika. Czy to oznacza, że nie analizujesz przed meczami, jak kto strzela?
To nie do końca tak. Wiadomo, że przy obecnych możliwościach możesz mieć każdą analizę, jaką chcesz. I na przykład oglądać ją sobie przy obiedzie. Ale faktem jest, że staram się czekać do końca. Wydaje mi się, że dzięki mojemu wzrostowi mam troszkę więcej czasu niż inni bramkarze. Bo zasięg moich rąk jest duży, więc mogę dłużej poczekać na to, co zrobi strzelec. Jestem zadowolony z mojego sposobu na bronienie karnych, ale to nie znaczy, że nie będę wprowadzał modyfikacji. Strzelcy to robią, więc ja też mogę.
Wojtek Szczęsny mówił mi, że jego ulubionym karnym jest ten przeciwko Leo Messiemu w Katarze. A twoim?
Na pewno w jakimś sensie te karne obronione w serii jedenastek przeciwko PSG, w Pucharze Francji. Bo to były moje pierwsze w dorosłej piłce. Natomiast ulubionymi są dwa karne obronione w jednym meczu, na wyjeździe z AS Monaco. Bo to derby, bo dwa karne, bo na końcu to my strzeliliśmy gola i wygraliśmy 1:0. Natomiast jeszcze co do karnych. Satysfakcję sprawia mi też, gdy wyczuję stronę, w którą uderzał strzelec. Właśnie zrobiliśmy taką analizę i wyszło, że na 17 karnych, które broniłem jako bramkarz Nicei, bodaj w 15 przypadkach dobrze wyczułem kierunek. To dobry wynik.
Jeśli Szczęsny faktycznie zrezygnuje z kadry po EURO 2024, będziesz w tej mniejszości Polaków, która nie będzie tego żałowała?
Jeśli Wojtek faktycznie skończy grę w kadrze, to nie obrażę się za to na niego. A całkiem poważnie: to jego kariera, jego decyzja. Jest super bramkarzem, gra w wielkim klubie i to nie od wczoraj. Natomiast niezależnie od wszystkiego mój cel się nie zmienia: chcę zostać numerem jeden w kadrze. Gra w reprezentacji to spełnienie marzenia.
Sporo osób uważa, że na EURO jedziemy jak na ścięcie, bo grupa jest bardzo trudna.
Uważam, że nie po to awansowaliśmy na EURO, aby od razu zakładać, że odpadniemy już w grupie. Pojedziemy się bić o jak najlepszy wynik. Sport nie takie niespodzianki widział. Ostatni mecz gramy z Francją…
...no właśnie. To będzie dla ciebie szczególny mecz?
Pewnie tak, choć nie tylko dla mnie. Cały piłkarski świat wie, jaki potencjał ma Francja, więc ten mecz będzie w centrum uwagi. I chodzi o to, abyśmy tego wieczora grali o coś. A wracając do mnie: tak, znam niektórych reprezentantów Francji i bardzo będzie mi zależało na dobrym wyniku. Dobrze by było, gdybym po EURO mógł wrócić do Francji i mrugnąć okiem do paru kolegów mając na myśli wynik naszego meczu.
Wracając do ambicji. Wiesz ilu bramkarzy wygrało Złotą Piłkę?
Jeden. Lew Jaszyn.
A widzisz siebie kiedyś na tej gali w Paryżu, gdzie wręczana jest nie tylko Złota Piłka, ale między innymi nagroda dla bramkarza roku?
A czemu nie? Ale raczej w tym skromniejszym ujęciu. Nagroda dla najlepszego bramkarza jest imienia Lwa Jaszyna i może któregoś dnia uda mi się tam znaleźć. Natomiast główna nagroda jest raczej dla graczy z pola i chyba już tak pozostanie. Skoro Manuel Neuer w fantastycznym dla siebie 2014 roku zajął "tylko" trzecie miejsce, to trudno sobie wyobrazić, że bramkarz znów zatriumfuje.
Jeśli chodzi o karierę klubową to punktem zwrotnym dla ciebie był transfer do Nicei. Robiłem niedawno wywiad z Nicolasem Dehonem, byłym trenerem bramkarzy Nicei. Powiedział tak: "Rozpatrywaliśmy trzech bramkarzy. Golkipera Strasbourga, Dijon i właśnie Bułkę. W Nicei byli bliscy postawienia na bramkarza Dijon. To już było mocno zaawansowane, ale sprzeciwiłem się. Mimo że mnie przekonywali, że tam już mają wszystko poukładane, znają warunki, menedżera i tak dalej. Ale ja się upierałem przy Marcinie. I ostatecznie postawiłem na swoim. Jedyne czego mi szkoda to fakt, że nie współpracuję z nim teraz, bo przed sezonem opuściłem klub. Ale cały czas jesteśmy w kontakcie, często rozmawiamy. Bardzo mocno mu kibicuję". Jakbyś ocenił jego wpływ na twoją karierę?
Jeśli chodzi o Niceę, to bardzo duży. To nie tylko super trener, ale i fantastyczny człowiek. Bardzo mi pomógł. Nawet gdy byłem numerem dwa, nigdy nie dał mi odczuć, że jestem mniej ważny. Wierzył we mnie, do dziś mamy świetny kontakt. Do tego stopnia, że czasem wciąż analizuje dla mnie moje występy. Super fachowiec, co udowodnił w wielu miejscach. Gdyby mnie ktoś pytał o trenera bramkarzy, to jego poleciłbym o każdej porze dnia i nocy. Z jednej strony przemiły człowiek, ale jak trzeba "zrąbać" kogoś, też potrafi. Mogę nawet powiedzieć, że trochę za nim tęsknię.
Robiłem też wywiad z Jean-Lukiem Ettorim o tobie. To legenda AS Monaco, rekordzista pod względem czystych kont w Ligue 1, bo miał ich aż 241. Na pytanie, czy jest zdziwiony, że tak dobrze grasz, odpowiedział tak: "Nie, Bułka powinien dostać to miejsce już w poprzednim sezonie. Zapracował na to występami w Pucharze Francji. Dziwię się, że musiał czekać aż do tych rozgrywek". Zgadzasz się z tymi słowami? Między wierszami pytam o twoje relacje z Kasperem Schmeichelem, którego ostatecznie wygryzłeś z bramki.
Zgadzam się ze słowami pana Ettoriego.
A coś więcej?
Mógłbym powiedzieć dużo więcej… W tamtej sytuacji zabrakło niektórym szczerości. Tylko że teraz to już nic nie zmieni. W końcu i tak dostałem to, co mogłem dostać wcześniej. Ale może dzięki temu, że już wcześniej byłem gotowy, to nie zmarnowałem szansy, którą otrzymałem?
To inaczej: Kuba Błaszczykowski zapytany, czy pojechałby na wakacje z Robertem Lewandowskim, odpowiedział, że na razie nie. A ty byś pojechał ze Schmeichelem?
Nie. Też nie.
W Nice jesteś niekwestionowanym numerem jeden, ale mówi się o transferze do wielkiego klubu. Mateusz Borek informował, że Manchester United jest gotów zapłacić nawet 40 mln euro, a Jerzy Dudek, że jesteś gotowy na Real. Lubisz, gdy cię łączą z wielkimi klubami?
To jest trochę z boku. Ja robię swoje, a te spekulacje gdzieś się pojawiają. Mam pracę do wykonania z Nice, a potem chcę pojechać na EURO. Może latem pojawi się kwestia transferu, a może nie. Teraz nie zaprząta mi to głowy. Natomiast jeśli takie słowa pod moim adresem wypowiada Jerzy Dudek, który jako jedyny Polak dotknął Realu z bliska, bo w nim grał, to pewnie, że mi miło. Natomiast jedno muszę podkreślić: na pewno nie poszedłbym już do klubu, gdzie miałbym być numerem dwa. To nie wchodzi w grę. Interesuje mnie już tylko bluza z numerem jeden. Nie po to wskoczyłem w końcu do bramki, żeby znów się przenosić na ławkę.
Skoro rozmawiamy o potencjalnym transferze, to musi się pojawić osoba Piniego Zahaviego, jednego z najsłynniejszych agentów. Reprezentuje między innymi Roberta Lewandowskiego i ciebie. Czy - parafrazując hasło "Łączy Nas Piłka", można powiedzieć, że co do waszych relacji to nadaje się określenie "Łączy Nas Kurtka"? Mówiłeś o tym w wywiadzie dla Meczyków.
Haha! Tak. To jest dobra historia. Byłem wtedy bardzo młody i byłem piłkarzem Chelsea. Zahavi zaprosił mnie do siebie na kolację, ale wtedy nie podpisałem z nim umowy. Jak się jednak potem okazało, zostawiłem u niego kurtkę. Minęło prawie osiem lat. Znów się spotkaliśmy, tym razem podpisaliśmy umowę, a wtedy on się na chwilę oddalił. Wrócił z reklamówką z bardzo drogiego sklepu. I nagle wyciągnął z niej moją kurtkę.
Która pewnie kosztowała mniej niż ta reklamówka?
Pewnie tak, bo to była kurtka bardziej z dziecięcych lat. Ale widać było, że dbał o nią. Chyba też wierzył, że jeszcze kiedyś się spotkamy i dlatego przez tyle lat ją trzymał.
Zahavi reprezentuje i ciebie, i "Lewego". Ten, w ostatnim wywiadzie dla nas, mówił, że jak był mały, powtarzał mamie, że jak dorośnie i będzie miał pieniądze, kupi ferrari. Kupił i choć nim nie jeździ, to z sentymentu nie chce się go pozbyć. A mały Marcin Bułka też miał takie postanowienia?
Tak! Kiedy byłem mały, powiedziałem mamie: "Mamo! Jak zrobię karierę i zagram w Lidze Mistrzów, to kupię ci dom".
To teraz domyślam się, kto najczęściej sprawdza tabelę i zastanawia się, czy przeskoczycie Lille co da wam nadzieję na Champions League.
Ha! Może i tak, ale ja też często patrzę na tę tabelę. Będziemy walczyć, ale myślę, że prędzej czy później zrealizuję te cele. Liga Mistrzów i dom dla mamy.
Oby tak było. W wywiadzie dla "Piłki Nożnej" przyznałeś, że chorujesz na cukrzycę. Można to przekuć jako inspirację dla innych? Że z chorobą też można zajść bardzo wysoko?
Myślę, że tak. Choruję na cukrzycę od 10 lat. I pamiętam, jak ciężko było na początku. Jako 13-14 letni chłopak trafiłem do lekarki, która powiedziała mi, że o profesjonalnym sporcie mogę zapomnieć. To był straszny cios, podcięcie skrzydeł. Na szczęście skonsultowaliśmy się z innym lekarzem i on wydał zupełnie inną opinię. Że sport jak najbardziej! Dlatego chcę mocno podkreślić, przekazać moje doświadczenia: cukrzyca nie musi cię ograniczać.
Jeśli jesteś cukrzykiem, nie musisz rezygnować ze sportu, a wręcz przeciwnie: sport jest wskazany. Moją inspiracją był Michał Jeliński, świetny wioślarz, zdobywca złotego medalu olimpijskiego. Poza tym, nawet w Realu Madryt jest cukrzyk, Nacho. Owszem, potrzeba samodyscypliny, ale nie ma barier.
Większość ludzi lecąc na wakacje, czy po prostu wsiadając do samolotu, myśli po pierwsze o tym, żeby zabrać paszport. A ja muszę najpierw pamiętać, aby wziąć insulinę. Ale jeszcze raz: cukrzyca nie musi przekreślić marzeń. I wydaje mi się, że moja historia jest dowodem na to, że choroba nie ogranicza. To chciałbym przekazać. Może kogoś to zainspiruje, żeby się nie poddawać.
Rozmawiał Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty
Oglądaj rozgrywki francuskiej Ligue 1 na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)