Pieluchy i mocny transparent na stadionie Pogoni Szczecin. "To bolało, ale musieliśmy o tym zapomnieć"

PAP / Marcin Bielecki / Marcel Wędrychowski w meczu Pogoni Szczecin z Puszczą Niepołomice
PAP / Marcin Bielecki / Marcel Wędrychowski w meczu Pogoni Szczecin z Puszczą Niepołomice

Kibice jeszcze raz dosadnie dali do zrozumienia, co myślą o grze Pogoni Szczecin w finale Fortuna Pucharu Polski. Marcel Wędrychowski nie ukrywał, że wydarzenia na trybunach nie były obojętne drużynie.

W poniedziałek Pogoń Szczecin zwyciężyła 1:0 z Puszczą Niepołomice w PKO Ekstraklasie. Był to pierwszy mecz zespołu Jensa Gustafssona po kompromitującej porażce 1:2 z Wisłą Kraków w finale Fortuna Pucharu Polski. Nie mógł liczyć na miłe przyjęcie przy Twardowskiego, skoro kompletnie zawiódł w najważniejszym dniu sezonu.

Z jednej z głównych trybun na boisko zostały wrzucone pieluchy. To odpowiedź na bojaźliwą grę Pogoni w meczu z pierwszoligowcem na PGE Narodowym. Do 18. minuty kibice z młyna nie prowadzili dopingu, natomiast wywiesili dwa dosadne transparenty. Pierwszy z nich, podkreślony mocnym słowem, o wstydzie, drugi o odbudowie zaufania przez zespół. Atmosfera w Szczecinie jest gęsta i niewiele zmienia pokonanie Puszczy w ekstraklasie.

- Nie dało się nie zobaczyć transparentów. To bolało, ale moim zadaniem było koncentrowanie się na każdej następnej akcji. Musieliśmy zapomnieć o tym, co dzieje się dookoła nas. Z drugiej strony, chapeau bas dla kibiców, że jeszcze przy bezbramkowym remisie zaczęli klaskać i dopingować nas. To dodało nam energii do dalszego atakowania - wspomina skrzydłowy Marcel Wędrychowski w strefie mieszanej.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: gola zapamięta do końca życia. Co tam się stało?!

- Przeżyliśmy rozpacz. My piłkarze i kibice Pogoni. Pokonanie Puszczy przyniosło ulgę, chociaż pozostałości po finale pucharu są w naszych głowach. Lekko wyczyściliśmy się w poniedziałek i każdemu to pomoże. Jesteśmy w grze o europejskie puchary, chcemy dać kibicom coś w miarę pozytywnego na zakończenie sezonu. Marzę o tym, żeby tak się stało - wyjawia młodzieżowiec Pogoni.

Mecz z Puszczą nie przyniósł wielkiego optymizmu w Szczecinie. Ani drużyna Jensa Gustafssona nie pokazała dużo ciekawego na tle kandydata do spadku, ani nie będzie rozpieszczać jej terminarz w końcówce sezonu. Pojedzie do Częstochowy i Mielca, a także podejmie Górnika Zabrze. Ewentualny awans Portowców do eliminacji Ligi Konferencji Europy pozostaje dużym wyzwaniem, nawet jeżeli sytuacja w tabeli jest niezła.

- W głowie mam już tylko Raków. Odbiliśmy się mentalnie i choć byliśmy głodni większej liczby goli niż jeden, to najważniejsze, że wystarczył on do zwycięstwa z Puszczą. Nawet pierwsza, bezbramkowa połowa nie sprawiła, że zmienialiśmy coś w naszej grze, czy byliśmy nerwowi w szatni. Dwa dni po finale pucharu nawet nie wchodziliśmy na boisko i zdążył pojawić się w nas głód piłki - opowiada Marcel Wędrychowski.

Czytaj także: Minęło 18 lat. Majdan dostał 48 godzin. "Inaczej go zabijemy"
Czytaj także: Pogoń Szczecin podjęła decyzję w sprawie bramkarza

Komentarze (0)