Trener ŁKS-u mocno przeżywa każdy mecz. "Pierwsze co robię, to patrzę wewnątrz siebie"

Zdjęcie okładkowe artykułu: PAP / Grzegorz Michałowski / Na zdjęciu: trener Marcin Matysiak
PAP / Grzegorz Michałowski / Na zdjęciu: trener Marcin Matysiak
zdjęcie autora artykułu

- Obawiam się, nie będę tego ukrywał. To jest trudny moment. Myślę, że teraz już największe znaczenie ma to, co jest w głowie - mówi przed meczem z KGHM Zagłębiem Lubin trener spadającego z PKO Ekstraklasy ŁKS-u Łódź Marcin Matysiak.

To ostatnie wyjazdowe starcie ełkaesiaków w tym sezonie. Drużyna nie ma już nic do stracenia i na pewno zakończy sezon na ostatnim, 18. miejscu w tabeli. Czy jest to zatem pole do eksperymentów przed nowymi rozgrywkami szczebel niżej?

- Musimy w tym wszystkim poszukać balansu, bo szans już nie mamy żadnych. Jest to trudny moment dla całej społeczności - dla fanów, dla klubu, dla sztabu, dla zawodników, ale w tym wszystkim musimy jeszcze odnaleźć pokłady ostatniej motywacji. Zostały nam dwa mecze i w tych meczach musimy się zaprezentować jak najlepiej - powiedział na konferencji prasowej Marcin Matysiak. Po szkoleniowcu ŁKS-u Łódź widać jednak ogromne zaangażowanie emocjonalne w każde spotkanie, nawet mimo tego, że losy drużyny są już przesądzone.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: głośno o polskim bramkarzu. Zobacz, co wyrzucił w trybuny

- Obejmując pierwszy zespół, miałem ambicje, cele, nadzieję, ale nie udało się tego zrealizować. Pierwsze co robię, to patrzę wewnątrz siebie i szukam, co mogłem zrobić lepiej, żeby wyciągnąć z tego jak najwięcej doświadczenia. Każdy mecz przeżywam, na każdym bardzo mi zależy. Pomimo tego, że już spadliśmy, to i tak chciałbym, żebyśmy do końca godnie reprezentowali Łódzki Klub Sportowy. Dlatego takie porażki 0:4 bardzo bolą mnie, sztab i pewnie zawodników - skomentował trener biało-czerwono-białych.

- Okres mojej pracy dzielę na dwa etapy. Pierwszy etap był do meczu z Lechem Poznań, gdzie zarządzaliśmy kryzysem wynikowym, ale cały czas były te szanse matematyczne i bardzo chcieliśmy to odwrócić. Były takie momenty, gdzie wlaliśmy tę wiarę wśród kibiców, ale też nadzieję samym sobie, lecz już po meczu z Lechem Poznań te szanse matematyczne były już znikome. Tu pojawił się drugi kryzys, bo oprócz kryzysu wynikowego pojawił się też kryzys zarządzania. Mnie osobiście już bardzo ciężko było po meczu z Lechem, gdzie wszystko już było przesądzone - dodał.

Co ciekawe, w ten weekend również drugoligowe rezerwy ŁKS-u rozgrywały mecz w Lubinie z Zagłębiem. Przegrały 0:1. Zapytaliśmy więc, czy może to oznaczać większe migracje pomiędzy pierwszym a drugim zespołem.

- Przez cały sezon współpracujemy, bo te przejścia z jednego zespołu do drugiego cały czas miały miejsce. To nie było środowisko hermetyczne, gdzie my się zamknęliśmy i nie patrzyliśmy w stronę drugiego zespołu. Jeżeli była potrzeba w drugim zespole, też braliśmy to pod uwagę. Należy jednak zawsze pamiętać, że pierwszy zespół jest priorytetem i to przede wszystkim tutaj patrzymy, żeby przygotować się jak najlepiej do meczu - odpowiedział Matysiak.

Ostatnie występy piłkarzy Łódzkiego Klubu Sportowego nie napawają jednak optymizmem. Piłkarze mogą być głowami już gdzie indziej niż przy dwóch finałowych kolejkach sezonu. Nad tym sztab będzie musiał popracować.

- Obawiam się, nie będę tego ukrywał. To jest trudny moment. Myślę, że teraz już największe znaczenie ma to, co jest w głowie. Ja zdaję sobie sprawę w jakiej sytuacji jesteśmy i to na pewno nie pomaga. To też nie jest tak, że komuś się nie chce, bo nie wierzę w to, ale w tej sytuacji dużą rolę odgrywa przede wszystkim aspekt mentalny. Dlatego też w tym tygodniu szukaliśmy nowego bodźca, nowej motywacji. Przejście zawodników z drugiego zespołu, pewna zmiana w treningach tak, żeby jeszcze spowodować, żeby na te dwa mecze być optymalnie przygotowanym - zakończył trener ŁKS-u.

Początek meczu łodzian z KGHM Zagłębiem Lubin w poniedziałek 20 maja o 19:00. Relacja na żywo w WP SportoweFakty.

Czytaj również: Znamy wszystkich pucharowiczów, na dole wciąż bez rozstrzygnięcia, zobacz tabelę

Źródło artykułu: WP SportoweFakty