Artur Wiśniewski: Korona dokopała się do złota

Franciszek Smuda, Orest Lenczyk, może Czesław Michniewicz. Na naszym bogatym w ludzi, ale biednym w objawione talenty podwórku trudno wskazać szkoleniowców, którym strach byłoby nie powiedzieć na ulicy "dzień dobry" i nie posłuchać się ich rad. Cieszących się dużym autorytetem i respektem u zawodników trenerów mamy jak na lekarstwo. Jednym z tych, którzy potrafią połączyć despotyzm ze zdrowym rozsądkiem jest Marcin Sasal, który w Dolcanie Ząbki rządził i dzielił, ale w znaczeniu w pełni pozytywnym.

- Czy odejście trenera do Korony to strata dla Dolcanu? Nie powiedziałbym tak. Marcin Sasal pozostawił po sobie pozytywny ślad, zrobił dla naszego klubu bardzo wiele i wiemy teraz, jak mamy dalej działać. To dla niego sportowy awans, wszyscy trzymamy kciuki, by mu się powiodło - mówi w rozmowie telefonicznej rzecznik prasowy klubu z Ząbek, Dariusz Dudkiewicz.

O warunkach, w jakich od lat przychodzi grać i trenować piłkarzom Dolcanu, pisano już eseje. Niejednokrotnie obiekty III- i IV-ligowych zespołów prezentują się dużo bardziej okazale. W Ząbkach murawa dawno straciła swój zielony kolor, szatnie i prysznice przypominają bolszewickie łagry z lat 20-tych minionego wieku, a trybuny wyglądają tak, że nawet psu byłoby żal na nich usiąść.

W takich okolicznościach trenerowi Sasalowi przychodziło budować zespół. Najpierw wpoił swym zawodnikom, że są w stanie awansować do I ligi. I awansowali. Potem uświadomił im, że mogą powalczyć o kwalifikację do ekstraklasy. W chwili obecnej Dolcan zajmuje wysokie czwarte miejsce ze stratą jedynie czterech punktów do drugiej lokaty, dającej bezpośrednią promocję klasę wyżej.

Teraz szkoleniowiec będzie miał diametralnie lepsze warunki do pracy. W Kielcach jest nowy stadion, miasto żyje piłką nożną, a pozyskanie zamożnego sponsora to tylko kwestia czasu. Do dyspozycji są zawodnicy o bogatej przeszłości, którzy ze swymi poprzednimi klubami zdobywali mistrzostwa Polski. W Ząbkach Sasal nie miał nawet ćwiartki tego, co teraz otrzyma w mieście Scyzoryków.

I cienia na zatrudnienie tego trenera w Kielcach nie położył nawet fakt, iż podczas jednego z meczów Korony z Dolcanem doszło do ostrej wymiany zdań Sasala z pracownikami klubu. Najbardziej oberwało się Marcinowi Stasieczkowi, kierownikowi ds. bezpieczeństwa w Koronie, który zdaniem szkoleniowca z Ząbek podczas meczu mocno naubliżał sztabowi szkoleniowemu jego drużyny. - Co ten w czerwonej kufajce w ogóle robił na murawie? Kim on tu jest? - zastanawiał się Sasal.

Nowy trener Korony ma trudny, ale jednak twardy charakter. Gdy trzeba było dać popalić władzom Ząbek w celu uzyskania wsparcia finansowego dla klubu, Sasal nie bał się konfrontacji, walcząc o każdy grosz dla Dolcanu. I choć Franciszkiem Smudą jeszcze nie jest, to za kilkanaście lat może nim zostać.

To niezwykle zaskakujące, że trener ten wciąż pozostaje dość anonimową postacią w polskim środowisku piłkarskim.

Komentarze (0)