Górnik Łęczna zakopał się po uszy?
Niemal każdy polski kibic piłkarski zna nazwiska Jakuba Wierzchowskiego, Grzegorza Bronowickiego czy Rafała Niżnika. Jak to więc możliwe, że drużyna, która ma w składzie piłkarzy tego pokroju, musi z niepokojem oglądać się za plecy, gdyż ma tylko cztery punkty przewagi nad strefą spadkową?
Paweł Patyra
Górnik w fatalnym stylu rozpoczął rozgrywki. Trzy kolejne porażki bez strzelonej bramki dały dużo do myślenia ówczesnemu trenerowi Wojciechowi Stawowemu, który zrezygnował z pełnionej funkcji. Jego miejsce zajął Tadeusz Łapa i rozpoczęła się seria ośmiu meczów bez przegranej. Rundę łęcznianie zakończyli jednak tak samo jak zainaugurowali, czyli trzema porażkami. Dopiero dwie kolejki z wiosny rozegrane awansem nieco poprawiły sytuację zielono-czarnych w tabeli.
Przed sezonem w Łęcznej szumnie zapowiadano włączenie się do walki o ekstraklasę. Mimo ogromnych ambicji, drużyna pierwsze zwycięstwo odniosła dopiero w 7. serii spotkań. Pokonała 1:0 ówczesnego lidera - Flotę Świnoujście, a mecz ten uwidocznił ogromne braki wydolnościowe. W drugiej połowie przy jednym z rzutów rożnych atakował tylko... jeden piłkarz Górnika. - Można powiedzieć, że w drugiej połowie ekipa Górnika oddychała rękawami i w końcówce stworzyła trzy, cztery stuprocentowe sytuacje tylko dlatego, że my się odkryliśmy i nie mieliśmy już nic do stracenia - zauważył po spotkaniu kapitan Floty, Sergiusz Prusak.
Łęczyńska jedenastka długo nie mogła wydostać się ze strefy spadkowej. Ostatecznie po 19 kolejkach zajmuje 12. miejsce w tabeli, ale jeśli zimą nie ustabilizuje formy, to wkrótce znów znajdzie się "pod kreską". Sami piłkarze nie biorą takiego wariantu pod uwagę. - Nie chciałbym zachwalać zespołu, ale wydaje mi się, że jesteśmy za dobrzy, żeby walczyć o utrzymanie - ocenia Rafał Niżnik. - Wydaje mi się, że najlepiej jest nie patrzeć w tabelę, a w każdym meczu grać tak, żeby odnieść zwycięstwo i pokazać się z jak najlepszej strony. Nie ma co oglądać się na zespoły, które są za nami - w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl mówi Paweł Tomczyk.