Wojna, śmierć bliskich, depresja. Teraz jednak chce spełnić marzenia

Getty Images /  Jurij Kodrun / Na zdjęciu: Josip Ilicić
Getty Images / Jurij Kodrun / Na zdjęciu: Josip Ilicić

Brak ojca, wojna, śmierć przyjaciela, depresja... Trudno o piłkarza bardziej doświadczonego przez życie niż Josip Ilicić. Mimo to Słoweniec za każdym razem dawał radę się podnieść i w wieku 36 lat zadebiutuje na wielkim turnieju.

- Tydzień przed meczem z PSG odwiedziłem go w szpitalu. Schudł około 10-12 kilogramów. Podniosłem go niczym lalkę i powiedziałem "Josip choć z nami..." - wypowiadając te słowa we włoskich mediach, Gian Piero Gasperini nie potrafił powstrzymać łez.

Włoski szkoleniowiec był jedną z osób, która starała się pomóc stanąć na nogi Josipowi Iliciciowi, gdy ten przechodził jeden z najtrudniejszych momentów w swoim życiu.

Choć akurat w przypadku Słoweńca w tej kwestii konkurencja jest naprawdę pokaźna.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: można oglądać w nieskończoność! Cudowne uderzenie w futsalu

"Nie wiedziałem, co znaczy 'tata'"

Lata 80. i 90. XX wieku nie były najlepszym okresem do życia na Bałkanach. To właśnie tam, w 1988 roku, na świat przyszedł Josip Ilicić.

Patrząc z perspektywy czasu można śmiało stwierdzić, że nad Josipem od pierwszego dnia życia zawisło fatum. Jeszcze przed pierwszymi urodzinami stracił ojca, który zmarł z powodu choroby.

- Nie wiedziałem, co oznacza słowo "tata". Wyjaśnili mi to koledzy ze szkoły - przyznał w jednym z wywiadów.

W ten sposób on i jego brat Igor, w tym niełatwym do życia regionie, zostali sami z matką. To nie były wymarzone warunki do wychowywania dzieci. Dlatego też Ana Ilicić zdecydowała się szukać schronienia na Słowenii. Decyzja ta być może uratowała życie rodziny, bowiem o ile walki trawiące Jugosławię w większości ominęły Słowenię, o tyle rodzinna miejscowość Iliciciów - Prijedor - była jednym z najkrwawszych miejsc na mapie regionu. Szacuje się, że liczące dziś około 30 tysięcy mieszkańców miasto, straciło wówczas w wyniku czystek etnicznych około 5 000 cywili.

Ilicić nigdy nie krył wdzięczności dla kraju, który zapewnił mu schronienie. - Dorastałem w Słowenii. Ten kraj dał mi wszystko i logicznym jest, że gram dla nich - w ten sposób odpowiadał na pytania o wybór reprezentacji. Pomocnik mógł bowiem grać także dla Chorwacji, skąd pochodził jego ojciec, a także Bośni, do której należy dziś wspomniany Prijedor.

- Słowenia dała mi wszystko i trudno mi w ogóle myśleć o podjęciu innej decyzji  - podkreślał.

Przebił Zlatana

- Pamiętam ten występ Ilicicia w Lidze Mistrzów. Był godny Złotej Piłki - zachwycał się Gian Piero Gasperiniego.

10 marca 2020 roku. Rewanżowe starcie 1/8 finału Ligi Mistrzów pomiędzy Valencią a Atalantą Bergamo. W pierwszym meczu, rozgrywanym we Włoszech, gospodarze wygrali 4:1 i w zasadzie witali się już z kolejną fazą.

Valencia nie zamierzała jednak przedwcześnie wywieszać białej flagi. Hiszpanie w rewanżu zdołali strzelić niezbędne 3 bramki. Problem w tym, że sam Josip Ilicić strzelił w nim 4.

Słoweniec tym samym pobił rekord Zlatana Ibrahimovicia, stając się najstarszym zdobywcą czterech bramek w pojedynczym meczu Ligi Mistrzów.

- Z wiekiem jestem coraz lepszy. Dobrze się bawię i chcę się dalej doskonalić - stwierdził po meczu.

Z perspektywy czasu słowa te zdają się wyjątkową ironią losu.

Kariera uratowana przez legendę

"Dziękujemy za wszystkie magiczne dotyki piłki, od których ciarki przechodziły po plecach" - to treść jednego z banerów, które wywiesili fani Atalanty Bergamo w trakcie pożegnania swojej gwiazdy.

Ilicić będący w pełni formy, fizycznej i psychicznej, stawał się prawdziwym wirtuozem futbolu. Niedzielny kibic piłkarski, który przypadkiem trafił akurat na mecz drużyny z Bergamo, mógł przeżyć niemały szok obserwując, jak ten dość krępy, niepozorny zawodnik, z niesamowitą gracją i lekkością mija kolejnych obrońców.

Nie  byłby to jednak pierwszy raz, gdy nie poznano się na talencie Ilicicia. W wieku 21 lat, z racji na brak perspektyw, Słoweniec był bliski porzucenia futbolu. Nie mogący wybić się z drugiej ligi, zawodnik rozważał przejście na futsal, bądź całkowite porzucenie sportu, tak by móc wiązać koniec z końcem.

I pewnie tak też by się stało, gdyby nie telefon od Zlatko Zahovicia. Pełniący wówczas rolę dyrektora sportowego Mariboru, legendarny Słoweński zawodnik, dostrzegł potencjał Ilicicia i postanowił ściągnąć go do swojej drużyny. To był przełom, jakiego Ilicić potrzebował.

"Bałem się, że się nie obudzę"

Piłkarsko Iliciciowi nigdy niczego nie brakowało. Potrafił odnaleźć się w każdej drużynie, do której trafiał. Niestety, jego życie wciąż naznaczane było kolejnymi dramatami.

Jeszcze jako piłkarz Fiorentiny mocno przeżył śmierć klubowego kolegi - Davide Astoriego, który zmarł nagle, w hotelu, na dzień przed ligowym meczem z Udinese.

- W tamtym czasie dużo myślałem o Davide, bałem się, że zasnę i już się nie obudzę, nie zobaczę już moich bliskich - przyznał w jednym z wywiadów.

Ilicić, który sam nie miał łatwego dzieciństwa, bardzo dużą wagę przykłada do kwestii rodzinnych. Tym większym szokiem była informacja, jakoby zawodnik przyłapał swoją żonę na zdradzie. On sam dementował pojawiające się w mediach plotki, te jednak były przekonane, że jest to jeden z powodów depresji, która pojawiła się u Ilicica chwilę po tym, jak zdobył wspomniane wcześniej 4 bramki z Valencią.

- Ma problemy osobiste - odpowiadał na pytania o sytuację piłkarza Gasperini.

W poprawie stanu Ilicicia nie pomagał też fakt, że Lombardia stała się epicentrum pandemii koronawirusa. Obiegające internet obrazki tirów wywożących trumny pochodziły właśnie z Bergamo. Do tego ciągłe syreny pogotowia i rygorystyczna izolacja sprawiały, że u Ilicicia odżyły wspomnienia bałkańskiego piekła z dzieciństwa.

Niezależnie jednak od tego, co było główną przyczyną, Ilicić popadł w głęboką depresję.

Umysł niczym dżungla

- Josip zakaził się koronawirusem. Z tego powodu bardzo cierpiał i popadł w depresję. W życiu dochodzi do takich momentów, w których głowa eksploduje - powiedział w rozmowie z argentyńskimi mediami kapitan Atalanty, Papu Gomez. To właśnie on jako pierwszy wyjawił, co dolega jego koledze z drużyny.

I choć coraz głośniej zaczęło mówić się o tym, że Słoweniec z uwagi na swój stan może przedwcześnie zakończyć karierę, to ostatecznie wrócił do gry po nieco ponad 3 miesiącach przerwy. I znów stał się kluczową postacią zespołu. Sezon 2020/2021 zakończył z 7 golami i 11 asystami.

Niestety. Niektóre demony czasem powracają.

- Wnętrze naszych umysłów jest jak dżungla. To wszystko jest bardzo nieprzewidywalne i delikatne - powiedział Gasperini po ligowym meczu z Lazio.

- Nigdy nie jest mi łatwo rozmawiać o takiej sytuacji, ponieważ jest ona bardzo osobista. Mogę tylko powiedzieć, że zawsze będziemy blisko niego, ponieważ są to sytuacje, które wykraczają poza piłkę nożną, poza nasz zawód - mówił szkoleniowiec.

Tym razem kłopoty zdrowotne wykluczyły Ilicicia na blisko pół roku. Na boisko wrócił w ostatniej kolejce sezonu, wchodząc na 8 minut meczu z Empoli by tym samym... pożegnać się z kibicami. Zdecydowano bowiem, że wraz z końcem rozgrywek nastąpi rozwiązanie kontraktu Słoweńca za porozumieniem stron.

- Dziękuję wszystkim. Nie było mi łatwo się tu dziś pojawić, ale ludzie tutaj zasłużyli na moją obecność. Wspomnienia to najlepsze co mi pozostało. Niewielu graczy mogło doświadczyć w swojej karierze takiego uczucia. Nie mogłem nawet marzyć o takim wieczorze - komentował swoje pożegnanie Ilicić.

Spełnienie marzeń

I choć wielu spodziewało się, że koniec przygody z Atalantą może być także końcem kariery dla Ilicicia, ten nie zamierzał odwieszać butów na kołek. Zamiast tego powrócił do miejsca, które pozwoliło mu zaistnieć jako piłkarzowi - do Mariboru.

Początek nie był łatwy. Pierwszy sezon mocno storpedowały mu kontuzje. W ostatniej kampanii znów jednak przypomniał, dlaczego tak uwielbiano go w Bergamo. 9 goli i 12 asyst sprawiły, że po 3-letniej przerwie znów powrócił do reprezentacji. I od razu przywitał się bramką w towarzyskim starciu z Armenią (2:1).

- Odkąd Josip był z nami ostatni raz wiele się zmieniło. Zespół jest starszy, postacie w nim są inne... Będzie musiał się do tego przyzwyczaić. Cieszę się jednak, że mu się podoba. To jak świętował swoją bramkę wiele dla mnie znaczy, to wiele o nim mówi - komentował powrót do kadry jej selekcjoner, Matjaz Kek, który prowadzi Słowenię nieprzerwanie od 2018 roku.

Teraz przed Iliciciem szansa na piękne ukoronowanie bogatej, choć jednocześnie bardzo trudnej, kariery. Debiutancki występ z reprezentacją na mistrzowskim turnieju.

- Jestem wdzięczny trenerowi i całej kadrze narodowej za umożliwienie mi spełnienia moich marzeń - komentował Ilicić.

36-latek będzie mógł zadebiutować na Euro już w niedzielę. Reprezentacja Słowenii swój pierwszy mecz rozegra o 18:00. Rywalami podopiecznych Matjaza Keka będą Duńczycy.

Czytaj także: 
Rok temu był na dnie. Wielkie odrodzenie
Antonio Conte znalazł nowy klub

Komentarze (0)