Szokujące słowa Ukraińca. "Większość nie będzie miała możliwości obejrzeć meczów reprezentacji"

Instagram / oficjalny profil / Na zdjęciu: Ołeksij Dytiatjew
Instagram / oficjalny profil / Na zdjęciu: Ołeksij Dytiatjew

- Wszyscy boją się śmierci. Mówię o tym tak spokojnie, bo nauczyłem się cieszyć każdym dniem. Czekam na sygnał o wcieleniu do armii - mówi nam ukraiński piłkarz Ołeksij Dytiatjew. Niedawno grał w Polsce, a dziś mierzy się z innymi problemami.

Gdy próbujemy się dodzwonić do Ołeksija Dytiatjewa, napotykamy zaskakujące problemy. - W Kijowie co chwilę wyłączają prąd, praktycznie codziennie co dwie godziny. Przez większość dnia telefony nie mają zasięgu. Trudno się żyje, bo trzeba sobie radzić bez internetu, prądu czy wody. Nie życzę wam czegoś takiego w Polsce - przyznaje wprost były piłkarz Cracovii (2017-22) i Puszczy Niepołomice (2021), zdobywca Pucharu i Superpucharu Polski (2020) z "Pasami".

Piłkarz tuż po wybuchu wojny zdecydował się wrócić do swojej ojczyzny i mimo wielu możliwości opuszczenia kraju wciąż jest w Kijowie, a stamtąd pomaga walczącym na froncie rodakom. Jak sam przyznaje, w Ukrainie trudno wyczuć atmosferę wielkiego święta związanego z występem ich reprezentacji podczas Euro 2024 w Niemczech.

Mateusz Puka, WP SportoweFakty: Już za kilka dni początek Euro 2024, które może stać się symbolicznym wydarzeniem dla całej Ukrainy i choć na chwilę oderwać mieszkańców od smutnej, wojennej rzeczywistości. W Kijowie już widać ekscytację tym turniejem?

Ołeksij Dytiatjew, były piłkarz Cracovii i Puszczy Niepołomice: Niestety, moim zdaniem Ukraińców raczej nie interesuje Euro 2024. Mamy teraz inne problemy. Zresztą może się okazać, że większość obywateli, ze względu na ciągłe przerwy w dostawie energii, nie będzie miała nawet szansy obejrzeć meczów reprezentacji. Trudno myśleć o piłce nożnej, gdy nie ma się pieniędzy, wody, prądu, a co chwilę słyszy się alarmy bombowe. Podczas finału Ligi Mistrzów wyłączyli prąd w mojej dzielnicy, a mecz obejrzałem tylko dzięki temu, że mam prywatny generator prądu.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kapitalnie to zrobił! Gol "stadiony świata"

Przed nami ostatnia prosta przygotowań do Euro 2024. Jak pan ocenia szansę reprezentacji Ukrainy na tym turnieju?

Mamy naprawdę mocną drużynę, a jestem przekonany, że trener Serhij Rebrow będzie w stanie dodatkowo zmobilizować piłkarzy i wydobyć z nich ich potencjał. Wiktor Cygankow, Artem Dowbyk, Mychajło Mudryk stają przed życiowymi szansami. Jeśli uda nam się zagrać ofensywną piłkę, to może się okazać, że Mudryk zostanie gwiazdą turnieju. Będzie tak tylko, jeśli cała drużyna będzie pracować na okazję dla niego. W ostatnim sparingu z Niemcami zagraliśmy bardzo defensywnie, więc może być z tym problem. Kluczowe będzie wyjście z grupy.

Z trenerem Probierzem i Cracovią nie rozstał się pan w przyjemnych okolicznościach. Jak wspomina pan współpracę z obecnym selekcjonerem reprezentacji Polski?

Z trenerem Michałem Probierzem nigdy nie miałem otwartego konfliktu i nie mogę na niego powiedzieć złego słowa. Pamiętam jednak, że zawsze miał skłonności do podejmowania szybkich decyzji, a my jako piłkarze musieliśmy się z nimi godzić. Za jego czasów z drużyny walczącej o utrzymanie, staliśmy się ekipą z dużymi ambicjami, a przede wszystkim wygraliśmy Puchar Polski. Gdy tylko dowiedziałem się, że trener Michał pojedzie z reprezentacją Polski na Euro 2024, to od razu mu pogratulowałem.

Ołeksij Ditiatjew i Michał Probierz po zdobyciu przez Cracovię Pucharu Polski w 2020 roku
Ołeksij Ditiatjew i Michał Probierz po zdobyciu przez Cracovię Pucharu Polski w 2020 roku

Przed nami jeden z ostatnich sparingów obu drużyn przed Euro 2024. Jak pan ocenia sytuację obu drużyn?

Liczę, że na trybunach będzie to mecz przyjaźni i nasi kibice nie dadzą się poróżnić. Choć politycy zachowują się różnie, to ludzie w Ukrainie doskonale wiedzą, jak dużo zrobiła dla nas Polska. Od piłkarzy oczekuję jednak dyscypliny taktycznej i walki przez 90 minut. Mam wrażenie, że nasze drużyny mają zbliżony potencjał, dlatego to może być ciekawe spotkania.

Zrezygnował pan z dostatniego życia w Europie, by pomagać swoim rodakom w walce o niepodległość. Jak obecnie wygląda życie w Kijowie?

Sytuacja jest bardzo trudna. Jeśli porównać nasze życie do tego, które prowadzą obecnie ludzie w Warszawie, czy innych europejskich miastach, to można powiedzieć, że przeżywamy tutaj horror. Mam jednak porównanie do tego, co działo się tutaj w czasie okupacji w pierwszych miesiącach wojny i można powiedzieć, że nie jest najgorzej.

Czy to prawda, że nastroje wśród Ukraińców są coraz słabsze?

Faktycznie, gdy rozmawia się z cywilami, to nastroje są kiepskie. Ludzie są zmęczeni kiepskimi warunkami życia, przedłużającą się wojną i tym, że nie widać jej końca. Wiele osób nie ma pracy, praktycznie każdy ma kogoś z rodziny za granicą.

Ma pan regularny kontakt z ukraińskimi żołnierzami. Jak wygląda sytuacja w szeregach armii?

Nie słyszałem, by ktoś z żołnierzy narzekał. Każdy z nich wie, że walczy o niepodległą Ukrainę i tej walki nie możemy przegrać. Oczywiście gołym okiem widać, że dostawy sprzętu z USA słabną, a wielka polityka nie sprzyja naszemu krajowi.

Czym pan się zajmuje?

Gram w piłkę, trenuję, a poza tym staram się pomagać, jak tylko mogę. Zajmuję się koordynacją pomocy dla żołnierzy. Zbieram pieniądze wśród Ukraińców, kompletuje najpotrzebniejsze dary i wysyłam je do ludzi w okolicach frontu. Na początku wojny byłem kilkukrotnie blisko frontu, a wspomnienia choćby z Chersonia zostaną ze mną do końca życia. Obecnie najpotrzebniejszymi rzeczami są drony, bo one nie tylko zwiększają szansę na zwycięstwo, ale przede wszystkim mogą ratować życie.

Ludzie chętnie dzielą się swoimi pieniędzmi, by wspierać inicjatywy, jak te prowadzone przez pana?

Proszę sobie wyobrazić, że większość żołnierzy cały swój żołd przeznacza na zakup dronów i innego sprzętu wojskowego. Oni nie chcą zarabiać, chcą walczyć i robić to tak skutecznie, jak tylko się da. Wszyscy wiedzą, że zbliża się kluczowy moment wojny, a jak teraz przegramy, to przegra cała Europa. Ostatnio zgłosił się do mnie polski piłkarz Oskar Zawada, który sam zaproponował sporą pomoc. Choć nigdy nie widziałem go na oczy, to wspomógł nas sporą kwotą.

Pan też jest zdania, że Ukraina powinna dążyć do jak najszybszego zawieszenia broni?

Nie ma dyskusji o zawieszeniu broni. Mam wrażenie, że idzie nowa fala mobilizacji. Ostatnio każdy mężczyzna w wieku produkcyjnym dostał wezwanie do punktu poboru, by zostawić swoje dane. Wielu chłopaków po takich wizytach już nie wraca do domów, a od razu jadą na szkolenia wojskowe.

Pan rozważał zaciągnięcie się do armii?

Zostawiłem swoje dane i jeśli dostanę wezwanie, to na pewno się stawię. Od wielu miesięcy żyję z przeświadczeniem, że za chwilę mogę otrzymać powołanie do wojska i trafić na front. To mój obowiązek.

Na zdjęciu: Ołeksij Dytiatjew
Na zdjęciu: Ołeksij Dytiatjew

Nie boi się pan śmierci?

Wszyscy boją się śmierci. Mówię jednak o tym tak spokojnie, bo nauczyłem się cieszyć każdym dniem. Nie zastanawiam się co będzie za kilka dni, bo nie da się robić dalekosiężnych planów, gdy na miasta codziennie spadają bomby. Praktycznie dzień w dzień czytam o kolejnych ofiarach wśród cywili, o wojskowych nawet nie wspominając. Nie wiem, co będzie jutro, więc nauczyłem się, by niczego nie planować.

Ktoś z pana znajomych zdecydował się na walkę na froncie?

Szacuję, że około 25 procent moich znajomych, którzy zostali w Ukrainie, jest dzisiaj żołnierzami. Rozmawiamy regularnie i czasem trudno uwierzyć w ich opowieści. Jeden z nich relacjonował wprost, że wojna do złudzenia przypomina komputerową grę counter-strike, tyle, że w tym przypadku stawką jest twoje życie. Opowiadał mi, że zdarzają się dni, gdy przez kilka godzin jest się w odległości 8-10 metrów od okopów wroga i przez cały czas trwa ostrzał. Nawet nie potrafię sobie tego wyobrazić.

Czy w takich okolicznościach potrafi pan wciąż cieszyć się graniem w piłkę? Występuje pan w drugoligowym Szturmie Iwankiw.

Trudno jednak mówić o wielkiej przyjemności. Gramy przy pustych trybunach, a po każdym alarmie bombowym musimy zbiegać do schronu i czekać na wznowienie meczu. W rekordowych przypadkach trwało to nawet ponad godzinę. Takich przerw w meczu zdarza się nawet dwie, czy trzy. Najgorsze jest to, że przyzwyczailiśmy się do tego życia, a wojskowe samoloty lub przelatujące bomby nie są już niczym zaskakującym.

Jak pan widzi przyszłość Ukrainy?

Tak jak powiedziałem, staram się nie wybiegać w przyszłość. Wiadomo jednak, że nawet po wojnie będzie nam bardzo trudno. Wierzę jednak, że wcześniej czy później dołączymy do NATO i Unii Europejskiej. Nawet jeśli ja tego nie dożyję, to marzę, by doświadczyły tego moje dzieci.

Rozmawiał Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty

Mecz Polska - Ukraina w piątek o godz. 20:45. Transmisja w TVP 1, dostępnym na platformie Pilot WP. Relacja tekstowa NA ŻYWO w WP SportoweFakty.

Czytaj więcej:
Świat rozpływa się nad Igą Świątek
Gorący apel Probierza do kibiców