Zegarmistrz "Koko" i jego z Górnikiem problemy

O tym jak świetnym zawodnikiem był przed laty Ryszard Komornicki wie chyba każdy Polak, który interesuje się piłką nożną. Jego kapitalne zagrania często otwierały drogę do bramki kolegom z drużyny, a za charakter i serce zostawiane na boisku należał do głównych ulubieńców kibiców Górnika Zabrze. Po latach znów wrócił na Roosevelta. Tym razem w roli trenera. Pierwsze podejście "Koko" do ławki trenerskiej Górnika zakończyło się jednak totalną klapą. Mimo to otrzymał kolejną szansę. Jak tym razem ją wykorzysta?

Złotej drużyny Górnika Zabrze, która w latach 1985-1988 sięgnęła po cztery tytuły mistrza Polski ciężko wyobrazić sobie bez takich zawodników jak: Waldemar Matysik, Andrzej Pałasz, Jan Urban czy Ryszard Komornicki. Ten ostatni jako jeden z nielicznych byłych zawodników drużyny 14-krotnych mistrzów Polski dostąpił zaszczytu pozostania szkoleniowcem utytułowanego śląskiego klubu. Po raz pierwszy przed szansą poprowadzenia Górnika popularny "Koko" stanął wiosną 2006 roku. Wówczas jednak wszystko zakończyło się wielkim niepowodzeniem. Chcący przy Roosevelta wprowadzać zachodnie standardy Komornicki najpierw popadł w konflikt z drużyną by kilka tygodni później odejść w niełasce.

Mimo to nieco ponad trzy lata później działacze zabrzańskiego klubu po raz kolejny postawili na swojego byłego zawodnika. I tym razem 50-letni szkoleniowiec pokazał, że jest osobowością nietuzinkową. Jego ostre komentarze pomeczowe, jawna krytyka tego, co jest w jego opinii złe i patrzenie na zawodnika nie przez pryzmat jego nazwiska, a piłkarskich umiejętności pokazały, że mimo upływu czasu Ryszard Komornicki swojego podejścia do pracy nie zmienił, będąc przy tym równie, jeżeli nie bardziej wymagającym trenerem niż przy pierwszym podejściu do górniczego klubu. Do Zabrza wrócił jako trener kompletny. Pracował w Szwajcarii i odnosił sukcesy w tamtejszej ekstraklasie.

Początków pracy z pierwszoligowym Górnikiem trener Komornicki nie może jednak wspominać zbyt miło. Runda jesienna nie była w wykonaniu jego drużyny zachwycająca. Tak naprawdę Górnik ani razu nie pokazał swoich rzeczywistych możliwości, pełni swojego potencjału, co trener zdecydował się w swoim stylu skomentować. - Grając w takim stylu, jaki prezentujemy na boisku ciężko jest mówić, że chcemy awansować do ekstraklasy. Patrząc na moich zawodników nie jestem przekonany, czy im rzeczywiście zależy na tym żeby Górnik już w tym sezonie wywalczył awans do ekstraklasy. Do wielu z nich mam pretensje o niepełne zaangażowanie na boisku. Ja sam nie jestem przekonany czy każdy zawodnik, który gra w Górniku utożsamia się z tym klubem i jest świadom tego jakie barwy reprezentuje - irytował się szkoleniowiec zabrzańskiej drużyny.

Wkrótce w mediach pojawiły się kolejne domysły jakoby historia zatoczyła koło i trener po raz kolejny popadł w konflikt z drużyną. Sam Komornicki zaprzeczał, ale zawodnicy nie podzielali jego optymizmu. Najmniej sentymentalnym graczem Górnika okazał się być Robert Szczot, który odważył się trenera jawnie skrytykować. - Z trenerem Komornickim nie mam ochoty rozmawiać. Jego zachowanie jest karygodne. Z doświadczenia wiem, że o tym, jakie trener do zawodnika ma zastrzeżenia powinien sprawie powiedzieć samemu zawodnikowi, a nie chodzić do prasy i się żalić, że niektórzy zawodnicy się nie przykładają do gry. To kompletna bzdura - powiedział 27-letni pomocnik śląskiej jedenastki, którego szkoleniowiec zabrzan za słabą jego zdaniem postawę na boisku odsunął od treningów z drużyną.

Odpowiedź Komornickiego na słowa Szczota była błyskawiczna. - Zachowania Roberta komentować nie będę. On sam, jak i wszyscy zawodnicy grający w Górniku powinni stanąć przed lustrem i się zastanowić czy wszystko co w tej rundzie zrobili było pokazem ich rzeczywistych możliwości i umiejętności - powiedział "Koko" po czym dodał pośrednio dotykając krytykanta: - W Polsce chore jest to, że z zawodnika, który strzeli w rundzie dwie bramki i zaliczy dwie asysty robi się gwiazdę. Gwiazdy to są na niebie. W Górniku gwiazd nam nie trzeba, a zawodników umiejących grać w piłkę.

O tym, że Komornicki nie ma sentymentu do "gwiazd" zimą boleśnie przekonają się najprawdopodobniej Damian Gorawski, Robert Szczot, Paweł Strąk i Piotr Madejski. Wszyscy ci zawodnicy mają znane na polskim rynku futbolowym nazwiska i niemałe umiejętności. W kadrze Górnika na wiosnę może jednak miejsca dla nich zabraknąć...

O trenerze Ryszardzie Komornickim można powiedzieć równie wiele złego, co dobrego. Nie można być jednak wobec jego osoby obojętnym. Determinacja z jaką stara się on wprowadzać do zabrzańskiego klubu standardy zaczerpnięte z zachodu jest godna pochwały. Czy jednak wówczas, kiedy "Koko" zrozumie, że z polskiego zawodnika wirtuoza futbolu i ciężkiej pracy nie zrobi, a Górnik klubem na miarę 15 mistrzostwa Polski w najbliższym czasie nie będzie nie będzie za późno by z całej sytuacji wyjść z twarzą? Szwajcaria słynie z doskonałej czekolady i dokładnych co do sekundy zegarków. Ten, który "Koko" próbuje w Zabrzu nakręcić bardziej przypomina tanią, rosyjską tandetę niż szwajcarskie cacko.

Ale czy w rękach takiego zegarmistrza jak Ryszard Komornicki zegarek o nazwie Górnik Zabrze może chodzić nierówno i się spóźniać? Do tego na pewno 50-letni szkoleniowiec śląskiej drużyny nie dopuści. Wymieni wadliwe trybiki, aby wszystko w Górniku było jak w zegarku na szwajcarskiej licencji. A zatem byle do wiosny...

Komentarze (0)