W dotychczasowych meczach Euro 2024 faworyci raczej nie zawodzili. Nie wszyscy grali wybitnie, ale jednak w większości przypadków wygrywali ci, którzy mieli wygrać. Może poza Ukrainą, która dostała łomot od Rumunii.
Tego samego dnia odbywał się również mecz we Frankfurcie pomiędzy Belgią i Słowacją. Tu też faworyt był jasny - była nim reprezentacja Belgii, która miała wyjść z grupy w sposób łatwy, lekki i przyjemny.
Tymczasem zaczęło się wprost sensacyjnie. Już w 7. minucie Słowacy wyszli na prowadzenie. Nieodpowiedzialnie zachował się Jeremy Doku i stracił piłkę niemalże we własnym polu karnym. Podał lekceważąco, w poprzek. Co prawda strzał Jurana Kucki obronił Koen Casteels, ale wobec dobitki Ivana Schranza był już bezradny.
Belgowie jeszcze protestowali, domagając się spalonego, natomiast Schranz idealnie wstrzelił się w linię. O spalonym nie było mowy, co po chwili potwierdził VAR.
Zobacz gola dla Słowacji:
Dla 30-letniego zawodnika Slavii Praga był to dopiero czwarty gol dla reprezentacji.
ZOBACZ WIDEO: "Prosto z Euro". Michał Listkiewicz ocenił występ Polaków
CZYTAJ TAKŻE:
"Zmiótł wszystkich z planszy". Probierz zachwycił na Euro 2024
Media: Legia szykuje transferowy hit. Jesienią grał w Lidze Mistrzów