Wojciech Szczęsny: Kiedy będę w pełni zadowolony? Jak wygramy mistrzostwa Europy

Zdjęcie okładkowe artykułu: PAP / Leszek Szymański / Na zdjęciu: Wojciech Szczęsny
PAP / Leszek Szymański / Na zdjęciu: Wojciech Szczęsny
zdjęcie autora artykułu

Dla Wojciecha Szczęsnego Euro 2024 będzie ostatnim wielkim turniejem w reprezentacyjnej karierze. - Przyjechać na dwa tygodnie do Niemiec, żeby tylko tu pobyć, zagrać trzy mecze i wrócić do domu... to trochę mi się nie chce - mówi.

Wojciech Szczęsny przekonuje, że atmosfera wewnątrz reprezentacji Polski jest dokładnie taka sama, jak przed pierwszym meczem z Holandią. Przegrana z "Pomarańczowymi" nie wpłynęła negatywnie na grupę i jest spora ochota do gry w piątkowym spotkaniu z Austrią, który - co jest już lekką tradycją - urasta do rangi meczu o wszystko.

- Mam w sobie coś takiego, że nigdy nie będę w pełni zadowolony. W pełni zadowolony będę, gdy wygramy mistrzostwa Europy. Przyjechać na dwa tygodnie do Niemiec, żeby tylko tu pobyć, zagrać trzy mecze i wrócić do domu... to trochę mi się nie chce. Ja chcę powalczyć o wyższe cele i wierzę, że ta drużyna jest w stanie to zrobić. Mecz z Austrią to dla nas mały finał, najważniejszy moment na tych mistrzostwach - mówił Szczęsny na konferencji prasowej.

On będzie robił wszystko, żeby Polska pozostała w grze o awans z grupy, ponieważ Euro 2024 jest dla niego ostatnim wielkim turniejem w karierze. Już nie raz i nie dwa przekonywał, że niebawem ta reprezentacyjna przygoda dobiegnie końca. Ale nie czuje w związku z tym dodatkowego stresu.

- To nie jest odpowiednie słowo. Czuje się wtedy fajną adrenalinę i takie podekscytowanie ważną okazją. Stres na tym etapie kariery jest mi obcy - podkreślał Szczęsny. - Czy ten turniej przeżywam jakoś inaczej? Chyba nie. Czas na refleksję będzie po mistrzostwach, na razie skupiam się na jak najlepszym przygotowaniu do każdego meczu, by zrobić coś fajnego - dodał.

ZOBACZ WIDEO: "Prosto z Euro". Wymowne słowa o Probierzu. "Jest wygranym pierwszego spotkania"

Przeciwko Austrii prawdopodobnie zagra już Robert Lewandowski, który nie mógł wystąpić w spotkaniu z Holandią z powodu urazu.

- Nie oszukujmy się, im więcej liderów na boisku, tym lepiej. Przede wszystkim Robert jest naszym najlepszym zawodnikiem, a moim zdaniem jest najlepszym zawodnikiem w historii polskiej piłki. Od wielu lat robi różnicę w tej reprezentacji i Austriacy na pewno nie będą szczęśliwi, że będzie zdrowy. Nie wiem czy jest gotowy na 90 minut, to nie mi oceniać. Sama jego prezencja na boisku dużo daje. I bez względu na to, ile dają zmiennicy, bo Adam Buksa w ostatnim meczu zagrał dobrze i strzelił ważnego gola, to sam fakt przebywania Roberta na boisku zmienia nasze nastawienie i przeciwnika. Naturalne, że jego obecność może nam tylko pomóc - zaznaczył Szczęsny.

I nie tylko z powodu obecności Lewandowskiego mecz z Austrią będzie diametralnie inny od tego z Holandią.

- Głównie dlatego, że Holendrzy są najgroźniejsi, gdy mają piłkę, a Austriacy kiedy jej nie mają. Austria jest bardzo groźna w momencie przejścia z obrony do ataku. Możliwe, że to my będziemy częściej przy piłce. Marko Arnautović to świetny napastnik, zawsze robił na mnie duże wrażenie, ale nie skupiałbym się na indywidualnościach, bo jest to naprawdę dobry zespół, szczególnie kiedy przeciwnik ma piłkę. Są bardzo groźni w fazie pierwszego pressingu - stwierdził golkiper Juventusu.

- Życzyłbym sobie, żebym miał jak najmniej pracy, ale też uważam, że przeciwko Holandii nie miałem jej jakość wyjątkowo dużo. Na pewno inaczej to wygląda niż te 18 czy 24 miesiące temu, kiedy graliśmy głęboko cofnięci. Wiadomo, że taki styl gry premiuje bramkarza - mówił Szczęsny.

Mimo przegranej Polska była chwalona za mecz z Holandią, natomiast fakty są takie, że punktów z tego nie było. Szczęsny wypowiedział się dosadnie przed konfrontacją z Austriakami. - Powiem szczerze, że w tym wieku już trochę mniej mnie obchodzi jak my zagramy w tym meczu. Ja po prostu chcę wygrać i cieszyć się z trzech punktów - podsumował bramkarz reprezentacji Polski.

Początek meczu Polska - Austria w piątek o godz. 18.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty