Nieustające problemy w Lechii Gdańsk. Nowe kontuzje i zaległości, ale jest nowy piłkarz

Materiały prasowe / Grzegorz Radtke / Lechia Gdańsk / Na zdjęciu: Camilo Mena w sparingu z Chojniczanką zagrał jako napastnik
Materiały prasowe / Grzegorz Radtke / Lechia Gdańsk / Na zdjęciu: Camilo Mena w sparingu z Chojniczanką zagrał jako napastnik

Serhij Bułeca będzie nowym piłkarzem Lechii Gdańsk. Ale to nie rozwiązuje wszystkich problemów, bo dwóch podstawowych zawodników jest kontuzjowanych. W dodatku cały czas nie została uregulowana kwestia zaległości finansowych.

Już tylko nieco ponad dwa tygodnie zostały do pierwszego meczu Lechii Gdańsk w PKO Ekstraklasie po wywalczeniu awansu. Wydawać by się mogło, że drużyna jest już na końcowym etapie przygotowań, kadra powoli będzie przypominać tę ostateczną. Otóż nie. Nic bardziej mylnego.

W Gdańsku jest jeden wielki plac budowy. Póki co do zespołu dołączył jedynie bramkarz Szymon Weirauch z Zagłębia Lubin. I mówimy o pozycji, która akurat w Lechii nie wymagała wzmocnień w pierwszej kolejności.

Kolejnych wzmocnień na razie nie ma, choć to w najbliższych godzinach się zmieni. Jak ustaliliśmy, w środę testy medyczne przed transferem do Lechii przechodził Serhij Bułeca. Ukrainiec w poprzednim sezonie był wypożyczony z Dynama Kijów do Zagłębia Lubin. Teraz trafi do zespołu Szymona Grabowskiego. Przesądzone jest też, że w Gdańsku dalej grać będzie Loup-Diwan Gueho. Wszystkie formalności z Bastią zostały dopięte i oficjalne ogłoszenie tego transferu jest kwestią czasu.

Co dalej? Kibice raczej muszą uzbroić się w cierpliwość. Lechia jest zainteresowana Sebastianem Kosą ze Spartaka Trnawa, natomiast problemem jest kwota odstępnego. Negocjacje ze Spartakiem są bardzo trudne.

ZOBACZ WIDEO: Czas na zmianę formacji w reprezentacji Polski? "To wszystko jest szyte z niczego"

A transfery są potrzebne na już. Zwłaszcza, że okres przygotowawczy zbiera żniwa. We wtorek dość poważnej kontuzji doznał napastnik Tomas Bobcek i - jak się dowiedzieliśmy - nie zagra przez 6-8 tygodni. Urazu mięśniowego nabawił się Rifet Kapić, a więc jedna z najważniejszych postaci Lechii w poprzednim sezonie. W jego przypadku nie jest znana data powrotu, ale bardzo prawdopodobne, że nie da rady wykurować się na pierwszy mecz nowego sezonu ze Śląskiem Wrocław.

W środowym sparingu z Chojniczanka Chojnice na "dziewiątce" sprawdzany był Camilo Mena. Być może z konieczności będzie musiał grać na tej pozycji również w lidze.

Bo cały czas do gry nie jest Luis Fernandez. I nie wiadomo, kiedy będzie. Co prawda jest obecny na obozie razem z całym zespołem, ale ćwiczy indywidualnie.

Być może wkrótce uda się zarejestrować Bohdana Wjunnyka, a to z perspektywy Lechii byłoby fantastyczną wiadomością. Ukrainiec może występować zarówno jako napastnik, jak i na skrzydle. Sprawy formalne z jego poprzednim klubem idą w dobrym kierunku. Problemem jest jednak... zdrowie zawodnika. Jest w treningu, pewnie mógłby zagrać przez kilka, może kilkanaście minut, ale o większym wymiarze czasowym (na dziś) absolutnie nie ma mowy.

W środę wieczorem na obóz do Władysławowa miał przyjechać prezes klubu Paolo Urfer. Jednym z powodów miały być oczywiście finanse, ponieważ piłkarze i sztab szkoleniowy w dalszym ciągu nie otrzymali zaległych pensji, wbrew temu, co pojawiało się w mediach społecznościowych. A tutaj mowa o dwóch miesiącach zaległości. Jest to coraz częstszym tematem rozmów między zawodnikami. Bo choć w Lechii nauczyli się już cierpliwości, to jednak wszystko ma swoje granice.

Tego samego dnia miała też zapaść ostateczna decyzja odnośnie Maksyma Chłania i jego wyjazdu na igrzyska olimpijskie. Dostał powołanie do reprezentacji Ukrainy, ale nie jest to termin FIFA, więc teoretycznie Lechia musi dać mu pozwolenia na wyjazd. Sam zawodnik bardzo chciałby jednak wziąć udział w tym turnieju i trudno mu się dziwić. Ale jeśli wyjedzie, to Lechia straci przynajmniej na dwa tygodnie jedną z największych gwiazd. Na dziś plan zakłada, że Chłań zagra w pierwszej kolejce ze Śląskiem, a następnie wyjedzie na igrzyska.

*

Sam sparing z Chojniczanką? Za bardzo nie ma o czym mówić. Zakończył się remisem 1:1, a najciekawsza sytuacja miała miejsce przed przerwą, kiedy Tomasz Boczek zwrócił się do sędziego Damiana Kosa w słowach powszechnie uważanych za wulgarne i otrzymał za to czerwoną kartkę. Koledzy z drużyny się za nim wstawili, sugerowali, że arbiter chce być największą gwiazdą tego meczu. Jego decyzja była jednak nieodwołalna. Boczek nie mógł dalej uczestniczyć w spotkaniu, ale od początku drugiej połowy w jego miejsce mógł wejść inny zawodnik.

Tomasz Galiński, WP SportoweFakty

CZYTAJ TAKŻE:
Młody Polak zachwyca w USA. "Niewielu to ma. Wspaniały chłopak"
Legia wzięła z zaskoczenia. Pozyskała nowego bramkarza

Źródło artykułu: WP SportoweFakty