Mateusz Lis: To pan przyczynił się w dużej mierze do awansu Pelikana do drugiej ligi, to pan rozpoczynał sezon w bramce biało-zielonych. Obecnie nie ma dla pana jednak miejsca w meczowej 18. Ma pan do kogoś żal z powodu tej decyzji?
Mariusz Jędrzejewski: Nie mam do nikogo żalu. Wydaje mi się, że sam się przyczyniłem do tego, ponieważ nie jestem wystarczająco doświadczonym zawodnikiem. Za mało meczy rozegrałem w trzeciej lidze. Muszę powiedzieć, że ta druga liga tak naprawdę chyba mnie przerosła. Była trochę za trudna. Niestety nie udało się. Myślałem, że będzie wszystko w porządku, ale nie dałem rady.
Obecny bramkarz Pelikana w ciągu sześciu pierwszych meczy w tym roku puścił tylko jedną bramkę. Zazdrości mu pan tej serii?
- Bardzo mu zazdroszczę. Nic nie cieszy bramkarza tak jak czyste konto, a mojemu koledze udało się nie wpuścić bramki w pięciu meczach. Tak, więc jest to naprawdę duży sukces. Jestem pełen podziwu dla niego, że wytrzymał tyle minut bez puszczenia bramki.
Sądzi pan, że jest to kwestia wysokich umiejętności, czy raczej tego, że "Ludwik" ma przed sobą dużą solidniejszą defensywę niż pan?
- Na pewno jest to bardzo dobry bramkarz, jest on doświadczony. Marcin rozegrał wiele meczy w pierwszej lidze, jak i w drugiej, czy też trzeciej. Jego umiejętności są bardzo duże, ale trzeba przyznać, że defensywa Pelikana zaczęła teraz bardzo dobrze grać. Wzmocnienia, których dokonał trener bardzo pomagają. W dużej mierze i dzięki "Ludwikowi", i dzięki dobrej grze obrony, nie straciliśmy w pięciu meczach żadnej bramki.
Czy jeszcze w tym sezonie zamierza pan walczyć o powrót do bramki Pelikana Łowicz? Czy jest to sezon spisany raczej na straty?
- Tego sezonu na pewno nie spisałem na straty. Walczę cały czas. Trenuję z drużyną, jestem z nią duchem. Oprócz tego, że trenuję to również jej kibicuję. Będę walczył do samego końca. Wiadomo, że takie jest życie. Jest ktoś lepszy i tyle. Nic się na to nie poradzi. Trzeba walczyć i cały czas wierzyć w to, że w końcu się uda.
Jest pan motorem napędowym łowickiego fanklubu. To jest okres przejściowy czy coś więcej?
- Wydaje mi się, że jeżeli będą mi kibice pomagać to dalej będę się tym zajmował. Po prostu lubię to robić. Wiem jak zawodnikom to pomaga, gdy kibice dopingują, są z piłkarzami. Na pewno piłkarzom to się przyda. Szczególnie u nas, bo wiadomo, że nasza publiczność jest taka, że przychodzi oglądać mecze i na stadionie jest cicho. Jeżeli się kibicuje, to naprawdę pomaga się klubowi.
W meczu z Jastrzębiem doping ten wyglądał naprawdę dobrze. Jednak Pelikan nie zdołał wygrać. Boi się pan, że w przypadku porażek liczba członków fanklubu może znacznie zmaleć?
- Nie. Podejrzewam, że Klub Kibica się nie zmniejszy z tego względu, że jesteśmy bardzo zadowoleni z wyjazdu do Płocka. Pojechało wtedy wielu kibiców z Łowicza, którym ten wyjazd się spodobał. Dzisiaj utwierdziliśmy się w przekonaniu, że są ludzie, którzy chcą kibicować temu klubowi. Na pewno będą oni chcieli zaliczać mecze wyjazdowe. Te bliższe wyjazdy na pewno zaliczymy i będziemy dopingować przez 90 minut.
Mówi się, że kibice niektórych drużyn się nie lubią, albo mają zgodę. Odbywają się tzw. mecze przyjaźni. Czy fanklub Pelikana ma już z kimś zgodę, czy jest to jeszcze fanklub za młody?
- Nie można powiedzieć, że fanklub Pelikana ma z kimś zgodę z tego względu, że jest to młody Klub Kibica. Dopiero zaczęliśmy teraz tak kibicować. Wcześniej były to jakieś pojedyncze zrywy. Nie ma tak, że z jakąś drużyną drugoligową Pelikan ma zgodę.
Jest pan młodym bramkarzem. Z pewnością będzie chciał pan się ciągle rozwijać. Zmienić klub na silniejszy. Jak długo zamierza pan jeszcze grać w barwach klubu z Łowicza?
- Nie mam żadnych poważniejszych planów. Chciałbym jak najdłużej grać w miejscowym klubie. Tutaj gram już od 11 roku życia. Jeżeli nie będę grał w pierwszym składzie to zawsze pozostaje mi drużyna rezerw, w której obecnie występuję. Teraz walczymy o awans do III nowej ligi. Zobaczymy czy awansujemy. Jeżeli się uda awansować to sądzę, że pozostanę w klubie. Chyba, że będę miał jakieś lepsze propozycje to wtedy będę się zastanawiał.
Gra w drużynie rezerw nie daje chyba jednak takiej satysfakcji jak gra w drugiej lidze?
- Dokładnie. To już nie jest to samo. To jest w ogóle całkiem inna piłka. Doświadczyłem tego i wiem, że naprawdę gra w drugiej lidze to już jest coś. Jak zagrałem pierwszy mecz to było to dla mnie przeskocznią. Teraz to gramy czasami z takimi drużynami, które w ogóle nie trenują, piłkarze zbierają się tylko na mecz. Same wyniki świadczą o tym z jakimi drużynami gramy.
Bardziej cieszy remis z liderem drugiej ligi czy zwycięstwo 9:0 w V lidze?
- Na pewno bardziej cieszy remis w drugiej lidze. Gra teraz w drużynie rezerw to jest taka zabawa. My się cieszymy z gry, ale brak jest tego dreszczyku emocji. Z kolei druga liga, to jest druga liga. Inny poziom, inni zawodnicy, inne boiska.
W drużynie Pelikana II występuje obecnie wielu piłkarzy, którzy grali nie dawno w pierwszym zespole. Wielu z nich nie jest tak młodych jak pan. Czy to oznacza, że dla nich to furtka do drugiej ligi jest już zamknięta?
- Nie wiem. To jest zależne od trenera. Od tego jaką ma koncepcję zespołu. Wiadomo mogą zdarzyć się jakieś wypadki losowe, jak kontuzja, kartki zawodników z pierwszego składu. Piłkarze z rezerw wchodzą wtedy na ich miejsce. Gra w drużynie rezerw jest po to żeby podtrzymać swoją kondycję i podtrzymać swoją formę. Wiadomo, że jeżeli piłkarz nie występuje regularnie w lidze to nie czuje gry, a trening nie odzwierciedla meczu.
Jaki jest pana wymarzony klub, w którym chciałby pan kiedyś grać? I dlaczego właśnie taki?
- Oczywiście jest to Legia Warszawa. Jestem kibicem tej drużyny. Wszystko zaczęło się od mojego taty, który pochodzi spod Sochaczewa i jeździł na mecz Legii. On przekazał mi to, zaszczepił i jestem cały czas sercem z tą drużyną i staram się śledzić ich spotkania. Jak czas mi pozwala to staram się jeździć na mecze.