Drużyna Wisły Kraków doznała bolesnej porażki 1:3 ze Spartakiem w Trnawie, w pierwszym starciu 3. rundy eliminacji Ligi Konferencji. Wynik mógłby być wyższy, ale przed stratą bramki na 1:4 Kamil Broda uchronił w końcówce krakowian.
23-letni bramkarz wskoczył między słupki w tym spotkaniu w miejsce grającego ostatnio regularnie Antona Cziczkana. Porozmawialiśmy z nim po jego debiucie w europejskich pucharach.
Justyna Krupa, WP SportoweFakty: Dla niektórych fakt zmiany w bramce Wisły i posadzenie Antona Cziczkana na ławce był pewnym zaskoczeniem. Trener Kazimierz Moskal wyjaśnił, czy to zmiana na dłużej, czy po prostu dana panu szansa na grę w europejskich pucharach?
Kamil Broda, bramkarz Wisły Kraków: Na pewno nie tak wyobrażałem sobie ten mecz, a w szczególności końcowy rezultat. Co do zmiany w bramce, to jest rywalizacja między nami na co dzień. Po prostu dowiedzieliśmy się od trenera, że jest taka decyzja, że zagram i tyle. Czy będę grać dalej, nie wiadomo, to zależy od sztabu. Tak samo, jak z zawodnikami z pola - decyzja jest podejmowana na bieżąco, z meczu na mecz.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Tornado podczas meczu. Zawodnicy starali się kontynuować grę
Straciliście ostatecznie tych bramek sporo, zwłaszcza uwzględniając, jak w pierwszej połowie wyglądała gra w waszym wykonaniu. Do przerwy było przecież bardzo poprawnie. Rywalizowaliście ze Spartakiem, jak równy z równym.
Tylko, że bardzo źle weszliśmy w tę drugą połowę i sami napędzaliśmy przez to przeciwnika. Początek drugiej odsłony meczu to były dwie proste straty z naszej strony, później ta stracona bramka. Mieliśmy piłkę na nodze, spokojnie do wybicia, a jednak futbolówka gdzieś się tam "pałętała". Zawodnik Spartaka miał za dużo miejsca, oddał precyzyjny strzał. Zrobiło się 1:1. Później nastąpił nasz słabszy moment, sami napędzaliśmy tego rywala.
Erik Cikos w rozmowie z nami przestrzegał przed Michalem Durisem, który ostatecznie rzeczywiście strzelił wam dwie bramki. Wiadomo jednak, że jedna rzecz to wiedzieć, że dany piłkarz jest groźny, a zupełnie inna - potrafić go w praktyce zatrzymać.
Każdy zawodnik może strzelić bramkę. Nie zawsze patrzy się na to, że tu jest ten konkretny gracz, tylko trzeba wszystkich przypilnować, być w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie.
Co dokładnie powiedział pan Marcowi Carbo po stracie trzeciej bramki? Mieliście taki moment solidnej "pogawędki".
Powiedziałem, że mecz się jeszcze nie skończył. I żebyśmy "jechali" dalej. Uważam, że to, co szwankowało zwłaszcza w tym spotkaniu, to fakt, że nie blokowaliśmy strzałów i generalnie nie blokowaliśmy przeciwnika na przedpolu. Rywale mieli za dużo miejsca, czasu i swobody. Napędzałem chłopaków cały czas, by byli bardziej agresywni. Momentami to nie wyglądało tak, jak powinno, po prostu.
Udało się uniknąć czwartej straconej bramki, w czym dopisało wam też trochę szczęście, piłka odbiła się od poprzeczki, później jeszcze od pańskich pleców.
Najpierw trzeba było jednak temu szczęściu pomóc, bo piłka po moich rękach w tę poprzeczkę uderzyła. Tu mogę sobie mały plusik zapisać. Z perspektywy jednak całego meczu jest mi szkoda tego wyniku, bo chciałbym każde spotkanie kończyć z czystym kontem. Jest jeszcze rewanż. A najpierw oczywiście liga, bo najważniejszy jest ten mecz poniedziałkowy z Ruchem Chorzów. Nie składamy broni i walczymy w każdym meczu.
Rozmawiała: Justyna Krupa, WP SportoweFakty, Trnawa
Właściciel Wisły Kraków reaguje na wynik meczu ze Spartakiem
Kazimierz Moskal: Podaliśmy tlen i podarowaliśmy bramki przeciwnikowi