Śląsk nie otrząsnął się po czwartku. Kolejna czerwona kartka

Zdjęcie okładkowe artykułu: Getty Images / Na zdjęciu: Petr Schwarz
Getty Images / Na zdjęciu: Petr Schwarz
zdjęcie autora artykułu

Tarczyński Arena nie jest ostatnio szczęśliwym miejscem dla Śląska Wrocław. Kilka dni po odpadnięciu z eliminacji Ligi Konferencji, wicemistrzowie Polski jedynie zremisowali z Koroną Kielce 1:1. Mecz kończyli w "dziesiątkę".

W tym artykule dowiesz się o:

Jeszcze kilka dni temu na Tarczyński Arena odbył się mecz historyczny. Śląsk walczył jak lew o awans do czwartej rundy eliminacji Ligi Konferencji. Mimo że był lepszy od Sankt Gallen, to ostatecznie rywale wyeliminowali wrocławian z rozgrywek.

Szwajcarzy mogli wiele zawdzięczać sędziemu głównemu Duje Strukanowi. Chorwat momentami podejmował kuriozalne decyzje. - Arbiter bardzo chaotycznie prowadził ten mecz - mówił Adam Lyczmański w rozmowie z WP SportoweFakty (więcej TUTAJ).

Bez wątpienia wicemistrzowie Polski musieli przestawić swoje głowy i zapomnieć o czwartkowym spotkaniu. Starcie przeciwko Koronie Kielce zaczęli konkretnie, bo od świetnej sytuacji Simeona Petrowa. Uderzenie defensora zatrzymał jednak Xavier Dziekoński.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Thierry Henry dał popis! Zobacz szalony taniec trenera Francji

Nieco później Petr Schwarz zgrał piłkę do Jehora Macenki, który wślizgiem strzelił obok bramki gości. Zapowiadało się, że na Tarczyński Arena kibice obejrzą ciekawe widowisko. Natomiast, im dalej w las tym było po prostu gorzej.

Śląsk miał problem, żeby stworzyć konkretną sytuację. Co więcej, od 59. minuty musiał grać bez jednego piłkarza, ponieważ Jehor Macenko nieprzepisowo zatrzymał zawodnika Korony, który wychodził sam na sam z Rafałem Leszczyńskim.

Sędzia Daniel Stefański pokazał mu czerwoną kartkę. Wrocławscy kibice mogli przeżyć deja vu, bowiem w czwartek podopieczni Jacka Magiery również kończyli mecz w osłabieniu. Wtedy jednak... w ośmiu, a nie dziesięciu.

Goście poczuli, że są w stanie wywieźć z Wrocławia trzy punkty i ruszyli z atakami. Choć musieli też uważać, bowiem Śląsk nadal był groźny. Pokazała to m.in. sytuacja Aleksa Petkowa, którego strzał trafił w poprzeczkę.

Korona trafiła do siatki jako pierwsza, konkretnie Adrian Dalmau. Hiszpan oddał precyzyjne uderzenie głową po kapitalnym dośrodkowaniu Marcela Pieczka. Rafał Leszczyński w tej sytuacji nie miał nic do powiedzenia.

Wydawało się, iż kielczanie są na dobrej drodze do zaskakującego zwycięstwa. Aczkolwiek, Śląsk wyrównał w doliczonym czasie gry. Mateusz Żukowski zagrał do Petra Schwarza, a ten strzałem po długim słupku ucieszył Tarczyński Arena.

Zawodnikom Jacka Magiery nie można odmówić woli walki, ale kibice wrocławskiej ekipy zapewne oczekiwali trzech punktów. Trzeba jednak pamiętać, że wicemistrzowie Polski jeszcze kilka dni temu stoczyli wymagający bój przeciwko Sankt Gallen.

Śląsk Wrocław - Korona Kielce 1:1 0:1 - Adrian Dalmau 87' 1:1 - Petr Schwarz 90+3'

Składy:

Śląsk Wrocław: Rafał Leszczyński - Jehor Macenko, Simeon Petrow, Aleks Petkow, Tommaso Guercio (81' Tudor Baluta) - Peter Pokorny - Burak Ince (46' Arnau Ortiz), Marcin Cebula (46' Jakub Jezierski (66' Mateusz Żukowski)), Petr Schwarz, Matias Nahuel - Sebastian Musiolik (81' Junior Eyamba)

Korona Kielce: Xavier Dziekoński - Hubert Zwoźny (77' Marcel Pieczek), Pau Resta, Miłosz Trojak, Konrad Matuszewski - Yoav Hofmayster (76' Wojciech Kamiński) - Wiktor Długosz (69' Dawid Błanik), Martin Remacle (72' Adrian Dalmau), Nuno Pedro, Danny Trejo (69' Mariusz Fornalczyk) - Yevgeniy Shikavka

Żółte kartki: Matias Nahuel, Simeon Petrow (Śląsk Wrocław) - Yoav Hofmayster, Pau Resta, Miłosz Trojak (Korona Kielce)

Czerwona kartka: Jehor Macenko (Śląsk Wrocław)

Sędzia: Daniel Stefański

Zobacz też: Robert Lewandowski - bohater, na jakiego Barcelona nie zasłużyła (OPINIA)

Źródło artykułu: WP SportoweFakty