Tuzimek: Jak ktoś ma tyle farta, ile nasza kadra w Glasgow, to i "szóstkę" może trafić [OPINIA]

Zdjęcie okładkowe artykułu: Getty Images / Na zdjęciu: Michał Probierz
Getty Images / Na zdjęciu: Michał Probierz
zdjęcie autora artykułu

Pierwsze, co musi w piątek zrobić selekcjoner Michał Probierz, to iść do kościoła i dać na mszę. A później puścić jeszcze kupon w totolotka. Bo jak ktoś ma tyle farta, ile nasza kadra w Glasgow, to i "szóstkę" może trafić.

A ten ogrom szczęścia ma konkretne imię i nazwisko: Nicola Zalewski. Jeśli legendarny szkocki bohater nazywał się Braveheart – waleczne serce, to pomocnik Romy jest "odważnym sercem". Gdy się patrzy jak ten chłopak kiwa, to pojawia się w głowie myśl, że przecież właśnie po to wymyślono piłkę nożną. Żeby cieszyć ludzi! Nicola ma odwagę, wiarę w siebie i ma umiejętności. Jak mu drybling czy strzał nie wyjdzie, to się nie przejmuje. Tylko próbuje dalej. Widać, że nie jest zahukanym produktem polskiej szkoły trenerskiej, prawda?

Zalewski zrobił nam ten mecz. Wygrał go sam w doliczonym czasie gry, właśnie wtedy, gdy złe diabły już nuciły Probierzowi do ucha smutną piosenkę z Wyspiańskiego: "Miałeś, chamie złoty róg, ostał ci się ino sznur".

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Piękny gol piłkarki FC Barcelony. Co za uderzenie!

Ta ułańska szarża Zalewskiego odwróciła rezultat i – poniekąd – także ocenę meczu. No bo jest dobry wynik, jest zwycięstwo, są punkty. I za to należą się podziękowania i gratulacje dla reprezentacji Polski. I trenera. Oczywiście nie ma tak łatwo i nie zamkniemy oceny tego meczu głupim i naiwnym sloganem: "że zwycięzców się nie sądzi". Gdyby tak było, nikt w futbolu nie wyciągałby wniosków, rozwój drużyny nie byłby możliwy. Więc pogadajmy szczerze. To nie był dobry mecz reprezentacji Polski. Dużo farta mieliśmy w pierwszej połowie, bo nasze dwa groźne wypady pod bramkę Szkotów skończyły się zdobyciem dwóch goli. Z kolei rywalom zdobytej bramki nie uznano po interwencji VAR. A jeszcze później Biało-Czerwoni dostali dwa rzuty karne. Nie za często furmanka szczęścia podjeżdża tyle razy w jednym meczu. Druga połowa spotkania w Glasgow była fatalna. Nie mieliśmy żadnej kontroli nad meczem. To, że on się skończył tak, jak się skończył, to zasługa niebios i szybkich nóg Zalewskiego. Szkoci mieli w pewnym momencie nawet 70 procent posiadania piłki! A pierwszy celny strzał Polaków w drugiej połowie to było dopiero uderzenie Zalewskiego w doliczonym czasie gry. I taka jest prawda o tym meczu, wynik jest korzystny, ale nie przykrywa wszystkiego. Tak grać nie można. Bo nie zawsze będziemy mieli tyle szczęścia co w czwartek. I rywal rzadko będzie tak ubogi w piłkarskie argumenty jak Szkoci. I kamyczek do ogródka Michała Probierza, za to, że kompletnie "puścił lejce". Trochę na zasadzie niech się dzieje wola nieba. Samo zarządzanie meczem to był dramat, w ogóle nie mieliśmy kontroli nad tym, co dzieje się na boisku. Spotkanie w Glasgow PZPN może pokazywać w swojej Szkole Trenerów w Białej Podlaskiej jako kliniczny przykład tego jak meczem właśnie nie zarządzać. Tajemnicą poliszynela jest, że w obecnej kadrze drużyna gra takim ustawieniem jak chcą piłkarze. Dobrze, że chcą grać ofensywnie (Probierz ofensywnym trenerem nigdy nie był), ale jeszcze jest coś takiego jak zdrowy rozsądek. Przeciwko silniejszym rywalom, takim jak Chorwacja i Portugalia, tak odważnej zabawy nie polecam. Można sobie paluszki poparzyć. Mam pewne zastrzeżenia do personaliów. Jestem absolutnie za tym, żeby nie było tej dogmatycznej zasady, że kto nie gra u siebie w klubie, nie może też grać w reprezentacji. Nie stać na to naszej ubogiej piłki. Zresztą taki Piotr Zieliński – zarówno teraz gdy nie gra w Interze Mediolan, jak i przed Euro 2024, gdy też nie grał, ale w SSC Napoli – znów udowodnił, że potrafi na kadrę przyjechać przygotowany. Jemu niegranie nie przeszkadza, widać uczciwie pracuje na treningach. No, ale jeśli na boisko wychodzi więcej takich zawodników, którzy nie grają w klubie, to robi się problem. Jeśli do Zielińskiego dodać Kacpra Urbańskiego, Jakuba Kiwiora i Jakuba Modera (grał kilka ostatnich minut) to rzeczywiście bardziej wygląda to na lazaret dla ozdrowieńców i rannych, niż na drużynę piłkarską. I jaki jest w tym cel? Taki Kiwior występem w Glasgow więcej stracił niż zyskał. Wystawianie nieogranego w klubie obrońcy było kompletnie niepotrzebne. I łatwo było przewidzieć, że więcej z tego będzie szkody niż pożytku. Przemysław Frankowski i Marcin Bułka to świetni piłkarze. Ale więcej się po nich spodziewałem. "Franek" zaliczył w Glasgow występ dyskretny. Nie atakował, nie dryblował, nie wrzucał w pole karne. Co było bardziej widoczne na tle dokonań Nicoli Zalewskiego na drugim wahadle. Ten "kontrast" aż krzyczy. Marcin Bułka jakiś dziwnie nerwowy był w tym meczu. Nie miał tej swojej pewności, spokoju i klasy z jakiej słynie. Nie bronił tak, jak w klubowej drużynie z Nicei. Ale rozgrzeszam go. Z taką obroną, jaką ma reprezentacja Polski, każdy bramkarz byłby nerwowy.

Dariusz Tuzimek

Czytaj także: W końcu! To dopiero trzeci taki mecz w XXI wieku "Nokautujący cios". Szkoci opłakują porażkę z Polską

Źródło artykułu: WP SportoweFakty