Hasło "Nowe Rozdanie", które towarzyszyło Lechowi Poznań w trakcie letnich przygotowań do nowego sezonu, zaczyna nabierać znaczenia. Pod wodzą Nielsa Frederiksena drużyna z każdym kolejnym tygodniem prezentuje się coraz lepiej, a spotkanie z mistrzem Polski na własnym stadionie okazało się najlepszym tego potwierdzeniem.
Lechici już od pierwszego gwizdka czuli się dość swobodnie i cierpliwie budowali swoją przewagę. Do siatki co prawda pierwsi trafili goście z Białegostoku, ale sędzia od razu anulował gola, gdyż na wyraźnym spalonym znajdował się Jesus Imaz.
"Kolejorz" odpowiedział błyskawicznie i skutecznie za sprawą Afonso Sousy. Portugalczyk miał mnóstwo miejsca przed polem karnym i zdecydował się huknąć z dystansu, nie dając szans na udaną interwencję Maksymilianowi Stryjkowi. Dla 24-latka był to już trzeci gol w tym sezonie.
ZOBACZ WIDEO: Odtworzył legendarny gol z rzutu wolnego. Tylko spójrz na to uderzenie!
Stracona bramka nie wpłynęła korzystnie na grę Jagiellonii, której grunt załamał się pod nogami kilkanaście minut później. Techniczny błąd w przyjęciu popełnił Adrian Dieguez, któremu piłkę próbował odebrać Mikael Ishak. Doszło do zderzenia obu graczy, a sędzia Daniel Stefański postanowił skonsultować sytuację z VAR.
Powtórki pokazały, że to napastnik Lecha był pierwszy przy piłce, a następnie został kopnięty przez hiszpańskiego defensora. Arbiter podjął decyzję o pokazaniu Dieguezowi czerwonej kartki i podyktowaniu rzutu wolnego dla "Kolejorza".
Do piłki podszedł Dino Hotić, który przed przerwą reprezentacyjną zdobył już efektownego gola z rzutu wolnego przeciwko Stali Mielec. Bośniak pokazał, że zdecydowanie potrafi uderzyć ze stałego fragmentu gry, bo Maksymilian Stryjek również nie miał żadnych szans przy fantastycznym strzale w okienko.
Druga połowa spotkania okazała się jedynie formalnością, bo przewaga Lecha Poznań była na tyle spora, że Jagiellonia nie oddała ani jednego celnego strzału na bramkę aż do końcowego gwizdka.
"Kolejorz" nie zatrzymywał się w konstruowaniu akcji ofensywnych i szukał następnych trafień, choć długo brakowało szczęścia w trakcie wykończenia. Po świetnym podaniu prostopadłym do siatki trafił Mikael Ishak, ale w momencie zagrania był na spalonym, więc sędzia natychmiast przerwał radość kibiców i napastnika.
W końcówce meczu Antoni Kozubal dośrodkował świetnie na głowę Filipa Jagiełło, który trafił piłką w interweniującego Michala Sacka. Czeski obrońca zagrywał piłkę ręką, co sprawdził w konsultacji z VAR arbiter tego spotkania i słusznie podyktował jedenastkę dla "Kolejorza".
Bardzo potrzebował gola Filip Szymczak, więc Radosław Murawski postanowił oddać piłkę młodemu napastnikowi. 21-latek uderzył pewnie, w przeciwnym kierunku, do którego rzucił się golkiper Jagiellonii.
Gdy goście wyczekiwali już końcowego gwizdka, piłka znalazła się w siatce jeszcze dwa razy. Najpierw szybką akcję z prawej strony wykończył w tempo Ali Gholizadeh, a w doliczonym czasie gry debiutancką bramkę zdobył Filip Jagiełło.
To zdecydowanie najlepsze spotkanie Lecha Poznań w tym sezonie, które sprawia, że "Kolejorz" pozostanie liderem PKO BP Ekstraklasy z bezpieczną przewagą nad resztą stawki.
Lech Poznań - Jagiellonia Białystok 5:0 (2:0)
1:0 - Afonso Sousa 25'
2:0 - Dino Hotić 41'
3:0 - Filip Szymczak 81' (k.)
4:0 - Ali Gholizadeh 87'
5:0 - Filip Jagiełło 90+3'
Lech: Bartosz Mrozek - Joel Pereira, Alex Douglas, Antonio Milić, Michał Gurgul - Antoni Kozubal (83. Stjepan Loncar), Radosław Murawski - Dino Hotić (74. Ali Gholizadeh), Afonso Sousa (60. Filip Jagiełło), Bryan Fiabema (60. Patrik Walemark) - Mikael Ishak (74. Filip Szymczak)
Jagiellonia: Maksymilian Stryjek - Michal Sacek, Mateusz Skrzypczak, Adrian Dieguez, Joao Moutinho - Nene (60. Lamine Diaby-Fadiga), Taras Romańczuk - Miki Villar (60. Kristoffer Hansen), Jesus Imaz (60. Alan Rybak), Marcin Listkowski (46. Jetmir Haliti) - Afimico Pululu
Żółte kartki: Milić (Lech) - Nene (Jagiellonia)
Czerwona kartka: Dieguez (Jagiellonia)
Sędzia: Daniel Stefański (Bydgoszcz)
Czytaj też:
Oficjalne oświadczenie ws. Zalewskiego. "Fantazyjne relacje"
Oddech ulgi Sevilli. Espanyol rozpędza się