Z Barcelony Katarzyna Łapczyńska, dziennikarka WP SportoweFakty
Wielu ekspertów i kibiców oczekiwało, że Wojciech Szczęsny zadebiutuje w FC Barcelonie w meczu z Sevillą. Polski bramkarz miał szybko wrócić do formy po nad wyraz krótkiej emeryturze (niecały miesiąc), przepracował w klubie okres blisko dwóch tygodni, kiedy nie było rozgrywek krajowych, bo występowały reprezentacje. W niedzielę Barcelona wróciła i rozpoczęła swój arcytrudny tydzień, bowiem w środę zagra w Lidze Mistrzów z Bayernem Monachium, a w sobotę hit z Realem Madryt. Dlatego dziennikarze przypuszczali, że trener drużyny weźmie już na te niełatwe mecze Polaka do bramki.
Hansi Flick postanowił jednak, że polski golkiper poczeka na debiut. W niedzielę między słupkami stanął Inaki Pena. Nawet jeśli część fanów stworzyła petycję i domagała się występu naszego rodaka, to trybuny wsparły 25-latka. Jeszcze przed pierwszym gwizdkiem na Montjuic skandowano jego nazwisko.
Hiszpanie mają problem ze Szczęsnym
Debiut Szczęsnego w Barcelonie to kwestia czasu. Nie sprowadza się bramkarza takiego kalibru po to, by siedział na ławce rezerwowych. 34-latek wywołuje ekscytację miejscowych dziennikarzy. Kiedy po meczu przed konferencją prasową na Stadionie Olimpijskim zorientowali się oni, że pochodzę z Polski, poprosili, bym nauczyła ich wymawiać nazwisko naszego piłkarza.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Ależ ma sylwetkę! Tak wygląda w stroju kąpielowym
- Jak to powinno się wymawiać? Powiedz powoli - słyszałam z każdej strony.
No to mówiłam, a oni robili wielkie oczy, gdy słyszeli jak z łatwością wymawiam: - SZCZĘ-SNY. Powtarzajcie, SZCZĘ-SNY.
Lecz mimo wielu prób Katalończycy łamali sobie tylko język na polskim. Słychać było jakieś "Szczesy", "Strzesny" - kompletnie nie radzili sobie z sylabą "szczę".
Na koniec wymawiałam pojedynczo litery, a i tak miejscowi nie byli w stanie ich powtórzyć.
- Dobra, poddajemy się - usłyszałam po chwili. - Dla nas po prostu zostanie "Tek" - dodaje siedzący obok mnie dziennikarz. Podobny "problem" mieli już w Turynie, gdzie również naszego golkipera szybko ochrzcili mianem "Teka" (od Wojtek).
Natomiast, jeśli fani Blaugrany mieli nadzieję, że wrócą ze stolicy Katalonii z koszulkami z nazwiskiem Szczęsnego, przeżyli rozczarowanie. W klubowym sklepie nadal nie można ich dostać. A polscy kibice, z którymi leciałam z Wrocławia, mieli wielką nadzieję, że wrócą z nową koszulką Barcelony, ale z innym nazwiskiem na plecach niż do tej pory.
Hiszpanie zachwycają się Lewandowskim
Dlatego spacerując po Barcelonie, zwłaszcza w dniu meczu, łatwo się natknąć na "Lewandowskich". Koszulki z nazwiskiem Polaka do niedawna były jednymi z najlepiej sprzedających się w klubowym sklepie. Ale od lata fani mają jednak nowego bohatera. To Lamine Yamal. Nie przesadzę, jeśli stwierdzę, że w kolejkach przed stadionem ok. 90 proc. fanów ma na sobie koszulki z nazwiskiem fantastycznego 17-latka z Mataro. Gdy byłam tu kilka miesięcy wcześniej, Yamal nie był tak popularny wśród kibiców. Świetne Euro 2024 w wykonaniu nastolatka bez wątpienia pomogło mu w wyrobieniu marki.
Za to Robert Lewandowski w wieku 36 lat znajduje się w trzecim roku swojego kontraktu. Po zeszłym sezonie, w którym polski snajper grał mocno przeciętnie, większość kibiców Barcy miała obawy o jego dyspozycję. Niektórzy domagali się wręcz transferu napastnika, ale skoro klubowa kasa świeci pustkami, to Flick musiał odkurzyć najlepszą wersję "Lewego" z Bayernu Monachium. To mu się udało.
Piłkarz Barcy ma już 12 goli w La Lidze i wydaje się póki co, że pewnie zmierza po drugi tytuł Pichichi w karierze. - Zasłużył na kolejny rok w klubie - mówi mi Xavier, którego spotykam w kolejce na Stadionie Olimpijskim jeszcze przed meczem z Sevillą.
- Jest w tym sezonie fenomenalny. Nie powinno być dyskusji, czy powinien zostać, jeśli tylko utrzyma taką formę - dodaje kolejna osoba w tłumie.
Byłam na Montjuic ponad dwie godziny przed meczem i zaczepiłam kilkanaście osób o Lewandowskiego. Każda z nich nie miała wątpliwości, że 36-latek powinien spędzić kolejny sezon w Barcelonie. To tylko pokazuje, jak szybko zmienia się punkt widzenia kibiców, bo przecież jeszcze kilka miesięcy temu na "Lewego" wylewała się fala krytyki.
Co zrobi Laporta?
Najważniejsze wydaje się jednak to, że sam Joan Laporta zdaje się nie mieć wątpliwości, co do przyszłości polskiego snajpera. - Przedłużymy kontrakt Roberta Lewandowskiego, jak tylko osiągnie 50 proc. występów. To klauzula już uwzględniona w jego kontrakcie - powiedział ostatnio prezes Barcy.
Trzeba jednak pamiętać, że Joan Laporta to wytrawny polityk. Kampanię wyborczą w Barcelonie wygrał obietnicą zatrzymania w zespole Lionela Messiego, a gdy tylko przejął stery w klubie, bez żalu pożegnał Argentyńczyka. Jeśli "Lewy" nagle przestanie strzelać bramki, może być podobnie.
Na razie to jednak scenariusz mało prawdopodobny, bo Flick stworzył w stolicy Katalonii maszynę, która się nie zatrzymuje. Ten tydzień pokaże, czy jego ekipa mecze z Bayernem i Realem potraktuje jak przejazd po niemieckiej autostradzie, czy też wyhamuje na nich niczym na progach zwalniających znanych z polskich ulic.