Choć od meczu Rakowa Częstochowa z Pogonią Szczecin minęło kilka dni, to wciąż nie milkną echa zachowania Mateja Rodina. Stoper Rakowa był bezsprzecznie bohaterem tego spotkania. Pojawił się na boisku w końcówce meczu i zrobił dosłownie wszystko, by było o nim głośno.
Najpierw w 10. minucie doliczonego czasu gry skierował piłkę do siatki. Gola celebrował ściągnięciem koszulki, za co ukarany został żółtą kartką. Ostatecznie bramka nie została uznana z powodu spalonego.
Kilka chwil później sytuacja powtórzyła się. Rodin znów pokonał bramkarza Pogoni, ale tym razem zgodnie z przepisami. I znów ściągnął koszulkę w celu celebracji gola, a arbiter ukarał go żółtym kartonikiem. A że było to drugie takie napomnienie, to wyrzucił Rodina z boiska.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Niesamowite show młodego bramkarza. "To naprawdę się wydarzyło"
Jak na tę sytuacje zareagował piłkarz? - To był szalony moment, zwariowane ostatnie minuty. Dwa gole w tak krótkim odstępnie czasu są czymś wyjątkowym dla środkowego obrońcy. Ciężko się przyznać, że powinienem dostać czerwoną kartkę, ale nie jest mi z tego powodu przykro, bo wygraliśmy mecz - powiedział Rodin.
- Moim zdaniem to było coś na granicy ponieważ poruszałem się pomiędzy linią spalonego. Miałem wrażenie, że mógł to być ofsajd, a przy drugiej bramce byłem pewien, że go nie było. Przez chwilę mnie "odcięło" i przez to zobaczyłem drugą żółtą kartkę - stwierdził obrońca Rakowa.
Zły na swojego piłkarza nie jest trener Marek Papszun, ale wiadomo, że Rodin poniesie dyscyplinarne konsekwencje swojego zachowania. Nie chodzi jednak o kary nałożone przez klub za nieodpowiedzialne zachowanie.
- Musisz mieć świadomość i odpowiedzialność w sobie, że najgorszą karą będzie to, że nie grasz. Trzeba po prostu się pilnować. W tej sytuacji rozumiem Mateja, bo to jest niesamowita historia. Zaczął na ławce, wszedł, strzelił dwa gole i emocje puściły - przyznał. To jest też super, więc trudno byłoby go za to karać, ale mimo wszystko on tę karę poniesie, bo czwarta żółta kartka będzie skutkowała pauzą - mówił trener Marek Papszun na pomeczowej konferencji prasowej.