We wtorek (30 października) południowa i wschodnia część Hiszpanii doświadczyła gwałtownych burz spowodowanych zimnym frontem atmosferycznym. Doszło do powodzi błyskawicznej - przede wszystkim w prowincjach Walencja, Albacete i Malaga.
Według dziennikarzy "Le Pais" w niektórych miejscach spadło nawet 400 litrów na metr kwadratowy w przeciągu zaledwie kilku godzin. Niestety, to nie koniec złych informacji. Ostatni bilans mówi bowiem o 62 ofiarach śmiertelnych.
Słowa Santiago Canizares dają tylko do zrozumienia, z jak wielką katastrofą musi mierzyć się Hiszpania. Były bramkarz m.in. Realu Madryt oraz Valencii widział wszystko na własne oczy.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Ależ to wymyślił! Gol bezpośrednio z rzutu rożnego
- To dramat o kolosalnych rozmiarach. Kiedy ludziom uda się dostać do domów, nie wiem, co znajdą. Mam nadzieję, że Bóg mnie poprawi, ale myślę, że to dopiero początek - powiedział golkiper w "Radio Marca".
46-krotny reprezentant Hiszpanii spędził wtorkowy dzień w centrum Walencji. Cały czas rozmyśla jednak o swoim gospodarstwie.
- Moja sytuacja nie jest porównywalna z sytuacją innych ludzi. Ale przyjmuję za pewnik, iż drogi na mojej wsi są zdewastowane i że straciłem swoje zwierzęta. Myślę, że nigdy nie zobaczę moich psów, kurczaków, kóz - stwierdził.
- Moje dzieci nie poszły do szkoły. Nadszedł czas, aby odciążyć miasto i pozwolić służbom ratunkowym wyruszyć na ulice - podsumował.