Świąteczny nastrój sędziego Góreckiego?

Kontrowersyjny rzut karny podyktowany w niedzielnym meczu Ekstraklasy między Legią Warszawa a Arką Gdynia ucieszył publiczność zgromadzoną na stadionie przy ulicy Łazienkowskie. Nie wszyscy jednak zgadzają się z decyzją sędziego głównego Mirosława Góreckiego.

Stadion przy ulicy Łazienkowskiej w Warszawie. 48. minuta meczu. Z przerwy nie zdążyli wrócić jeszcze wszyscy kibice, gdy nagle rozlega się gwizdek sędziego Mirosława Góreckiego z Katowic. Marcin Mięciel leży na murawie a Adrian Mrowie patrzy na arbitra głównego spotkania Legia - Arka ze zdziwieniem. Większość piłkarzy stojąca w polu karnym arki podbiega do pana Góreckiego, lecz ten ucieka przed nimi kierując się w stronę swojego asystenta, stojącego przy linii bocznej, z którym rozmawiają piłkarze Legii. Po krótkiej konsultacji sędzia Górecki wskazuje na jedenasty metr przed bramką. Bartosz Ława oraz kilku innych zawodników Arki tym razem biegną w stronę sędziego liniowego i z wściekłością próbują mu wyperswadować swoją wersję zdarzeń. Po chwili jednak Maciej Iwański pewnie wykorzystuje rzut karny i jest 1:0.

Sytuacja ta była jeszcze długo dyskutowana po spotkaniu. Najżywiej na wydarzenia boiskowe w tamtej sytuacji reagował Bartosz Ława, którego postanowiliśmy się spytać o jego spostrzeżenia. Rzut karny był bardzo kontrowersyjny. Sytuacja miała miejsce na pewno w polu karnym , ale tak jak wielu moich kolegów z drużyny uważam, że nie doszło do szczególnie mocnego kontaktu między piłkarzami i nie powinno być żadnego karnego. Adrian Mrowiec źle się zachował, bo kilku naszych obrońców stało tuż za nim i Mięcielem, dlatego tym bardziej szkoda tej sytuacji. - mówił kapitan gości niedzielnego meczu.

Z kolei Legioniści zupełnie inaczej ocenili tę sytuację. Po meczu rozmawiałem z kolegami w szatni i doszliśmy do wniosku, że należał nam się karny. Marcin był odwrócony tyłem do bramki, chciał podbiec kilka kroków, by móc strzelić a jedne z obrońców Arki przemówił go - mówił Tomasz Kiełbowicz.

Sam poszkodowany z 48. minuty poparł słowa lewego obrońcy stołecznego klubu. Karny był ewidentny! Nawet nie wiedziałem, że ktoś jest za mną stał. Miałem piłkę, chciałem ułożyć ją sobie do strzału a ktoś podstawił mi nogę, co spowodowało mój upadek. Nie miałem nawet zamiaru się przewracać. - powiedział po spotkaniu Marcin Mięciel.

Karny na pewno był kluczowy dla losów spotkania, jednak to, czy był podyktowany prawidłowo nie pozostaje rozstrzygnięte. Z jednej strony wydaje się, że silny piłkarz, jakim jest Mięciel nie powinien się tak łatwo przewrócić, jak to uczynił po starciu z Mrowcem. Jednak mimo tego, że wydawało się to dość sztuczne, to jednak na powtórkach widać było, że stopa Mięciel będąc nad ziemią została zablokowana przez nogę obrońcy Arki. Dla sędziego był to twardy orzech do zgryzienia, gdyż równie dobrze mógł by nie odgwizdać faulu, który nie był ewidentny.

Komentarze (0)