Rekordowy deficyt
Sytuacja na środku reprezentacyjnej defensywy wygląda obecnie naprawdę nieciekawie. Jedynie wspomniany Michał Żewłakow posiada odpowiednie obycie międzynarodowe i spore doświadczenie. Choć z formą ostatnio bywało różnie, to nikt nie kwestionuje jego przydatności do kadry. Warto również zauważyć, że Żewłakow jest obecnie jedynym polskim stoperem, który ma pewne miejsce w składzie silnego zagranicznego zespołu. W dodatku kapitan polskiej kadry znów miał okazję zaprezentować swe umiejętności w Lidze Mistrzów. Rywalizacja na co dzień ze znakomitymi napastnikami sprawia, że na tle kolegów z reprezentacyjnej defensywy, Żewłakow imponuje spokojem i rozwagą w grze. Obecnie w Polsce nie widać drugiego tak klasowego obrońcy. Uwagę na ten problem, zwrócił zresztą kilka tygodni temu Czesław Michniewicz. - Na chwilę obecną oprócz Żewłakowa nie widzę zawodników równie doświadczonych, którzy mogą reprezentować Polskę na tej pozycji podczas EURO 2012 - mówił wówczas były opiekun m.in. Lecha Poznań i Zagłębia Lubin. Reszta krajowych defensorów może pomarzyć nie tylko grze w Lidze Mistrzów, ale nawet w Lidze Europejskiej. Czołowe polskie kluby odpadają z europejskich rozgrywek bardzo szybko a o sile ich środka obrony, pod warunkiem, że są zdrowi, w większości przypadków stanowią obcokrajowcy. W Wiśle Kraków Marcelo, w Legii Warszawa Dickson Choto i Inaki Astiz a w Lechu Poznań Manuel Arboleda. Towarzyszy im dwójka mało perspektywicznych piłkarzy: Arkadiusz Głowacki i Bartosz Bosacki.
Młodzież idzie, dojść nie może
Bardzo długo trzeba było czekać aż swoje szanse w kadrze otrzyma nowa fala utalentowanych stoperów. Za takich uchodzą przede wszystkim Maciej Sadlok z Ruchu Chorzów, Kamil Glik z Piasta Gliwice oraz nieco starsi Adam Kokosza z włoskiego Empoli i Tomasz Jodłowiec z Polonii Warszawa. Ten ostatni był do kadry wprowadzany jeszcze przez Leo Beenhakkera. Nie zdołał jednak odpowiednio szybko zdobyć zaufania holenderskiego szkoleniowca. Podobnie zresztą wyglądała sytuacja z Kokoszką, który również dostawał szanse, by ostatecznie nie zagościć w kadrze na dłużej. Sadlok i Glik byli przez Beenhakkera całkowicie pomijani. Szansę dał im dopiero nowy selekcjoner Franciszek Smuda. W biało-czerwonych barwach udało się zadebiutować tylko Sadlokowi, jednak Smuda już zapowiedział, że i Glik na debiut nie będzie musiał długo czekać. Smuda będzie miał niebawem okazję, by przetestować nie tylko Glika, lecz także kilku innych kandydatów do gry w kadrze na pozycji środkowego obrońcy. Kadrowicze udadzą się w styczniu do Tajlandii na towarzyski turniej o Puchar Króla. Selekcjoner nie ma zresztą wielkiego wyboru bowiem starsi zawodnicy, są ostatnio zdecydowanie pod formą. O ile jeszcze w poprzednich latach wciąż prezentowali wysoki poziom, to w ostatnich miesiącach nękały ich urazy, bądź po prostu spuścili z tonu.
Gdyby byli, to by nie zbawili
Można wciąż ubolewać chociażby nad faktem, że reprezentacyjną karierę zakończył już Jacek Bąk. 96-krotny reprezentant Polski wciąż czynnie uprawia piłkę nożną, będąc piłkarzem Austrii Wiedeń. Austriacka Tipp3 Bundesliga do potęg nie należy, więc dosyć słaba postawa Bąka w rundzie jesiennej mówi sama za siebie. Polski stoper miewał mecze, w których był ostoją defensywy, lecz zbyt często jak na obrońcę tej klasy, przydarzały mu się spotkania ze sporą ilością kiksów. Polak najsłabiej wypadł w derbowym starciu z Rapidem, gdzie najpierw zaspał przy pierwszym golu dla rywala, by następnie, co również było konsekwencją błędu Polaka, otrzymać czerwoną kartkę i przyczynić się jednocześnie do utraty drugiej bramki. Ostatecznie Austria przegrała 1:4 a na głowę polskiego defensora posypały się gromy. Poprzedni sezon zresztą również nie był dla Bąka nad zwyczaj udany. Opinie o tym, że Bąk mógłby zbawić jeszcze polską kadrę w sytuacji niewątpliwego kryzysu, wydają się być zatem mocno przesadzone. Kadry nie zbawi również Arkadiusz Głowacki. Kapitan krakowskiej Wisły jest jednym z najlepszych obrońców ekstraklasy, jednak w kadrze, za krótkiej kadencji wspomnianego już Stefana Majewskiego, nic wielkiego nie pokazał. Stoper krakowian również najlepsze lata ma już dawno za sobą i powoływanie go do kadry raczej mija się z celem. Podobnie ma się zresztą sytuacja z Bartoszem Bosackim. Stoper Lecha Poznań poprzedni sezon miał bardzo udany, obecny już niekoniecznie. W reprezentacji pod koniec kadencji Leo Beenhakkera, również nie był mocnym punktem drużyny. Powoływanie "Bosego" do kadry, również staje się zatem bezcelowe.
Psycholog potrzebny od zaraz
Piłkarzom, którzy dobijają do drzwi kadry brakuje wciąż, jakiegokolwiek ogrania na arenie międzynarodowej. Nie można bowiem wielkim doświadczeniem określić nielicznych występów Kokoszki w barwach Empoli czy też uczestnictwa w rundach wstępnych Ligi Europejskiej z Polonią Warszawa w przypadku Jodłowca. O Sadloku i Gliku, którzy mają doświadczenie jedynie z polskiej ekstraklasy, nie wspominając. To poważny problem selekcjonera. Przez niespełna trzy lata, będzie on mieć do dyspozycji jedynie mecze towarzyskie. Choćby rywalami były największe światowe potęgi, wymienieni zawodnicy i tak nie zdołają zasmakować prawdziwej rywalizacji w kadrze o punkty. Turniej Mistrzostw Europy może więc być dla nich pierwszym zderzeniem z piłką na najwyższym poziomie. Zazwyczaj w takich sytuacjach gracze niedoświadczeni po prostu "pękają". Dlatego koniecznym wydaje się zatrudnienie w sztabie reprezentacji psychologa. Odpowiedni fachowiec w tej dziedzinie musi wpoić młodym zawodnikom, że są w stanie rywalizować jak równy z równym z czołowymi snajperami Starego Kontynentu. To rozwiązanie jest niemal koniecznie, gdyż nie ma się co oszukiwać, że do czasu polsko-ukraińskiego czempionatu, Polska dorobi się drugiego tak doświadczonego zawodnika na tej pozycji jak Żewłakow.