Zagłębie to drużyna środka tabeli - rozmowa z Markiem Bajorem, nowym trenerem KGHM Zagłębia Lubin

- Wydaje mi się, że jest to drużyna środka tabeli. Nie mamy zespołu, który mógłby walczyć o najwyższe cele w lidze - mówi w wywiadzie dla portalu SportoweFakty.pl Marek Bajor, nowy trener KGHM Zagłębia Lubin. - Potrzebujemy wzmocnień i ta drużyna na pewno będzie wzmocniona. Iloma zawodnikami? Tego nie wiem - dodaje.

Bartosz Zimkowski
Bartosz Zimkowski

Bartosz: Zimkowski: Oswoił się pan już z rolą pierwszego trenera Zagłębia Lubin?

Marek Bajor: - Czy ja wiem... Tę nominację dostałem, kiedy zakończyła się runda, więc można powiedzieć, że jeszcze przeżywam to. Z drugiej strony zaczynam się zastanawiać nad okresem przygotowawczym, założeniami, które będziemy wówczas realizowali. Po części się oswoiłem z tą myślą, a po części nie - bo wiadomo, że idą święta i czas mój pracy zacznie się dopiero 12 stycznia. Wówczas spotkam się z drużyną i zaczniemy przygotowania do rundy rewanżowej.

Kiedy pojawiły się pierwsze sygnały, że może pan zostać trener lubinian?

- Po nominacji na selekcjonera Franciszka Smudy. Wówczas zaczął ruszać temat mówiąc że: "może czasami ty byś wziął ten zespół, pasowałoby żebyś go przejął, żeby drużyna dalej szła w tym kierunku, w którym ją ustawiliśmy". Po dwóch tygodniach od tej nominacji trener Smuda zaczął coraz więcej mówić na ten temat i zachęcać, żebym przyjął zespół.

Jak pan reagował? Podobno nie był pan początkowo zachwycony...

- Na początku to było dla mnie zaskoczenie, że trener Smuda widzi we mnie człowieka, który może przejąć ten zespół. Początkowo traktowałem to z przymrużeniem oka, ponieważ nie wierzyłem do końca czy mówi poważnie na te tematy. Dopiero z czasem zacząłem wierzyć, kiedy coraz częściej przewijało się to w naszych rozmowach. Wówczas zacząłem się głębiej zastanawiać, czy to naprawdę ja jestem u trenera Smudy kandydatem do przejęcia zespołu. Słuchałem innych osób ze sztabu szkoleniowego, bo nasi współpracownicy powtarzali mi, że fajnie byłoby, gdybym przejął zespół, a oni pomogliby mi w pracy. Też zaczęli nakręcać mnie, opowiadać, że trzeba zakasać rękawy i podjąć się tej pracy.

Przechodząc do Zagłębia. Pana zdaniem, na które miejsce stać obecną kadrę Zagłębia?

- Wydaje mi się, że jest to drużyna środka tabeli. Nie mamy zespołu, który mógłby walczyć o najwyższe cele w lidze. Trzeba jeszcze nad nim popracować, wprowadzić kilka korekt. Na chwilę obecną to środek tabeli jest optymalny. Gdyby nie kontrowersje w niektórych meczach, to pewnie te miejsce mielibyśmy.

Odeszli: Kolendowicz, Świerczewski, Caiado, Ekwueme jest tylko wypożyczony, Dariusz Jackiewicz ma swoje lata - krucho wygląda linia pomocy Zagłębia.

- Zdajemy sobie z tego sprawę. Powoli to będzie się jednak normować. Wiadomo, że od ręki nie da się wszystkiego zrobić. Potrzebujemy wzmocnień i ta drużyna na pewno będzie wzmocniona. Iloma zawodnikami? Tego nie wiem.

Kiedy możemy spodziewać się pierwszych transferów?

- Myślę, że na początku stycznia. Kiedy zaczniemy przygotowania, to większość zawodników będzie już w zespole - ci, z którymi teraz negocjujemy. Zdaję sobie jednak sprawę, ze nie będą to wszyscy.

Listę życzeń układał pan czy Franciszek Smuda? Smuda mówił już po meczu ze Śląskiem, że stworzył taką listę.

- Wspólnie z trenerem Smudą układaliśmy tę listę. Wcześniej się do tego przygotowywaliśmy i mam na myśli także plan zgrupowań, gdyż nawet gdybym ja tego nie przejął to chcieliśmy komuś zostawić coś przygotowane, żeby nie zastał niczego. Wspólnie to ustaliliśmy - plan zgrupowań i oto co pan pytał - transfery także.

Czytałem taką opinię, że jest pan za grzeczny, mówiąc kolokwialnie nie ma pan "jaj". Zgadza się pan z tym?

- Różnie to można odbierać. Staram się być normalnym człowiekiem. Jednym to może przeszkadzać, drugim nie - różnie to można interpretować, odbierać. Inni są spokojni na ławce. Przykład? Orest Lenczyk. Stoi przy niej. Nikt mu nie robi wyrzutów, że wysyła swojego asystenta, aby dyrygował zespołem. Inni trenerzy reagują bardzo emocjonalnie - przykład Smudy, który krzyczy przy ławce, żyje na niej. Ja staram się być po prostu normalnym człowiekiem. Nie jest jednak powiedziane, że się nie zmienię (śmiech).

Ale z drugiej strony powiedział pan na konferencji prasowej, że Smuda zrobił kilka błędów. Może nie wprost, ale tak to właśnie zabrzmiało...

- Może nie chodziło o błędy. Ja sobie zapisałem rzeczy, które inaczej bym zrobił. Na przykład jednostka treningowa. Trener Smuda zrobił ją tak, ja sobie ją zanotowałem, że zrobiłbym inaczej. Nie mówiłem ogólnie o jego pracy - nie miałem do niej zastrzeżeń. Sam mi trener Smuda mówił: "słuchaj, ty patrz na to, ale pamiętaj, że to ty później będziesz poprawiał moje błędy, jak będziesz samodzielnie pracował". Dlatego sobie zaznaczałem, co bym zmienił w jednostce treningowej czy mikrocyklu treningowym. To, że miałem swoje spostrzeżenia, to nie uważam, aby trener odebrał to źle. Tak samo byłoby jakby pan przyszedłby do mnie na zajęcia i powiedział, że zrobiłby pan to inaczej. Tak samo ja postępowałem zapisując sobie swoje przemyślenia.

Trener Smuda wypowiada się w taki sposób, jakby to on nadal prowadził Zagłębie: "wygramy", "utrzymamy się", "wzmocnimy się". Z pana perspektywy też tak to wygląda?

- Na konferencji prasowej jasno zaznaczył, że jemu na sercu leży dobro tego klubu i on do końca będzie pomagał. Może nie będzie tak blisko, ale kazał mi dzwonić do siebie, jeśli będę potrzebował rady. Przejęliśmy ten zespół razem - w trudnym dla niego okresie. Chcielibyśmy, żeby ta praca rozpoczęta przez nas była kontynuowana i żeby to zadanie postawione przed nami, a teraz przede mną, zostało wykonane. Dlatego stąd pojawiają się takie wypowiedzi ze strony trenera Smudy. Bo tak jak sam mówi: leży mu na sercu dobro Zagłębia.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×