Zagłębie miało jasno sprecyzowany plan: wygrać i mieć spokój. I udało się go zrealizować. W dodatku względnie łatwo, bo jednak Widzew nie zawiesił poprzeczki zbyt wysoko.
Od pierwszych minut gospodarze mieli wyraźną przewagę, choć po kwadransie można było się zastanawiać, czy to na pewno mecz piłki nożnej, a nie np. jakaś odmiana sztuk walki. Był uraz barku Jakuba Sypka, rozbita głowa Marka Hanouska i poważna kontuzja Juana Ibizy, który już po kilku minutach musiał opuścić boisko i udał się do karetki.
Widzew fatalnie wszedł w to spotkanie, dał się zepchnąć do defensywy i nawet można zaryzykować stwierdzenie, że prosił się o gola. Zagłębie to wykorzystało i po świetnym dośrodkowaniu Marcela Reguły bramkę w stylu Zlatana Ibrahimovicia zdobył Tomasz Pieńko.
Wprawdzie pięć minut później nastąpiła konsternacja, bo Mateusz Żyro zgubił krycie po dośrodkowaniu z rzutu rożnego i nieoczekiwanie doprowadził do wyrównania, ale jeszcze przed przerwą lubinianie wrócili na prowadzenie. Też po rzucie rożnym i też korzystając na koszmarnej grze w obronie przeciwnika. Z trzeciego gola w sezonie cieszył się Igor Orlikowski (zresztą, sekundy wcześniej w poprzeczkę strzelił Michał Nalepa).
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Nagranie cudownego gola podbija świat. Strzelono go w Polsce
Wynik mógł być inny, gdyby Widzew miał w tym meczu bramkarza. A nie miał. To znaczy między słupkami niby stał Rafał Gikiewicz, ale przy obu straconych golach myślami był chyba gdzie indziej. Delikatnie mówiąc: nie pomógł, nie wykonał żadnej interwencji.
Po przerwie łodzianie mieli optyczną przewagę, w zasadzie nie schodzili z połowy przeciwnika, natomiast trudno powiedzieć, by cokolwiek z tego wynikało. Nawet jeśli udawało się dojść do sytuacji strzeleckiej, to stojący w bramce Zagłębia Jasmin Burić nie miał zbyt wiele pracy.
Trener Leszek Ojrzyński miał jasny plan: przetrwać do ostatniego gwizdka. Nie było prób wyjścia z jakimś kontratakiem, tylko obrona dostępu do własnej bramki. Udało się. A że widowisko na tym ucierpiało? To raczej nikogo w Lubinie nie obchodzi. Widzew może mieć pretensje wyłącznie do siebie, bo stracił bramki po prostych błędach w obronie, a z przodu był totalnie bezzębny. Gdyby mecz trwał jeszcze pół godziny lub więcej, to Widzew i tak mógłby mieć problemy ze strzeleniem kolejnego gola.
Najgroźniejsza sytuacja miała miejsce w czwartej minucie doliczonego czasu, gdy z osiemnastu metrów strzelał Juljan Shehu, ale ofiarnie zablokował go głową Michał Nalepa.
KGHM Zagłębie Lubin - Widzew Łódź 2:1 (2:1)
1:0 Tomasz Pieńko 27'
1:1 Mateusz Żyro 32'
2:1 Igor Orlikowski 43'
Składy:
Zagłębie: Jasmin Burić - Igor Orlikowski, Aleks Ławniczak, Michał Nalepa, Josip Corluka - Kajetan Szmyt (88' Adam Radwański), Damian Dąbrowski, Jakub Kolan, Marcel Reguła (61' Rafał Adamski), Tomasz Pieńko (90+2' Bartłomiej Kłudka) - Dawid Kurminowski (61' Arkadiusz Woźniak).
Widzew: Rafał Gikiewicz - Marcel Krajewski, Mateusz Żyro, Juan Ibiza (9' Paweł Kwiatkowski), Samuel Kozlovsky (62' Peter Therkildsen) - Jakub Sypek (46' Kamil Cybulski), Szymon Czyż, Marek Hanousek (78' Luis Silva), Juljan Shehu, Lubomir Tupta (78' Sebastian Kerk) - Hubert Sobol.
Sędzia: Marcin Kochanek (Opole).