To jeszcze nie koniec. "Świat czegoś takiego nie widział" (OPINIA)

Getty Images / Na zdjęciu: Wojciech Szczęsny i Robert Lewandowski
Getty Images / Na zdjęciu: Wojciech Szczęsny i Robert Lewandowski

Ponowne spotkanie Hansiego Flicka i Roberta Lewandowskiego to najlepszy sequel z Polakiem w roli głównej od czasu "Kiler-ów 2-ch". A Wojciech Szczęsny jako pierwszy w historii po zakończeniu kariery... rozegrał najlepszy sezon w karierze.

Hansi Flick przejął po Xavim Barcelonę pokiereszowaną i rozklekotaną. Niemiec nie musiał jednak inwestować majątku w nowe części - kluczem do sukcesu była restauracja tych zastanych, dobranie jednej "używki" i umieszczenie ich w odpowiednich miejscach, zmiana przełożeń. Inżynier Flick szybko skonstruował istny buldożer do demolowania rywali.

Ważnymi trybami jego maszyny byli Robert Lewandowski i Wojciech Szczęsny. Gdy o tej rodzącej się na naszych oczach wielkiej Barcelonie będziemy opowiadać wnukom, ich nazwiska będą wymieniane jednym tchem obok konstruktora Flicka oraz Raphinhi, Pedriego, Lamine'a Yamala, Pau Cubarsiego czy Inigo Martineza.

Co za czasy nadeszły, że w klubie, który przez dekady był niedostępny dla Polaków, mamy teraz dwóch naszych piłkarzy. I to z jakim statusem! Jeden został ściągnięty, by wypełnić w sercach fanów pustkę po Leo Messim i tchnąć w nich nadzieję na lepsze jutro. A drugi wystąpił w roli strażaka, który rzucił wszystko, by ratować Dumę Katalonii. Trudno w to uwierzyć.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Ależ to był gol! Można oglądać i oglądać

Ale o wkładzie Polaków w narodziny Barcelony Flicka będą mówić nie tylko nad Wisłą. To wspaniała historia nie tylko z naszej perspektywy. "Lewy" z 42 golami był najlepszym strzelcem zespołu. Szczęsny wszedł do bramki w czasie kryzysu drużyny w La Lidze i z nim między słupkami Barca rozpoczęła triumfalny marsz na szczyt. Ligowy bilans Szczęsnego to 14-1-0. Talizman.

Wskrzeszenie potwora

Lewandowski i Szczęsny piszą piękną wspólną historię z Barceloną, ale ich wątki też są fascynujące. Rok temu wydawało się, że "Lewy" płynie już na drugą stronę rzeki. Sezon do sezonu jego dorobek stopniał o 28 procent, a Xavi nie widział dla niego miejsca w drużynie.

Pogłoski o jego piłkarskim końcu okazały się jednak mocno przesadzone. W wieku 36 lat przeżył drugą młodość. Strzelił 62 procent goli więcej niż w poprzednim sezonie. To renesans formy, jakiego świat futbolu na najwyższym poziomie nie widział. Wejść na szczyt jest trudno, utrzymać się na nim jeszcze trudniej, ale spaść z niego i wrócić w takim stylu? To nie udało się nikomu. Aż do teraz.

Jeśli ktoś schodził ze szczytu, to szlak prowadził tylko w jedną stronę. Tymczasem "Lewy" spotkał na nim Flicka i wykonał spektakularny zwrot. I to wszystko w wieku, w którym inni najwięksi napastnicy swój najlepszy czas mieli dawno za sobą albo w ogóle byli już na emeryturze. Fenomen.

Spodziewaliśmy, że Lewandowski będzie największym beneficjentem zatrudnienia Flicka. Z jego pomocą w Bayernie "Lewy" dotknął nieba. Rzeczywistość przerosła jednak najśmielsze oczekiwania. Dr Flickenstein przywrócił do żywych "potwora", którego stworzył w Monachium.

Wybił mu to z głowy

Barcelona 2024/25 to nie Bayern 2019/20, a i Lewandowski był na innym etapie kariery niż wtedy, gdy spotkali się pierwszy raz, ale Flick udowodnił, że ma klucz do "Lewego". Zbudował ekosystem, w którym usychający w schyłkowym okresie kadencji Xaviego napastnik mógł rozkwitnąć na nowo.

Zdjął z niego obowiązek udziału w budowaniu akcji i lżejszy o ten ciężar 36-latek nie zawodził w decydujących momentach. Flick nie próbował wymyślić koła na nowo. Skoro dostał napastnika, którego największym atutem jest skuteczność, to wyeksponował jego zalety i ukrył wady.

Pod wodzą Xaviego, zwłaszcza w drugim sezonie (2023/24), Lewandowski miał być nie tylko środkowym napastnikiem, ale też rozgrywającym, kreatorem. Grać jako "9,5". Był rozbiegany, brakowało go w polu karnym, choć poza nim radził sobie przeciętnie. Flick wybił mu to z głowy i wstawił go z powrotem w "16".

W porządku, były mecze, w których Lewandowski wyglądał jak ciało obce w zespole i gole były jedynym usprawiedliwieniem jego obecności na boisku. Bolesna prawda jest taka, że 36-latek poza trafieniami nie miał wiele do zaoferowania drużynie, ale też Flick niczego więcej od niego nie oczekiwał. Rozliczał go głównie z tego, co wpadało do sieci.

W tym kontekście 42 gole mówią same za siebie. Biorąc pod uwagę najlepsze ligi Europy, czyli angielską, francuską, hiszpańską, niemiecką i włoską, okazalszym dorobkiem może się pochwalić tylko Kylian Mbappe (43). A przecież "Lewy" na finiszu sezonu nie strzelił gola przez 46 dni. To tylko pokazuje, z jaką nadwyżką strzelał wcześniej.

Oferta nie do odrzucenia

Wkład Lewandowskiego w sukces Barcelony nie polegał jednak tylko na tym. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że bez jego udziału do zespołu nie dołączyłby Szczęsny. To on jako pierwszy skontaktował się ze swoim przyjacielem po kontuzji Marca-Andre ter Stegena.

Amazon skończył już zdjęcia do filmu o polskim bramkarzu, ale życie napisało epilog, jakiego nie wymyśliliby scenarzyści z najbujniejszą wyobraźnią. Przecież Szczęsny miesiąc po zakończeniu kariery wznowił ją, by wjechać do Barcelony na białym koniu.

Do zakończenia kariery został zmuszony przez okoliczności. Padł ofiarą specyficznego rynku pracy. Po nieeleganckim potraktowaniu przez Juventus nie mógł znaleźć nowego zespołu. Wszystkie kluby z najwyższej półki bramki miały obsadzone, a poziom niżej schodzić nie chciał i nie musiał.

Angaż w Barcelonie był jednak wyzwaniem na miarę jego ambicji. Nie mógł odmówić. Tu zgadzało się wszystko. Sportowe zadanie, jakim było zastąpienie ter Stegena. Zaprogramowany na sukces trener. Gigantyczny klub z wielkimi aspiracjami. W pakiet weszły wspaniałe miejsce do życia i gra z przyjacielem w jednym zespole. I nasycenie talentów, z jakim nie spotkał się nigdzie wcześniej.

Polskie piekiełko

Kończąc karierę i od razu ją wznawiając, przeżył swój własny pogrzeb. Czego się dowiedział? Że ze świata futbolu odszedł zbyt szybko. Los dał mu szansę na powrót, ale to już nie wszystkim się spodobało. Polskie piekiełko chciało go pochłonąć.

Jan Tomaszewski zarzucił mu, że zrobił z "gęby cholewę". - Jak on śmiał wznowić karierę, choć ją zakończył? - pytał. I zarzucał to Szczęsnemu człowiek powszechnie znany jest z tego, że sam zmienia zdanie częściej niż rękawice bramkarskie.

W podobnym duchu, choć z większą ogładą, wypowiedział się Jerzy Dudek. Nazwał decyzję Szczęsnego "zaskakującą i niepoważną". Niepoważne i desperackie to było wznawianie kariery po dwóch latach, by rozegrać 60. mecz w reprezentacji Polski. Pożegnalny, ale też będący przepustką do Klubu Wybitnego Reprezentanta.

Na szczęście, Szczęsny zrobił z "gęby cholewę", nie uniósł się honorem i nie został zakładnikiem własnych słów. Dzięki temu stał się pierwszym piłkarzem w historii, który po zakończeniu kariery... rozegrał sezon życia. Już w poprzednim był najlepszą wersją siebie, ale w Barcelonie przeżył jeszcze lepszy czas.

Nie był to najlepszy powrót z emerytury w historii sportów drużynowych, bo Michaelowi Jordanowi trudno będzie dorównać komukolwiek, ale świat futbol czegoś takiego jeszcze nie widział. Żaden piłkarz nie wracał z emerytury w takim stylu, by grać w takim klubie, na takim poziomie i w taki sposób.

Szczęsny 2.0

Na szansę czekał jednak długo, bo trzy miesiące. Flick nie mógł wstawić go do bramki prosto znad basenu. Pena nie dawał mu powodów do zmiany. Potem jednak wszystko potoczyło się naturalnie: Szczęsny dostał szansę w Pucharze Króla, a Pena dostarczył trenerowi pretekst, gdy przed półfinałem Superpucharu Hiszpanii spóźnił się na odprawę.

Szczęsny - jak na bramkarza przystało - chwycił szansę mocno obiema dłońmi. Pomogła mu niefrasobliwość kolegi, ale ta historia musiała mieć taki finał. Nie po to wznawiał karierę, by zamienić leżak w Marbelli na ławkę rezerwowych. Już z Athletikiem zagrał tak, że Pena mógł dzwonić do agenta, by ten szukał mu klubu.

To był moment zwrotny w przygodzie Szczęsnego z Barceloną. Flick zobaczył, że Polak - mimo 34 lat na karku - potrafi dostosować się do zupełnie nowego dla siebie stylu gry i realizuje jego założenia. To było dla niego najważniejsze. W takiej sytuacji wybaczał mu błędy na przedpolu, bo ryzyko ich popełnienia jest wliczone w ten sposób gry.

Dla Szczęsnego przystosowanie się do stylu Barcelony było rewolucją. Stał się w Barcelonie Szczęsnym 2.0. Łatwość z jaką zaadaptował się do nowej dla siebie rzeczywistości, tylko potwierdziła jego klasę sportową i inteligencję. Podobnie jak to, jak cierpliwie czekał na swój czas.

Na Flicku wrażenie musiało też robić zachowanie Szczęsnego w czasie meczów. Emanował spokojem, a tego od swojego bramkarza potrzebuje każdy zespół. Szczególnie tak młody i niedoświadczony jak ta Barcelona. Pena i nawet ter Stegen tego nie gwarantowali.

Szczęsny, nawet jeśli popełnił błąd, to szybko rozładowywał napięcie. Nie podłączał kolegów do prądu. Nie dopuszczał do efektu domina. Robił swoje i nikogo nie obwiniał. W trudnych momentach dawał drużynie potrzebny jej spokój. Budował kolegów. To było bezcenne.

Zejść ze sceny niepokonanym?

34-latek sprawdził się w Barcelonie, a Barcelona go pokochała z całym pakietem. Czemu ta misja ratunkowa nie miałaby się zamienić w dłuższą przygodę? Jestem przekonany o tym, że to jeszcze nie koniec, a wypowiedzi Szczęsnego to kokieteria.

Trafił do Barcelony w idealnym momencie. Jako sportowiec spełniony i dojrzały mężczyzna, który nic już nie musiał, a który mógł wszystko. Skoro poradził sobie z Alissonem i Buffonem, to czemu miałby nie wygrać rywalizacji z ter Stegenem po przejściach?

Jedynym argumentem za tym, by nie przedłużył kontraktu z Barceloną, mogłaby być chęć "zejścia ze sceny niepokonanym". Ale taka "dezercja" to nie w jego stylu. To nie jest facet, który boi się wyzwań. Gdyby tak było, 18 lat temu nie wyjechałby z Warszawy do Londynu i dziś nie miałbym okazji pisać tych słów.

Maciej Kmita, dziennikarz WP SportoweFakty

Komentarze (61)
avatar
bp512
26.05.2025
Zgłoś do moderacji
15
0
Odpowiedz
jak zwykle chłopcy z piaskownicy ścigają się w wyzwiskach , a cóż innego zostało tym przegrywom 
avatar
Pokuśnik
26.05.2025
Zgłoś do moderacji
4
2
Odpowiedz
Nad artykulikami redaCHtora Kmity spuszczamy zasłone milczenia. 
avatar
Trzygrosz54
26.05.2025
Zgłoś do moderacji
13
3
Odpowiedz
Żeby dyscyplina sportowa wyrosła na poziom choćby zbliżony do światowego ,to potrzeba dobrej piramidy od najmniejszych miasteczek począwszy,pozytywnej selekcji młodych zawodników ,traktowanie s Czytaj całość
avatar
Andrzej Sroka
26.05.2025
Zgłoś do moderacji
31
7
Odpowiedz
Robert to wielka duma nie tylko Katalonii ale i nasza !!!!! I co drewniaki ? Weźcie się utopcie w tej waszej nienawiści .... 
avatar
Richard Varga Gattling
26.05.2025
Zgłoś do moderacji
17
2
Odpowiedz
Robert Lewandowski to duma Katalonii 
Zgłoś nielegalne treści