Wysoka porażka Lecha Poznań z KRC Genk 1:5 w meczu IV rundy eliminacji Ligi Europy najprawdopodobniej przekreśliła szanse poznaniaków na awans do fazy zasadniczej tych rozgrywek. "Kolejorza" było stać dziś jedynie na trafienie Filipa Jagiełły - poza tą sytuacją, lechici musieli uznać wyższość Belgów.
- Lech nie był dzisiaj najlepszy, nie zagrał na swoim poziomie. Mają swoje problemy kadrowe i wiedzieliśmy o tym. Cieszymy się, że zagraliśmy tak dobry mecz przeciwko mistrzom Polski - mówił na pomeczowej konferencji trener Genku, Thorsten Fink.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Cristiano Ronaldo ciągle to ma. Ale przymierzył!
Niemiecki szkoleniowiec mógł być zadowolony z tego, jak wyglądał jego zespół. Piłkarze z Belgii nie pozostawili większych złudzeń zawodnikom Lecha i zasłużenie wygrali czterema bramkami. A mogli osiągnąć jeszcze lepszy rezultat. Co było kluczem do sukcesu?
- Mieliśmy wysokie posiadanie piłki, dobrze wykorzystywaliśmy czas, gdy mieliśmy ją przy nodze. Byliśmy też efektywni. Każdy z moich ofensywnych zawodników spisał się bardzo dobrze. Jesteśmy w miejscu, w którym chcemy być - stwierdził Fink.
Jedną z zaskakujących decyzji w składzie Genku było postawienie na Patrika Hrosovsky'ego w miejsce 17-letniego Konstantinosa Karetsasa. 33-letni Słowak odpłacił się trenerowi za zaufanie, zdobywając dwie bramki w czwartkowy wieczór.
- Decyzja o wystawieniu Hrosovsky'ego była spowodowana jego umiejętną grą między liniami. Ponadto jest bardziej doświadczony niż Karetsas. Patrik zagrał dobry mecz i zasłużył na dwa gole, które strzelił. W przyszłych spotkaniach oczywiście obaj będą brani pod uwagę - skomentował szkoleniowiec Genku.
Mimo wysokiej wygranej, Fink tonuje nastroje. 57-latek stwierdził, że w piłce nożnej nie ma straty nie do odrobienia i do przyszłotygodniowego rewanżu zarówno on, jak i jego zawodnicy podejdą z chęcią zwycięstwa.
- Wynik 5:1 wygląda na komfortową sytuację przed rewanżem, ale już zbyt wiele widziałem jako trener i jeszcze wszystko może się wydarzyć. Chcemy wygrać zarówno mecz ligowy, jak i drugie spotkanie przeciwko Lechowi - zakończył trener gości.
Dominik Stachowiak, dziennikarz WP SportoweFakty