Jan Urban prowadzi reprezentację Polski od lipca, ale pierwszy kontakt z drużyną narodową jako szkoleniowiec miał już kilkanaście lat temu. Gdy prowadził Legię Warszawa, dołączył do sztabu Leo Beenhakkera przed Euro 2008. Prawą ręką Holendra był wówczas Bogusław Kaczmarek.
- Leo miał oko do ludzi. Pamiętał Urbana z ligi hiszpańskiej, poznał go, uważał za pozytywną postać i trenera, który może wnieść sporo jakości do reprezentacji. Szkoda, że on i Nawałka nie dostali szansy poprowadzenia reprezentacji Polski od razu po Beenhakkerze, bo być może nasz futbol byłby w innym miejscu - mówi nam "Bobo".
Dariusz Tuzimek, WP SportoweFakty: Od 1979 roku reprezentacja Polski nie wygrała z Holandią. Przez te niemal pół wieku kolejne pokolenia naszych piłkarzy były bezradne, nawet remisy uznawaliśmy za sukces. Naprawdę dzieli nas od Holendrów aż taka przepaść?
Bogusław Kaczmarek, były trener m.in. Groclinu Grodzisk Wlkp., Lechii Gdańsk, Górnika Łęczna czy Polonii Warszawa, asystent Leo Beenhakkera w reprezentacji Polski (2006-2008): Kiedy u nich taktyka piłkarska była już na najwyższym poziomie, u nas to wszystko dopiero raczkowało. Myśmy mogli się od nich uczyć, podglądać czy kopiować, choć nie bardzo był wtedy do tego dostęp. Ja byłem zakochany w Johanie Cruyffie i w ogóle w holenderskiej myśli szkoleniowej.
ZOBACZ WIDEO: Bramkarz popisał się kapitalnym trafieniem w Argentynie
Był rok chyba 1990, kiedy w swoją wielką torbę hokejową spakowałem trochę naszego narodowego trunku na prezenty i pojechałem do Rotterdamu, żeby tego ich futbolu dotknąć, żeby poznać go z pierwszej ręki. Mieszkałem kątem u kolegi. Poprosiłem wtedy Włodka Smolarka, który już wówczas przeszedł z Feyenoordu do Utrechtu, żeby mnie do klubu z Rotterdamu jakoś wprowadził. A Smolarkowi nadal tam kłaniano się w pas za zasługi dla Feyenoordu. Był bardzo szanowany. I Włodek mnie zapoznał najpierw z jednym trenerem, później z drugim, później z jeszcze kolejnym. Pozwolili mi się przyglądać ich treningom, czasem coś pokazali, wytłumaczyli. To był dla mnie kosmos! Myśmy byli z naszym futbolem jeszcze w innym świecie. To była przepaść.
Taka przepaść, której nie sposób zasypać w jedno czy dwa pokolenia piłkarskie. Dzisiaj mamy już piękne stadiony, którymi się szczycimy, ale przecież dobrych boisk do treningów do niedawna brakowało nawet w Ekstraklasie. Przecież gdy Leo Beenhakker powiedział, że przygotowane na trening reprezentacji boisko na AWF w Warszawie jest takiej jakości, że on bałby się tam nawet psa wyprowadzić, to wybuchło powszechne oburzenie. Działacze PZPN poczuli się obrażeni, a przecież Leo chciał tylko im pokazać, że bez podstawowych standardów nie zrobimy kroku w przód z reprezentacją. Że ona musi mieć warunki: boiska, odnowę, opiekę medyczną, suplementację i wiele innych rzeczy.
Dziś każdy to rozumie, ale te 20 lat temu patrzono na Beenhakkera, jakby przyleciał z Marsa. Dlatego, jeśli pan pyta o przepaść między nami a Holendrami, to ja się nie dziwię, że jest ona tak wielka. Ja przy każdej okazji do tej Holandii wracałem, chłonąłem ich futbol, poznawałem trenerów m.in. właśnie Beenhakkera. Ale mało kto miał okazję takiego bezpośredniego kontaktu z zachodnią myślą szkoleniową.
Ale piękno futbolu polega na tym, że tę naszą wątłą reprezentację - mentalnie rozbitą po porażce 1:3 w Helsinkach - Jan Urban jakoś poskładał i zremisowaliśmy z Holendrami w Rotterdamie 1:1.
Bądźmy szczerzy, było w tym trochę szczęścia. Ale oczywiście szczęściu trzeba pomóc i Jasiu Urban, którego znam od wielu lat, potrafił skoncentrować drużynę na zadaniu. Chwała mu za to. Nie miałem wątpliwości, że jeśli w Polsce ktoś to potrafi, to jest to właśnie Urban. To człowiek szczery, dużej klasy, bardzo inteligentny. Proszę sobie zadać pytanie: czy Lewandowski wróciłby do reprezentacji, jeśli po Probierzu przejąłby kadrę ktoś do niego podobny? No właśnie!
A Urban zawsze miał to, charakterystyczne dla niego, pozytywne podejście do świata. To się czuje i piłkarze też to czują. Poza tym Jasiu grał na poważnym poziomie w piłkę, strzelił trzy gole Realowi Madryt na Santiago Bernabeu - zawodnicy mają świadomość, że on wie, o czym do nich mówi. To bardzo ważne, żeby wierzyć trenerowi, mieć zaufanie do jego warsztatu. Myślę, że dzisiaj w reprezentacji tak właśnie jest.
Urban zawsze był taki? Pracowaliście razem w reprezentacji w czasach Beenhakkera, gdy Urban, wówczas już trener Legii, dołączył do was na sam turniej Euro 2008. To dość nietypowe, że trener ligowy w przerwie w rozgrywkach jedzie na mistrzostwa jako członek sztabu.
Leo miał oko do ludzi. Był bardzo wybredny, jeśli chodzi o współpracowników. Kiedy przedstawiano mu kandydatów do jego sztabu, to kilku odrzucił. Padały propozycje m.in. Stefana Majewskiego, Władysława Żmudy czy Darka Kubickiego, ale Leo je odrzucał. Z Polaków na początku byliśmy w sztabie tylko we dwóch: ja i Darek Dziekanowski. Później dołączył też Adam Nawałka i na czas Euro właśnie Urban. Beenhakker wiedział już wtedy, kto to jest. Pamiętał go z ligi hiszpańskiej, poznał go, uważał za pozytywną postać i trenera, który może wnieść sporo jakości do reprezentacji.
Jakie było zadanie Urbana w kadrze Beenhakkera?
Odpowiadał razem ze mną za analizę w czasie meczów. Siadaliśmy w czasie spotkania wysoko na trybunach, by mieć inną perspektywę niż sztab przy linii i obserwowaliśmy zarówno rozwiązania taktyczne rywala, jak i to, co się dzieje w naszej drużynie. Gdzie trzeba coś zmienić, w której strefie jest potrzebne wsparcie itd.
Musieliśmy już pięć minut przed przerwą zejść do tunelu, by selekcjoner już w drodze do szatni dostał nasze wnioski, by mógł w rozmowie z drużyną zareagować. Wiem, że Leo cenił sobie uwagi Urbana i w nim oraz Nawałce widział swoich bezpośrednich następców. Szkoda, że obaj nie dostali szansy poprowadzenia reprezentacji Polski od razu po Beenhakkerze, bo być może nasz futbol byłby w innym miejscu. Nawałka musiał poczekać na swoją szansę aż pięć kolejnych lat, a Urban ponad piętnaście! Szkoda, że nie było tej kontynuacji myśli holenderskiej w naszej kadrze, zmarnowaliśmy mnóstwo czasu i kilka pokoleń zdolnych piłkarzy.
Swoje typy znajdziesz w Panelu Kibica
Wiem od piłkarzy, że w czasie Euro 2008, po treningach, graliście mecze w ulubioną grę Jana Urbana - siatkonogę, gdy naprzeciwko reprezentantów stawał sztab kadry. Podobno wy, trenerzy, potrafiliście nawet wygrywać z reprezentantami! To prawda?
No wie pan, mieliśmy niezłą pakę! Grało się na małym korcie, trzech na trzech. Myśmy mieli taką trójkę: Urban, Dziekanowski i moja skromna osoba. O technicznych umiejętnościach Darka nie muszę nikogo przekonywać, prawda? Jasiu Urban zawsze fantastycznie grał głową, więc na małym placu walił z "dyni" takie smecze, że nie było co zbierać. A że mnie, mimo już wtedy słusznego wieku, też piłka nie przeszkadzała, zdarzało się złupić kadrowiczów. Nasze mecze były tak zacięte, jakbyśmy grali o mistrzostwo świata. Pamiętam, że jeden z piłkarzy tak się wpakował w siatkę, że trudno nam było go z niej wyplątać. Było trochę śmiechu, trochę żartów, trochę budowania atmosfery. Jasiu Urban to naprawdę potrafi, łapie z zawodnikami świetny kontakt. On rozumie szatnię, a szatnia rozumie jego.
Czego się powinniśmy spodziewać w piątkowym starciu na Narodowym?
Mecz z Holandią jest ważny, ale na tym spotkaniu świat się nie kończy. Patrzmy na to, czy reprezentacja się rozwija, czy idzie do przodu. Urbanowi udało się ugasić pożar, jaki wybuchł po porażce w Helsinkach. Opanował ten rozgardiasz i bałagan. Niestety, najtrudniejsze dopiero przed nim. Ta drużyna musi okrzepnąć, musi mieć swój pomysł, styl i powtarzalność. W barażach czeka nas ogromne wyzwanie, ale wierzę w zmysł trenerski i pozytywną energię Jasia Urbana.
rozmawiał Dariusz Tuzimek, WP SportoweFakty
Mecz 7. kolejki el. MŚ 2026 Polska - Holandia w piątek o godz. 20:45. Transmisja w TVP 1, dostępnym także na Pilot WP, i TVP Sport. Relacja tekstowa NA ŻYWO w WP SportoweFakty.