Była piąta minuta doliczonego czasu gry, gdy Damian Jaroń wykorzystał rzut karny i doprowadził do remisu w meczu Pogoni Grodzisk Mazowiecki ze Śląskiem Wrocław.
"Jedenastka" została podyktowana po faulu Mariusza Malca na Rafale Adamskim. Tak orzekł sędziujący spotkanie Bartosz Frankowski, który wrócił na poziom centralny po tym, jak był odsunięty po skandalu w rywalizacji Górnika Zabrze z Jagiellonią Białystok.
Wrócił i znów jest o nim głośno. - Zasłużyliśmy na więcej niż punkt, ale cztery osoby temu zapobiegły, ponieważ to one chciały być głównymi postaciami na boisku. Jest mi trudno podsumować to spotkanie, bo byliśmy znacznie lepsi od rywali - mówił zdenerwowany trener Śląska Ante Simundza na konferencji prasowej.
- To klarowna sytuacja. Dla mnie to nie jest rzut karny. Jeśli to jest rzut karny, to każdy kontakt powinien kończyć się rzutek karnym - mówił Simundza.
ZOBACZ WIDEO: "Spróbujcie go powstrzymać". Z piłką wyczynia cuda
Działo się też po ostatnim gwizdku sędziego. Poniżej obrazek w formie wideo. Piotr Stokowiec chciał podać rękę Simundzy, a ten w odpowiedzi rzucił w jego kierunku parę słów i nie miał ochoty na przyjacielskie gesty.
Simundza został zapytany o to, co się wtedy wydarzyło. - Proszę spytać trenera Stokowca - odparł.
No to padło to pytanie po kilku minutach do szkoleniowca Pogoni.
- Nic się nie zadziało. Są emocje. Wiem, że nie jest fajnie dostać bramkę w doliczonym czasie gry, ale trzeba umieć zachować klasę i okazać szacunek do rywala, a nie - podając rękę - mówić, żebym podziękował sędziom. To trochę brak szacunku dla tej młodej drużyny i naszej pracy. W sporcie takie emocje się zdarzają, ale oczekiwałbym większego szacunku - stwierdził Stokowiec.