Anna Furtok wspomina męża. "Janek pomaga mi z góry"

Newspix / Na zdjęciu: Jan Furtok
Newspix / Na zdjęciu: Jan Furtok

- Na rocznicę śmierci czyściłam puchary. W pokoju Janka na pewno nic nie zmienię - deklaruje Anna Furtok, żona zmarłego byłego reprezentanta Polski. Kobieta zwraca się także do kibiców GKS-u Katowice.

Minął rok od śmierci Jana Furtoka - 36-krotnego reprezentanta Polski, napastnika GKS-u Katowice, HSV Hamburg i Eintrachtu Frankfurt. Furtok zmarł pod koniec listopada zeszłego roku, nagle, w domu. Zmagał się z chorobą Alzheimera, potrzebował całodobowej opieki, którą sprawowała nad nim żona Anna.

Choroba zaczęła rozwijać się dużo wcześniej niż w 2015 roku. Wtedy sportowiec miał już postawioną diagnozę. - Zapomniał nawet, jak wnuki mają na imię - mówiła nam żona byłego reprezentanta kraju.

Furtok wizualnie wyglądał bardzo dobrze, uśmiechał się, ale miał problemy z wykonaniem najprostszych czynności - z umyciem się, ubraniem. Nie kojarzył także zdarzeń z przeszłości.

Nie potrafił rozpoznać choćby herbu ukochanego klubu - GKS-u Katowice - w którym spędził piętnaście lat jako piłkarz, a później pracował w roli trenera, prezesa i dyrektora sportowego.

ZOBACZ WIDEO: Krychowiak w swoim stylu. Sala od razu wybuchła śmiechem

Rekord 20 goli Furtoka w niemieckiej lidze pobił dopiero wiele lat później Robert Lewandowski. Zawodnik z Katowic przez 22 lata był najskuteczniejszym polskim piłkarzem w historii Bundesligi. W sezonie 1990-91 o jedną bramkę wyprzedził Furtoka gracz Bayernu - Roland Wohlfarth - i to on został królem strzelców. Mimo to "Kicker" wybrał Polaka najlepszym napastnikiem tamtego sezonu niemieckiej ligi.

Furtok zmarł w wieku 62 lat. Anna Furtok była pod wrażeniem, w jaki sposób rocznicę śmierci upamiętnili kibice GKS-u Katowice podczas spotkania ligowego z Pogonią Szczecin (2:0).

Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Jak się pani ma?

Anna Furtok: Moje życie wygląda, jak wygląda. W tej chwili chodzę po lekarzach, czas mi leci. Dzieci mnie odwiedzają z wnukami, to i mam zajęcie. Po przedszkolu przychodzi młody wnuczek, dużo uwagi trzeba mu poświęcić, ciągle coś się dzieje. Dom staje się pełniejszy, ożywa.

Trzeba się pogodzić z tym, co się stało. Mężowi też chyba jest już lżej, mimo że był bardzo młodym człowiekiem. Szkoda. Z perspektywy czasu... każdy z nas tam pójdzie, do grobu, do nieba, prawda? A choroby robią swoje.

Mówiła pani, że mąż odszedł nagle. 

To był normalny dzień. Chodził, jadł. Wstaliśmy o 6 rano, jak zawsze, zjedliśmy śniadanie. O godzinie 14.00 miała przyjść pani doktor na badania. Janek odszedł nagle, szybko. Nie doczekał wizyty.

Pod sam koniec życia głównie leżał. 3 sierpnia ubiegłego roku spadł z łóżka. Trafił do szpitala. Skomplikowało się wszystko z jego zdrowiem. Zapomniał, jak się chodzi. Dałam go na rehabilitację, przywieźli mi go do domu i tylko leżał, miał cewnik. Stwierdziłam, że tak nie będzie. Nie będzie mi Janek tylko w jednej pozycji przebywał, bo wcześniej cały czas był aktywny. Do sklepu chodziliśmy, po ogrodzie. Z salonu do kuchni, do sypialni.

Nauczyłam go więc na nowo chodzić. Stawialiśmy pierwsze kroki, jak z dzieckiem. Najpierw wróciliśmy do pozycji siedzącej, później stojącej i lekko chodzącej. Przed listopadem Janek już odstawił chodzik. Przemieszczał się za mną, na przykład z pokoju do kuchni. Niedługo potem przyszło najgorsze.

Jak było z pamięcią pana Jana?

Cofała mu się, coraz mniej kojarzył. Patrzył na mecze w telewizji, ale bardziej reagował na muzykę. Kręcił głową do rytmu.

Czy zrozumiałam, co się stało, że męża już nie ma? Powiem panu, że nie umiem rzeczy Janka wydać bratu. Wolę, żeby tu ze mną były. Tak jakby miał się zaraz ubrać.

Janek cały czas jest z nami. W domu są jego zdjęcia, ubrania. Jeszcze to tak trochę potrwa. Pokój Janka, ten z plakatami i wszystkimi pamiątkami z kariery, stoi jak stał. Na rocznicę śmierci czyściłam mu puchary. Niczego nie zmienię. Jak idę do łóżka na wieczór, to zawsze wejdę do męża - tu gdzie umarł. Coś mu powiem, przeżegnam się.

To pomaga?

Nie da się nagle odciąć od historii, która była z nami całe życie.

Niedawno zmieniłam w salonie jego zdjęcie w ramce. Stoi na czarnych meblach, przy stole w jadalni. Na poprzedniej fotografii Janek siedział w białej koszulce i patrzył prosto. Tak jakby na nikogo. Znalazłam takie, na którym odprowadza mnie wzrokiem. Ma na sobie koszulę w kratkę. Gdy idę w prawo, Janek patrzy za mną, a jak w lewo, to też wiedzie za mną wzrokiem. Taki efekt zdjęcia. Spokojnie, to nie moje wymysły. Koleżanka też to potwierdziła.

Wiem, że on patrzy na mnie, pilnuje mnie. Jak powiem mu, że zapodziałam gdzieś okulary, bo pamięć też mi czasem szwankuje, to Janek zrobi tak, podpowie z góry, że za chwilę je znajdę. Wskazuje mi drogę, idę tam i proszę: są, leżą, czekają na mnie. Czuję jego obecność.

Byliście razem od 17. roku życia.

Zostały ze mną te wszystkie nawyki i tak już będzie do końca moich dni. Budzę się w nocy, tak jak zawsze, gdy wstawałam do Janka. Wstaję już o 6, tak jak z Jankiem.

Wtedy, o godzinie 6, już wydawał odgłosy, rozbudzał się, powoli robiliśmy toaletę, następnie śniadanie. W tym roku zadzwonił pan z fermy i pytał, czy tak jak na każde święta zamawiam u niego królika. Odmówiłam, bo królika lubił tylko Janek. W sklepie też chcę kupić mu coś do golenia, piankę albo żyletkę. Ale przecież go już nie ma.

Trudno odzwyczaić się po takim czasie od kogoś, kto był ze mną zawsze. Głowa ciągle przypomina, czego ta druga osoba potrzebuje.

A wie pan co? Ja zaczęłam teraz chodzić na mecze.

Jak to?

Ada Piekarczyk z naszej starej ekipy z Katowic wyciągnęła mnie na stadion GKS-u. Za życia Janka nie jeździłam na mecze. Po pierwsze: bo nie znam się na piłce, nie umiem kibicować. Poza tym, Janek mówił, że przynoszę żabę, czyli pecha. Byłam w Niemczech z trzy razy i chyba chłopakom wynik się nie ułożył.

W każdym razie, przyjechała po mnie Ada, byłyśmy na "Gieksie" trzy razy po śmierci męża. Chętnie pojechałam na stadion, żeby być gdzie indziej myślami. Spotkałam stare znajome, które poznałam, gdy Janek grał w GKS-ie. Fajnie było porozmawiać.

Podczas meczu z Pogonią kibice GKS-u Katowice upamiętnili rocznicę śmierci pani męża.

Odwiedzili mnie przyjaciele z Niemiec, poszliśmy na mszę, a później na stadion. Dzwonił prezes klubu Sławomir Witek, zapraszał. Jestem bardzo wdzięczna ludziom z GKS-u. Nie jest tak, że mąż odszedł i już o nas zapomnieli. Pytają, czy mi jakoś pomóc. Dziękuję.

Kibicom również dziękuję. To, co robią... aż mi ciarki przechodzą, łza wypływa z oka. Robią taką fajną oprawę, fajną robotę. Dziękuję im, że tak pamiętają o mężu. Wzruszyłam się na trybunach ostatnio. Aż mi koleżanka dała tabletkę na uspokojenie, żeby trochę zeszły ze mnie emocje. Jasiu Urban też dzwonił, pytał, nie zapomniał o Janku.

Jak się pani czuła na stadionie?

Fajnie to się skończyło z Pogonią. Pamiętam, zaraz po ślubie, to były stare czasy, mogę coś pomylić. Pobraliśmy się 16 kwietnia 1983 roku i tydzień lub dwa tygodnie później GKS pojechał do Szczecina. Mieli wrócić z punktami, ale dostali wciry (lanie - przyp. red.), chyba 0:6 (mecz odbył się 23 kwietnia 1983 i Pogoń wygrała 6:0 - przyp. red.). Mąż przyszedł do domu, nic nie mówił. A teraz wzięli rewanż, wygrali 2:0. Na pewno na początku wiosny jeszcze wybiorę się na stadion.

Listopad był dla mnie bardzo trudny, ale przeżyłam. Rocznica śmierci, wcześniej jeszcze Wszystkich Świętych. Teraz jeszcze głos mi się łamie. Były kwiaty, prezydent Katowic pan Marcin Krupa przyniósł mężowi wieniec. Przychodzili kibice. Mąż miał od rana do wieczora zapalone znicze. Bardzo dużo osób go odwiedziło.

Twarda z pani kobieta.

To się tak wydaje. Na zewnątrz człowiek udaje, że jest silny, a w środku to jednak pęka.

Myśmy się rozumieli z Jankiem bez słów. Mąż nie musiał uczestniczyć w tym, co działo się w domu. Przez całe życie wszystko załatwiałam. Potrafiłam. Mąż zajmował się sportem, wychowaniem młodzieży, żeby ta "Gieksa" się rozwijała. Pierwsza żona to była "Gieksa", później byli kibice, a na trzecim miejscu byłam ja. Nie mam o to pretensji. Nie wygarniałam mu tego, nie zabierałam tej przyjemności. Dziś widzę szacunek, jaki mają do niego ludzie.

Czuje pani dumę?

Nie robiliśmy sensacji, że Janek grał w kadrze albo w lidze niemieckiej. Nawet dziś krępuje mnie, gdy ktoś powie: "Idzie pani Furtokowa". Mi jest dobrze w tłumie lub w domu. A mąż zrobił dużo: dla młodych, starszych i wnuków. Wie pan co? Teraz tak patrzę na to wszystko po czasie, przychodzą refleksje. Janek był dobrym i ugodowym człowiekiem. Miałam naprawdę fajnego męża.

Rozmawiał Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty

Komentarze (22)
avatar
Ju Lee
8 h temu
Zgłoś do moderacji
7
0
Odpowiedz
Alzheimer bliskiej Ci osoby (wraz z kilkoma innymi chorobami jak rozległe udary itd) - to absolutnie najtrudniejszy egzamin z miłości, jaki życie/los/Bóg (niepotrzebne skreślić) może postawić p Czytaj całość
avatar
leopold-gozdur
9 h temu
Zgłoś do moderacji
12
9
Odpowiedz
choróbsko jak i inne...niedawno straciłem pamięć na dobre a mam 81 lat..dodatkowo cierpię na 2 nowotwory i cukrzycę.Leczę się Vitaminami aby poprawić hemoglobinę.Samodzielnie podjąłem si Czytaj całość
avatar
Maksymilian Klaudynski
9 h temu
Zgłoś do moderacji
9
0
Odpowiedz
Piękna miłość. Każdemu życzę takiej żony. 
avatar
darek piórecki
10 h temu
Zgłoś do moderacji
9
3
Odpowiedz
Dobrze że teraz rządzą prawdziwi Polacy i lekarz dzwoni raz w tygodniu i pyta jak się czujemy,czy jakieś badania nam zrobić trzeba,naprawdę jest jak obiecali. 
avatar
Marek Woź
13 h temu
Zgłoś do moderacji
12
0
Odpowiedz
To niezwykle podstępne choróbsko, cierpi przy tym nie tyle sam chory który jest tego nie świadomy bo już żyje w swoim świecie, ale jego najbliżsi którzy się nim opiekują, to ich wyniszcza. Wie Czytaj całość
Zgłoś nielegalne treści