- Osoba prowadząca działalność nie może pełnić funkcji publicznej - to zdaniem wiceprezydenta Gliwic, Piotra Wieczorka przeszkoda, która uniemożliwia Jackowi Kzyżanowskiemu pełnienie funkcji prezesa Piasta. Sęk w tym, że pół roku temu nikomu to nie wadziło. - Władze miasta, powołując mnie na funkcję prezesa, miały świadomość tego, kim jestem i co robię. Nie ma takiej możliwości, by magistrat nie zdawał sobie z tego sprawy. Ja nigdy nie ukrywałem, że prowadzę działalność gospodarczą. Po prostu na początku im to odpowiadało, ale teraz nagle przestało - wyjaśnia ten, który w środę pożegna się ze swoim stanowiskiem. W Urzędzie Miasta Gliwice utrzymują jednak, że nie byli pewni, czy Krzyżanowski prowadzi firmę pod własnym nazwiskiem, dlatego wcześniej zaakceptowali jego kandydaturę.
Prezes gliwickiego klubu przez długi czas był wprowadzany w błąd. Miasto podało mu warunki, które musi spełnić, by utrzymać się na stanowisku, ale jak się okazało, starania Krzyżanowskiego były niepotrzebne. - Początkowo żądano ode mnie podania terminu zakończenia działalności, kiedy to uczyniłem, dowiedziałem się, że zostanę odwołany, bo zostały złamane przepisy prawa. Jestem tym zaskoczony i zdegustowany - powiedział sternik niebiesko-czerwonych. Co na to miasto? - Zostało złamane prawo, a tego tolerować nie możemy - kwituje wiceprezydent Wieczorek.
Jacek Krzyżanowski nie ma wątpliwości, że jego los już wcześniej został przesądzony. Szukano tylko dogodnego momentu na wprowadzenie myśli w czyn. - Zdecydowano się na ten krok teraz, gdy emocje związane z awansem i utrzymaniem w ekstraklasie opadły. Jednak już wcześniej postanowiono, że tak się stanie. Ten zamiar po prostu przeciągnięto w czasie. Uważam to za pewien rodzaj nieuczciwości i niemoralności władz miasta.
Jeżeli środowe głosowanie będzie niekorzystne dla dotychczasowe prezesa, na co wszystko wskazuje, bo miasto posiada liczebną przewagę w radzie nadzorczej, Krzyżanowski nie będzie mógł zarządzać Piastem. Pozostanie jedynie prezesem stowarzyszenia. Kto wybierze nowego sternika klubu? - Mogą go wybrać z ramienia miasta. To jest kwestia kompetencji rady nadzorczej, a w niej magistrat ma trzy głosy z pięciu. To czy będzie to ktoś ze stowarzyszenia, czy gminy tego nie jestem w stanie teraz powiedzieć - wyjaśnił Krzyżanowski.
Na razie śmiało można stwierdzić, że Piast na spółce z miastem wyszedł jak Zabłocki na mydle. Budowa nowego stadionu nadal nie ruszyła i do połowy maja w tej materii na pewno nic się nie zmieni. Klub może więc nie otrzymać licencji na występy w ekstraklasie nawet jeśli sportowo się w niej utrzyma. To jeszcze nie wszystko. W Piaście do teraz nie zobaczyli na oczy pieniędzy obiecanych za promocję miasta! - Oczywiście na klubowe konto nic nie wpłynęło. Nie otrzymaliśmy ani grosza. Podobno trwającą pół roku przeszkodą był brak rozwiązań prawnych, które by temu sprzyjały. Tak przynajmniej zostaliśmy poinformowani przez prezydenta Wieczorka na zebraniu Komisji Edukacji, Kultury i Sportu - zaznaczył nadal aktualny prezes.
Stowarzyszenie Piasta kontra miasto. Wojna na górze może nikomu nie wyjść na dobre, a już na pewno nie drużynie, która musi się martwić o ligowy byt. - Zrobił się bałagan, który nikomu nie sprzyja. Myśmy wcześniej dobrze funkcjonowali, bez wsparcia miasta. Oni wnieśli swoją część finansów za 51 proc. udziałów. Za to zabrano nam giełdę, dzięki której przez wiele lat radziliśmy sobie na rynku piłkarskim. To przypomina zaplanowaną akcję ograniczenia działalności stowarzyszenia, zmniejszenia walorów i jego znaczenia. Chcą nam odebrać to, co przez lata stworzyliśmy - powiedział zniesmaczony Krzyżanowski.