Zespół Śląska do potyczki z Jagiellonią przystąpił w osłabionym składzie. Początek meczu należał jednak do wrocławian, później ta sytuacja uległa już zmianie. - Nas jakoś w tej pierwszej połowie trochę sparaliżowało. Tu jest chyba główna przyczyna tej porażki - wyjaśniał w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Łukasz Madej, pomocnik Śląska.
Zawodnicy Jagiellonii wyszli bardzo zdeterminowani na plac gry. Po kilku minutach przejęli oni inicjatywę na boisku, której nie oddali już do samego końca. Już w 9. minucie Jaga miała dobrą okazję do zdobycia gola. Tomasz Frankowski świetnie podał do Maycona, ten miał przed sobą tylko golkipera Śląska i trafił... prosto w niego. W odpowiedzi strzelał Madej, ale Grzegorz Sandomierski poradził sobie z obroną tego uderzenia. Zawodnikom obu drużyn brakowało skuteczności i celności. Zwłaszcza goście wyprowadzali dużo akcji, ale nie mogli ich zakończyć strzałem. Trzeba przyznać, że drużyna z Białegostoku zdominowała środek boiska. Świetnie grał Rafał Grzyb, na skrzydle szalał Jarosław Lato. I to właśnie ten zawodnik jako pierwszy wpisał się na listę strzelców. W 33. minucie sędzia podyktował rzut wolny z 17 metrów. Frankowski lekko trącił piłkę, tą precyzyjnie kopnął Lato, a po chwili zatrzepotała ona w siatce. - Mieliśmy idealną sytuacje do tego, żeby strzelić gola i tak się stało - opisał sam Lato.
W zespole gospodarzy bardzo starał się Sebastian Mila, który dwoił się i troił. Brakowało mu jednak wsparcia. Piłka po jego strzelał zwykle przelatywała obok słupka. On także zauważył, że w pierwszej połowie Śląsk zagrał słabo. - Chyba wtedy popełniliśmy najwięcej błędów - stwierdził były reprezentant Polski.
Druga odsłona zmagań rozpoczęła się od mocnego akcentu. Już w 51. minucie podcięte zostały skrzydła zielono-biało-czerwonych. Po rzucie rożnym wykonywanym przez Latę futbolówkę głową trącił Hermes, ta spadła na 12 metr, gdzie z pierwszej piłki fantastycznym strzałem do bramki skierował ją Remigiusz Jezierski. Był to strzał w samo okienko, a Jezierski, tak jak i Lato, to byli zawodnicy Śląska Wrocław.
Podopieczni Ryszarda Tarasiewicza chcieli zdobyć gola, ale nie potrafili skutecznie zagrozić bramce Sandomierskiego. Od 70. minuty Jagiellonia powinna prowadzić już 3:0. Kamil Grosicki znalazł się sam na sam z Marianem Kelemenem. Biegł z piłką przez pół boiska, nikt go nie atakował. Minął on już golkipera, ale nie zdołał oddać strzału, a Kelemen zdążył mu jeszcze zabrać futbolówkę. Reprezentant Polski zmarnował kapitalną okazję.
Niewykorzystane sytuacje się mszczą i wrocławianom udało się jeszcze wpisać na listę strzelców. W 77. minucie po dośrodkowaniu Mili z rzutu rożnego celną główką popisał się Piotr Celeban. Mimo starań zawodników Śląska wynik nie uległ już zmianie. Jagiellonia Białystok po 32. meczach z rzędu w końcu wywalczyła trzy punkty na wyjeździe. Po spotkaniu Tomasz Frankowski mógł powiedzieć: - W końcu nasi kibice mogą szczęśliwie wracać do Białegostoku. Fani Jagi w końcu mogą odetchnąć. Zły koszmar obcych stadionów dobiegł już końca.
Śląsk Wrocław - Jagiellonia Białystok 1:2 (0:1)
0:1 - Lato 33'
0:2 - Jezierski 51'
1:2 - Celeban 77'
Składy:
Śląsk Wrocław: Kelemen - Wołczek, Celeban, Fojut, Pawelec, Madej, Sztylka, Mila, Spahić (88' Łudziński), Ćwielong, Sotirović.
Jagiellonia Białystok: Sandomierski - Cionek, Skerla, Sidgy, Norambuena, Maycon (59' Grosicki), Grzyb, Hermes, Lato, Frankowski (76' Burkhardt), Jezierski (68' Bruno).
Żółte kartki: Sztylka (Śląsk) oraz Sandomierski (Jagiellonia).
Sędzia: Dawid Piasecki (Słupsk).
Widzów: 5000.
Ocena meczu: 3,5. Spotkanie nie było porywającym widowiskiem, choć momentami mogło się podobać. Okrasą całego pojedynku może być bramka Remigiusza Jezierskiego.