Kamil Górniak: Pokonaliście Stal 1:0, ale gola zdobyliście dopiero w 89. minucie.
Emil Drozdowicz: Wydaje mi się, że spotkanie typowo na remis. W końcówce mieliśmy sporo szczęścia. Tym razem los się odwrócił i to do nas uśmiechnęło się to szczęście i w końcówce zdobyliśmy gola.
Poza stałymi fragmentami gry nie stwarzaliście zagrożenia pod bramką Stali.
- Właściwie tak. Takie mieliśmy zadanie, żeby nie stracić bramki w Stalowej Woli. Wiadomo, że w ataku zawsze coś się może udać, jakaś akcja a po niej gol. Stało się to, co przewidział trener. Była jedna sytuacja, która całkowicie zmieniła wynik meczu. Remis byłby zasłużony, ale teraz mieliśmy szczęście i udało się wygrać.
Przed tym pojedynkiem mówiliście, że będzie to trudny mecz, że jest tu ciężkie boisko oraz kibice, którzy tworzą dobrą atmosferę i gra się tutaj nie za dobrze. Przyjechaliście po trzy punkty i się udało.
- Zgadza się. Chcieliśmy przełamać to boisko, ten mit, że tutaj gra się ciężko. Bardzo trudno gra się w piłkę na tej murawie. Nie sprzyja to ładnej grze. Trzeba walczyć i my to zrobiliśmy. Nie zaprzestaliśmy do samego końca w tym staraniu się o jakiś trafienie. Po raz kolejny powtórzę, że bardzo ważne jest szczęście.
W Gorzowie zremisowaliście 0:0 ze Stalą, ale już w Stalowej Woli zdołaliście rozstrzygnąć spotkanie na swoją korzyść.
- Dokładnie. W Gorzowie staraliśmy się wygrać. My mamy postawione zadanie, aby z tymi zespołami, które bronią się przed spadkiem nie dać sobie wbić gola. Ta strata by nas dużo kosztowała. Potem drużyna może się cofnąć do defensywy i przez to gra się bardzo ciężko.
W tym pojedynku nie mieliście łatwego zadania, gdyż Stal ambitnie walczyła, ale brakowało jej wykończenia.
- Mamy niezbyt rosły zespół i boisko nie sprzyjało do gry piłką. Musieliśmy się ograniczać do długich podań, kilka akcji było, kiedy próbowaliśmy poklepać trochę piłkę, ale na tej murawie to jest niemożliwe. Niestety dla kibiców ta potyczka nie była najładniejsza. Inaczej patrzy się na zawody, kiedy jest sporo ciekawych akcji, a nie tylko grania długimi podaniami. Byliśmy zmuszeni niestety do takiej gry. Z takiego grania nie jest zbyt wiele sytuacji bramkowych.
Powrócił pan do GKP po niezbyt udanej przygodzie w Arce Gdynia.
- W zasadzie straciłem pół roku. Chciałem grać w ekstraklasie, ale widocznie czegoś mi jeszcze zabrakło i musiałem wrócić do pierwszej ligi.
A czego właśnie zabrakło?
- Czego zabrakło? Zapewne szansy na grę. Było tam spore zamieszanie wokół tego wszystkiego. Nie chciałbym już o tym mówić, gdyż bardzo długo to przeżywałem. Myślę, że jeszcze do tej pory to wszystko siedzi. Chciałbym o tym jak najszybciej zapomnieć i skupić się na graniu tutaj w Gorzowie.
Wydaje się, że ta ilość punktów na waszym koncie pozwala wam na taką zabawę w piłkę.
- Raczej nie. Do samego końca musimy walczyć o to utrzymanie z zespołami, które są za nami. Jest przecież Wisła Płock czy Znicz Pruszków, które organizacyjnie są na wysokim poziomie. Te ekipy nie powinny ograniczać się do walki o utrzymanie. Wydaje mi się, że te drużyny mogłyby nawet walczyć o awans. Do samego końca będzie walka o uniknięcie tej degradacji. My mamy swoje zadanie, ale goniące nasz zespoły mogą jeszcze nas dogonić.
W poprzednim sezonie mieliście 36 punktów i zajęliście miejsce, które obecnie gwarantuje utrzymanie. Ostatni spadkowicz miał 32 oczka, czyli tyle, ile macie teraz. W poprzednich sezonach podobna ilość dawała spokój.
- Niby to tak jest. W poprzednich rozgrywkach musieliśmy walczyć jeszcze w barażach o uchronienie się przed degradacją. Całe szczęście nam się to udało. Mamy te 32 punkty, ale mamy przed sobą postawione jakieś cele i nie będziemy z nich rezygnować. Nie będziemy przecież wychodzić na kolejny mecz i nie położymy się przed rywalem. Każdy z nas ma ambicje.
A jaki macie ten cel na ten sezon?
- Na pewno chcielibyśmy zająć miejsce powyżej 10 miejsca. To jest założenie postawione między nami, a klub interesuje tylko utrzymanie.