Co zrozumiałe, Ślusarski w pojedynkę nie potrafił odwrócić losów spotkania. - Zagrałem po raz pierwszy od siedmiu miesięcy, ale tylko i wyłącznie z tego faktu się mogę cieszyć. Z wyniku przecież już nie - przyznał po końcowym gwizdku.
Od sierpniowego meczu z Lechem Poznań, w którym Ślusarski zerwał więzadła prawym w kolanie, brakowało go dokładnie przez 1714 ligowych minut. W tym czasie Cracovia zdobyła ledwie 17 bramek, co daje średnio jedną bramkę co 100 minut. - Mam nadzieję, że ruszy teraz Ślusarski, na którego Jagiellonia po jego wejściu na boisko zwróciła dużą uwagę, rzucając siły do neutralizacji go - komentował po spotkaniu trener Pasów, Orest Lenczyk, który do końca wahał się czy już teraz umożliwić podopiecznemu powrót na boisko. - Kiedyś już pozwoliłem sobie wpuścić do gry zawodnika, który ze względu na stan zdrowia nie powinien znajdować się na boisku. Chcę oszczędzić tego Ślusarskiemu - mówił Lenczyk.
Sam Ślusarski twierdzi jednak, że w kwestii zdrowotnej nic nie stoi na przeszkodzie temu, by grał regularnie. - Fizycznie jest ok, noga też w porządku. To, czego od siebie oczekiwałem, osiągnąłem - wróciłem. Takie mecze są mi potrzebne. Teraz grałem już swobodnie, już się nie bałem. Gra w Młodej Ekstraklasie pomogła mi w „przetarciu”. Jestem gotowy na kolejne spotkania, chociaż nie chcę rozmawiać o tym, w jakim wymiarze czasowym. Czuję się już dobrze, a sytuacja jest taka, że bardzo, bardzo chcę pomóc teraz drużynie - deklaruje snajper Cracovii.
"Ślusarz" jest jednym z ulubieńców pasiastej publiczności. Równocześnie jest też zawodnikiem, od którego w Krakowie wymaga się bramek, które zapewnią Cracovii spokojne utrzymanie w lidze. Ślusarski pozwolił więc sobie na apel skierowany w stronę kibiców, którzy powoli zaczynają tracić cierpliwość w stosunku do poczynań podopiecznych Lenczyka. Sympatycy Pasów mogą mieć bowiem małe deja vu - przed rokiem znajdowali się w identycznej sytuacji, co ostatecznie przyniosło przedostatnie miejsce na koniec sezonu: - Chciałbym zaapelować do kibiców, żeby byli cierpliwi. Ja wiem, że kibic Cracovii jest bardzo cierpliwy, bo rok temu była taka sama sytuacja. Wierzę głęboko w to, że w tym roku się przełamiemy i zaczniemy wygrywać. Wiemy, że tych spotkań nie zostało dużo, ale zrobimy wszystko, żeby zwyciężać. Teraz, kiedy już mam na to jakiś wpływ, zrobię wszystko co w mojej mocy, żebyśmy wygrywali i zdobywali tak potrzebne nam punkty.
Ślusarski nie zbawił Cracovii w spotkaniu z Jagiellonią, ale jego pojawienie się na boisku było ożywczym bodźcem dla Pasów. Sam piłkarz jest niezwykle naładowany energią, a entuzjazm tryska z niego z każdym wypowiedzianym słowem. - Jest problem. Każdy to dostrzega i my również. Dlatego w końcu trzeba zagrać z polotem z przodu. Grać nie tak, jak w zeszłym roku - „z nożem na gardle”, z paniką w tyle głowy. Trzeba zagrać mądrze, spokojnie, konsekwentnie z tyłu i z pomysłem w ataku: żebyśmy uderzali na bramkę, żebyśmy stwarzali sobie sytuacje bramkowe. W tej drużynie jest taki potencjał, że jeśli tylko będziemy sobie stwarzać jakiekolwiek sytuacje, jeżeli będziemy konsekwentni w obronie, to wszystko zaskoczy i wejdziemy na „właściwe tory” - tłumaczy pochodzący z Wielkopolski napastnik.
W przyszły piątek Cracovia zmierzy się na Dialog Arena z Zagłębiem Lubin. Ślusarski sprawia wrażenie, jakby tuż po pojedynku z Jagiellonią chciał zmierzyć się z Miedziowymi. - Już się nie mogę doczekać Lubina, bo po meczu z Jagiellonią jestem tak zły, tak wściekły, że święta będę miał - jak my wszyscy zresztą - fatalne. Ja teraz, po tym tym występie, chcę wyjść i zagrać drugi mecz. Chcę jak najszybciej zdobyć trzy punkty i to jest wszystko - mówi rozemocjonowany Ślusarski.