Jurij Szatałow: Chciałbym, żeby sędziował jakiś komputer

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

- <i>Spodziewałem się czegoś takiego. A dlaczego? Bo sędzia ten kręcił nas już w meczu z Bełchatowem</I> - w tym dość mocnym tonie ocenił arbitra z Warszawy trener Polonii Bytom, Jurij Szatałow, który odwołał się do grudniowego spotkania Polonii z GKS-em Bełchatów. - <i>Chciałbym, żeby sędziował jakiś komputer</I> - pół żartem, pół serio, stwierdził opiekun bytomian.

Mecz Arki z Polonią Bytom z pewnością na długo wspominać będą nie tylko kibice, ale i również piłkarze oraz trenerzy obu zespołów. W tym jakże dramatycznym meczu byliśmy świadkami wielu emocji, niestety nie tylko tych pozytywnych, ale i negatywnych. O te złe zadbał arbiter z Warszawy, Marek Karkut. - Nie mam żadnego wpływu na decyzję sędziego - odpowiedział na pytanie jednego z dziennikarzy o sytuacji z rzutem karnym i zamieszaniu z nim związanym trener Arki, Dariusz Pasieka. Z perspektywy trybun wydawać się mogło, iż to opiekun żółto-niebieskich swoimi okrzykami wpłynął na zmianę decyzji sędziego. - Tak, krzyczałem, ale na zawodników. Oni mnie słyszą, bo mam donośny głos - żartobliwie stwierdził. Na kogo zatem krzyczał, jeśli w pobliżu nie było żadnego z piłkarzy? - Krzyczałem do Tadasa (Labukas - przyp.red).

Punkt zdobyty w takich okolicznościach musi cieszyć trener Polonii. Wszak jego zespół przegrywał 1:2, by niemal w ostatniej sekundzie przedłużonego czasu gry doprowadzić do wyrównania. - Przed meczem nigdy nie zastanawiamy się czy będzie remis, czy może zwycięstwo. Do każdego spotkania podchodzimy z myślą o wygranej. I wpływ na to mają różne czynniki. Po pierwsze: jak gramy. Po drugie: na co nam pozwala przeciwnik - analizował Jurij Szatałow. - Czy zadowoleni jesteśmy z punktu? Na pewno z przebiegu takiego spotkania, gdzie przegrywaliśmy muszę odpowiedzieć, że tak. Fragmentami graliśmy dziwną piłkę, ze zdziwieniem patrzyłem na swoich zawodników - kontynuował.

To kolejne już spotkanie w tym sezonie, w którym arbitrzy niekoniecznie sprzyjają bytomianom. W meczu z Arką co prawda arbiter Polonii nie skrzywdził, ale prowadzący ten pojedynek Marek Karkut zapadł w pamięci trenera Polonii. - Spodziewałem się czegoś takiego. A dlaczego? Bo sędzia ten kręcił nas już w meczu z Bełchatowem, kiedy to dał GKS-owi karnego z powietrza. Dwóch zawodników Bełchatowa zderzyło się w polu karnym, a on wskazał na "wapno". Costly zderzył się z Nowakiem. Arbiter co prawda dostał niską notę za to spotkanie, ale dla nas to żadne pocieszenie - odwoływał się do grudniowego pojedynku GKS - Polonia, zakończonego remisem 2:2.

Sytuacja z nieprzychylnym sędziowaniem jednej z drużyn miała w tym sezonie już miejsce. Klub, który ucierpiał w wyniku decyzji sędziego zwrócił się do związku z prośbą, aby dany "rozjemca" nie prowadził meczu skrzywdzonej drużyny. Czy trener Polonii zamierza podjąć takie kroki? - Powiem tak: w ostatnim czasie arbitrzy popełniają sporo błędów. W ogóle chciałbym, żeby sędziował jakiś komputer, ale tak się nie da. Na pewno nie będziemy tego zgłaszać do związku, gdyż nie ma to sensu. Arbitrów i tak jest mało. Raz się mylą na naszą, innym razem na przeciwnika niekorzyść, co może wynikać z ich słabości - stwierdził Ształow.

W meczu Arki z Polonią były dwa kontrowersyjne momenty. Pierwszy dotyczył sytuacji, kiedy to niemal z koszulki rozebrany został obrońca gospodarzy, Maciej Szmatiuk, a drugi przy ręce w polu karnym, której sędzia nie widział, ale po burzliwych naradach karnego jednak podyktował. - Oczywiście, rękę widziałem jak najbardziej. Tutaj jednak sędzia zrobił błąd, kiedy puścił akcję, a o ile dobrze pamiętam, w przepisach jest taki zapis mówiący o tym, że nie ma prawa cofnąć swojej decyzji - przekonywał Szatałow. Gdy jednak dziennikarze udowodnili, iż arbiter miał prawo cofnąć swoją decyzję, dodał: - Faktycznie, w takim razie zwracam honor.

- My nie jesteśmy od oceny arbitrów. Leży to w gestii obserwatora i to on wydaje odpowiednią ocenę. Ja mogę ocenić jak gra mój zespół. Użyłem słowa, że ktoś nas tam kiedyś kręcił, ale wiadomo to są emocje. My jednak samym gadaniem nic nie zdziałamy. Oczywiście w trakcie meczu udzielają nam się emocje i nie możemy bezczynnie siedzieć i obserwować mecz. To jest sport. Żyjemy tak samo, jak czasami kibice - nieco już dyplomatyczniej mówił opiekun Polonii.

Polonia dobrze grała tylko do 30-35 minuty spotkania. Potem bytomianie nie potrafili stworzyć klarownej okazji do strzelenia bramki. Zaskoczony taką postawą zespołu, był trener Szatałow: - Całej połowy nie graliśmy dobrze, były fragmenty dobrej gry, do jakieś 30-35 minuty. Jeśli zaś chodzi i cały pojedynek to nie chciałbym więcej widzieć tak grającego zespołu.

Remis w takich okolicznościach musi martwić piłkarzy Arki. Jak na to wszystko zareagował w szatni Dariusz Pasieka. Czy dał upust swoich emocji i wyładował swoją złość na piłkarzach, którzy zremisowali wygrany mecz na własne życzenie po dziecinnym błędzie, niczym Alex Ferguson, menadżer Manchesteru United? - Po pierwsze ja nie jestem Alex Ferguson. Po drugie każdy z nas ma jakiś swój styl reakcji. To są jednak nasze wewnętrzne sprawy i nie chciałbym o nich mówić na konferencji prasowej. Na pewno jesteśmy w szoku po tym jak straciliśmy bramkę w ostatnich sekundach meczu. Nie jest łatwo przetrawić taką sytuację - mówił szkoleniowiec gdynian. To że jesteśmy jeszcze w miarę w formie psychicznej, to na pewno świadczy dobrze o nas. Przyjdzie czas na analizę. Chłopacy za ten wysiłek włożony w drugiej połowie niestety nie zostali wynagrodzeni trzema punktami. Nie wiem czy można mieć lepszą sytuacją, niż tą, którą miał Tshibamba, gdzie już właściwie położył bramkarza i miał przed sobą pustą bramkę. Zbyt długo jednak zwlekał, później chciał mocno uderzyć, nie trafił dobrze w piłkę no i przestrzelił. Takie sytuację się mszczą i miało to potwierdzenie w tym spotkaniu - analizował Pasieka.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)