Artur Długosz: Piłkarzom Cracovii nie udało się odnieść zwycięstwa w Lubinie w starciu z KGHM Zagłębiem. Były jednak okazje do zdobycia gola, zwłaszcza w końcówce spotkania.
Radosław Matusiak: Szkoda, szkoda, bo po tych naszych pięciu porażkach w piątek przerwaliśmy tą passę. Mieliśmy okazję na to, aby wywieźć z Lubina trzy punkty. Nie udało się i cieszymy się z tego co jest.
Dlaczego dopiero w końcówce spotkania ruszyliście tak zdecydowanie do ataku?
- Ciężko powiedzieć z czego to wynikało. Koncentrowaliśmy się bardziej na tym, żeby nie stracić gola. W drugiej połowie nie wiem, czy piłkarze Zagłębia opadli z sił - zrobiło się troszkę więcej miejsca i stąd może więcej naszych akcji. Najważniejsze, że nie przegraliśmy i jakby z czystą kartą przystępujemy do następnego meczu.
Na początku drugiej połowy Cracovia była cofnięta. Mieliście grać z kontrataku?
- Tak. My nie jesteśmy drużyną, która gra atak pozycyjny i utrzymuje się przy piłce. Nastawiamy się na grę z kontry - szczególnie na wyjazdach. Takie były założenia na piątek, że mieliśmy z Bartoszem Ślusarskim szukać skrzydeł, tak aby ruszyć z szybką akcją do przodu i coś strzelić. Tak jak jednak powiedziałem - nie udało się strzelić gola, wywieźliśmy z Lubina jeden punkt, który myślę, że dla nas jest cenny.
Jak się grało w parze z Bartoszem Ślusarskim w ataku?
- Na pewno lepiej grać we dwóch niż samemu. Zawsze łatwiej jest absorbować czterech obrońców we dwójkę niż pojedynczo. Bartek jest na pewno dobrym zawodnikiem. Było widać w piątek, że tą piłkę przytrzymał, zgrał, doszedł do główki. Zawsze to było dla mnie łatwiej szarpać z przodu. Potrzebuje on jeszcze dwóch, trzech meczów, aby dojść do pełnej formy fizycznej. Po takiej długiej przerwie nie możemy wymagać od niego na razie wymagać cudów.
Akcja z 72. minuty, kiedy byłeś sam na sam będzie ci się śniła po nocach?
- Na pewno żałuję, bo nie spodziewałem się tej piłki. Sytuacja wyniknęła z niczego. Odbiła się ona komuś od nogi i uderzyłem sytuacyjnie. Szkoda, bo odbiła się ona jakimś cudem od bramkarza. Jakby futbolówka leciała trzy centymetry inaczej to pewnie byłaby bramka. Takie jest życie napastnika. Kiedyś piłka odbiła się od pleców, teraz od biodra.
Przed wami kolejne spotkanie wyjazdowe. Tym razem z Polonią Bytom. Tam będzie ciężko o punkty, bo tam jest zawsze trudno o nie.
- Nam w tej sytuacji jest wszędzie ciężko o punkty. W Lubinie to nie był łatwy mecz, tak samo będzie w Bytomiu. Polonia na swoim stadionie jest silną drużyną. Tak jak powiedziałem to piątkowe spotkanie daje nam takie pewne powody do optymizmu, że możemy jednak te punkty zdobywać. Może powoli, bo powoli, ale zawsze.
Tak się stało po przerwie zimowej, że Cracovia wyrosła na jednego z kandydatów do spadku. Jak wy się na to wszystko zapatrujecie?
- Na pewno inne były nasze oczekiwania w stosunku do tej rundy rewanżowej. Przyjechaliśmy z obozów naładowani chęcią i siłami do tego, aby zwyciężać. Nie udało się. Poza meczem z Koroną Kielce przegraliśmy wszystkie spotkania. W klubie panuje troszeczkę taka atmosfera podłamania, bo pod koniec tamtej rundy wyniki były przyzwoite. Minęło kilka miesięcy i jest zupełnie odwrotnie. Nikt nie wiedział w klubie co robić. Piątkowy mecz da jednak troszkę otuchy.
Jeden punkt wystarczy wam jako takie przełamanie?
- Musi. W tej chwili musi. Zdobyliśmy jeden punkt, nie przegraliśmy i to jest najważniejsze. Punkt to punkt. Gdybyśmy w tamtych meczach zdobyli po punkcie to w tej chwili sytuacja byłaby zupełnie inna.
Możecie zapewnić swoich kibiców, że Cracovia nie spadnie z ligi?
- Zapewnić to mogę, że pewnie umrzemy wszyscy. W tamtym sezonie też nikt się nie spodziewał, że Cracovia spadnie, a spadła. Mogę obiecać, że zrobimy wszystko, aby Cracovia nie spadła.