Sprzeczne informacje z obozu Śląska

Kiedy 12 grudnia minionego roku Śląsk Wrocław pokonał 1:0 na własnym terenie Polonię Warszawa, na zakończenie rozgrywek w 2009 roku plasował się na 8. pozycji w tabeli i miał 9 punktów przewagi nad otwierającą strefę spadkową drużynę Zagłębia Lubin. Nikt na Oporowskiej nie zastanawiał się wtedy nad tym, że na 6 kolejek przed końcem sezonu ekipa Ryszarda Tarasiewicza będzie poważnie drżeć o utrzymanie ligowego bytu.

Jednak za sprawą fatalnej dyspozycji na wiosnę sprawdził się ten czarny scenariusz. Po 24 rozegranych spotkaniach Śląsk ma 5 punktów przewagi nad pierwszym spadkowym miejscem, a do tego od wspomnianego meczu z Czarnymi Koszulami nie potrafi sięgnąć po komplet punktów. Biorąc pod uwagę tylko spotkania rozegrane w 2010 roku, wrocławianie są najsłabszą ekipą ligi, zdobywając zaledwie 4 punkty w 7 kolejnych meczach. W miniony wtorek przegrali w Krakowie z Wisłą. - Nawet nie wiem czy oddaliśmy strzał na bramkę Wisły w tym meczu - zastanawia się eks-wiślak Piotr Ćwielong, który po zimowych przenosinach do dolnośląskiego klubu stwierdził, że Śląsk tak naprawdę niewiele różni od zespołu mistrzów Polski. - Z czasem tak będzie. Oczywiście, teraz indywidualnościami Wisła nas przewyższa, ale z czasem się to zmieni. We Wrocławiu jest budowana dobra drużyna i będziemy rywalizować z najlepszymi - utrzymuje "Pepe".

Póki co jednak wrocławianie zamiast myśleć o rywalizacji z Wisłą, Lechem i Legią o czołowe lokaty w lidze, musi martwić się o to, czy w przyszłym sezonie nadal będzie występować będą w najwyższej klasie rozgrywkowej. Ćwielong jednak bardzo optymistycznie podchodzi do tego zagadnienia: - Spokojnie. Nie zaprzątamy sobie tym głowy. Jedno zwycięstwo i będziemy w komfortowej sytuacji. Nikt nie wierzy w to, że możemy spaść.

Z opinią wygłoszoną przez Ćwielonga nie zgadza się kapitan Śląska, Dariusz Sztylka. - Nie podzielam zdania Piotrka. 30 punktów może nie starczyć do utrzymania się w ekstraklasie. Na pewno nie jesteśmy nawet blisko komfortowej sytuacji. Żeby tak się stało, musimy włożyć w kolejne mecze maksimum swoich możliwości sportowych i ambicjonalnych. Może dopiero 32-33 punkty starczą do utrzymania, ale do tego potrzeba co najmniej dwóch zwycięstw - przekonuje Sztylka.

Jego zdaniem Śląsk musi wreszcie zacząć być groźniejszy pod bramką przeciwnika. Więcej niż jednego gola w meczu zespół Tarasiewicza po raz ostatni zdobył 21 listopada minionego roku. Od tego czasu ledwie 6 razy trafił do siatki rywali, a w czterech meczach ta sztuka nie udała mu się w ogóle. Sztylka liczy na poprawę tego elementu gry już w sobotnim spotkaniu z GKS-em Bełchatów. - Z Wisłą mieliśmy może jedną, dwie sytuacje. Mecz z Bełchatowem będzie inny. Będziemy grali u siebie. Będziemy dysponowali większą siłą ofensywną. Wracają bowiem Sotirović i Szewczuk. Musimy w tym meczu zrobić wszystko, kopać do przodu, gryźć, wybijać po autach, ale strzelić choćby tą jedną bramkę i zdobyć trzy punkty.

Optymizmu Ćwielonga nie podzielił również sam Ryszard Tarasiewicz, który w swoim stylu na konferencji prasowej po meczu z Wisłą określił sytuację Śląska: - Nie będę "kozaczył". Sytuacja nie jest komfortowa.

Sprzymierzeńcem Śląska nie jest też kalendarz gier. Oprócz najbliższego meczu z GKS-em Bełchatów, Na 5 ostatnich spotkań w sezonie, wrocławianie aż 4 rozegrają z bezpośrednimi konkurentami w walce o utrzymanie: Zagłębiem Lubin, Piastem Gliwice, Odrą Wodzisław Śląski oraz Arką Gdynia. Mecze z Zagłębiem i Piastem rozdzieli jeszcze pojedynek z aspirującym do mistrzostwa Polski poznańskim Lechem...

Komentarze (0)